JEZIORO DUCHÓW (Ustka)
Po zachodniej stronie Ustki znajduje
się niewielkie jeziorko przedzielone groblą. Jego jedna część zarosła
trzcinami, lecz w drugiej wciąż połyskuje tafla wody. Z miejscem tym wiążą się
niejedna tajemnica. Wszak nie bez przyczyny nazwano je Jeziorem Duchów.
Opowiadano, że pojawiają się tu błędne ogniki, zwodzące zabłąkanych wędrowców
prosto w bezdenną otchłań. Niektórzy uważają, że to dusze topielców, którzy
stracili tutaj życie; inni wskazują na mamiące światłem błędnice, zachęcające
podróżnych do zboczenia z drogi. O mocy tych istot przekonał się przed wiekami
pewien dziedzic z Lędowa, który z rodziną wracał do domu.
Była to ciemna, bezgwiezdna noc.
Dochodziła już północ, ale pan wraz z żoną i dziećmi jeszcze nie wychodził z
gospody w Ustce. Woźnica, który od kilku godzin czekał na nich przed budynkiem,
drzemał na koźle. Konie niecierpliwie przebierały kopytami, rwąc się już do
drogi. W końcu drzwi otworzyły się szeroko i dziedzic wyszedł na zewnątrz.
-
No, teraz możemy już wracać.- stwierdził zadowolony i osobiście otworzył
drzwiczki powozu, wpuszczając do środka rodzinę.
Woźnica ocknął się z drzemki i
spojrzał na pana.
-
Ruszamy?
-
Tak. Późno już, więc jedź na skróty, drogą wzdłuż jeziora.- odpowiedział i
dołączył do bliskich.
Gdy drzwiczki powozu zamknęły się na
powrót, woźnica strzelił z bata i konie ruszyły w drogę. Po chwili kopyta
zadudniły na drewnianym moście na Słupi. Nie minęło wiele czasu, a powóz
skręcił na ścieżkę prowadzącą przez las. Wokół panowała cisza, jedynie wiatr
szumiał w koronach drzew. Nagle, w oddali zapłonęły jakieś światła.
-
Lędowo? Tak szybko?- pomyślał woźnica.
Był jednak zmęczony i chciał jak
najszybciej dotrzeć do domu. Z zadowoleniem popędził więc konie w tym kierunku.
Kiedy jednak jechał, zdawało mu się, że światła poruszają się jak żywe.
-
Mam chyba jakieś przewidzenia.- mruknął do siebie.
Nagle jakiś gwałtowny błysk, podobny
do przecinającej niebo błyskawicy, oślepił zarówno jego jak i konie.
Wystraszone zwierzęta stanęły dęba. Powóz zakołysał się niebezpiecznie.
-
Jakie licho?!- dziedzic wychylił się przez okienko, by ocenić sytuację- Co się
stało?!
Światło zgasło, okolica pogrążyła
się w ciemności.
-
Nie wiem, panie.- szczerze odpowiedział woźnica. Drżącymi rękoma usiłował
zapalić latarnie umocowane po obu stronach powozu.
-
Pospiesz się więc i ruszaj dalej! Nie zamierzamy tutaj tkwić aż do wschodu
słońca!
-
Tak, tak.- zapewnił- Już zaraz jadę!