września 23, 2015

Rybak i zmora



RYBAK I ZMORA (Ustka)

            Ernest był młodym rybakiem, którego ceniono w Ustce za zapał i pracowitość. Nie bał się żadnej pracy, a jak było trzeba to i pomagał innym przy połowach. Starzy uśmiechali się na jego widok i żartowali.
- Oj, będzie miała żona z ciebie pociechę! Nie czas się za taką obejrzeć?
- Mam jeszcze czas.- odpowiadał, figlarnie mrużąc oczy.
            Tak też mijały miesiące. Chłopak dzielił więc czas na łowienie ryb, spotkania z kompanami w tawernach i odpoczynek. Od jakiegoś czasu jednak coś złego zaczęło się dziać z jego zdrowiem. Zrobił się dziwnie markotny, chudł w oczach, był coraz bledszy i bardziej zmęczony. Bywały dni, że niemal przysypiał na łodzi.
- Co się dzieje?- dopytywali inni rybacy- Nie jesteś aby chory?
- Raczej nie. Nie mogę tylko spać spokojnie. W nocy coś mnie dusi i to tak, że aż brakuje mi oddechu. Czasem mam wrażenie, jakby coś siedziało mi na piersiach i chciało udusić.
- Dziwne to. A nie dopadła cię czasem jaka zmora?
- Zmora?- zdziwił się Ernest.
            Wielokrotnie słyszał o demonicznych postaciach, które dusiły swoją ofiarę i żywiły się jej krwią. Uważał to zawsze za jakiś wymysł i nie przywiązywał wagi do opowieści starszych ludzi. Tym razem jednak zwątpił. Nie było przecież żadnego innego wytłumaczenia jego dolegliwości. Podrapał się w głowę, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć.
- Najlepiej sam sprawdź. Jak coś cię zacznie dusić, szybko wstań z łóżka i zatkaj dziurkę od klucza. Jeżeli to będzie zmora, zastaniesz ją rano w izbie, bo nie będzie mogła uciec.
- Chyba tak zrobię.- zgodził się. Nie miał przecież nic do stracenia.

            Wieczorem jak zawsze położył się do łóżka. Zasnął szybko. Około północy poczuł jednak bolesny ucisk na piersi. Otworzył oczy. Akurat w tym momencie promienie księżyca wpadały do środka i dostrzegł jakąś przezroczystą postać o długich nogach, która niczym cień pomknęła w kąt.
- Oż ty ladaco.- mruknął i wyskoczył z łóżka. Jakimiś pakułami zatkał dziurkę od klucza- Już ja ci pokażę. Będziesz miała za swoje.
            Reszta nocy minęła już spokojnie. Rano po raz pierwszy od miesiąca obudził się wypoczęty. Przeciągnął się i ziewając głośno rozejrzał po izbie. Był ciekawy, czy rzeczywiście wszystkiemu była winna zmora. Pomny zasłyszanych opowieści wiedział, że na pewno zmieniła postać, przeistaczając się w kota, mysz, jabłko albo nawet słomkę. To, co zobaczył odebrało mu jednak mowę.
            W kącie izby siedziała skulona dziewczyna. Była ubrana w zgrzebną suknię, lecz jej uroda jaśniała pełną krasą. Miała długie włosy o barwie pszenicy, błękitne jak niebo oczy i twarz tak delikatną, że przywodziła na myśl historie o zaczarowanych księżniczkach. Spoglądała na rybaka z nieukrywanym strachem.
            Ernest przez dłuższą chwilę patrzył na nią z niedowierzaniem. Myślał, że ta piękna istota zaraz rozpłynie się niczym poranna mgła; jak skrawek nieprześnionego snu. Ona jednak wciąż tam była, nawet na moment nie spuszczając z niego oczu.
- Ktoś ty?- zapytał w końcu. Trudno mu było uwierzyć, iż to właśnie ona mogła być zmorą.
- Mam na imię Greta.- odpowiedziała cicho- Jestem siódmą córką rybaka z Orzechowa.
- Co tutaj robisz?
            To pytanie okazało się bardzo kłopotliwe. Dziewczyna opuściła wzrok, a po jej policzkach popłynęły dwie wielkie łzy. Otarła je drżącą dłonią.
- Nie wiem.- wyszeptała.
- Twoi rodzice mieszkają w Orzechowie?
- Oni już dawno nie żyją. Ojca zabrało morze, matka zmarła jakiś czas później.
            Młodzieniec nie bardzo wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Odział się szybko i przygotował skromny posiłek.
- Usiądź do stołu, zjedz coś i odpocznij.- zaproponował. Widząc, że dziewczyna boi się ruszyć, zachęcił ją gestem ręki- Nie obawiaj się. Nie skrzywdzę cię.
            Podczas posiłku uważnie się jej przyglądał, ale nie dostrzegł niczego dziwnego. Była to młoda, piękna kobieta, zupełnie niepodobna do tej szkaradnej postaci, którą ujrzał w blasku księżyca. W jaki jednak sposób mogła jednak dostać się do jego domu, skoro zawsze zamykał drzwi? To nie dawało mu spokoju. Ostatecznie postanowił poradzić się mieszkającej niedaleko staruszki, o której mawiano, że zna się na czarach i dziwach tego świata.
- Zostań tu. Niedługo wrócę.- dodał.
            Spiesznie wyszedł i udał się do małego, chylącego się ku ziemi domku. Kobieta była właśnie w ogródku i zrywała jakieś rośliny. Od razu dostrzegła Ernesta.
- A co cię tu sprowadza, chłopcze?- zapytała.
- Pewna dziewczyna.- odparł zakłopotany.
            Staruszka roześmiała się i pokiwała głową.
- No tak, jakiż to inny powód mógłby sprowadzić młodzieńca do starej wiedźmy.
- To nie tak, jak myślisz.- zaprzeczył i opowiedział o swojej nocnej przygodzie.
            Wysłuchała go z uwagą. Po chwili milczenia zapytała.
- I mówisz, że jest siódmą córką?
- Tak powiedziała.
- No to masz zmorę.- odrzekła spokojnie.
- Ale jak to?
- Często siódme córki zamieniają się nocami w zmory i polują w okolicach. To jednak nie ich wina, lecz przekleństwa, jakie na nich ciąży.
- I co ja mam teraz zrobić?- zapytał.
- Ożeń się z nią.- odparła z uśmiechem- W ten sposób zdejmiesz z niej klątwę i nie będzie już musiała żywić się krwią nieszczęśników. A ja ci mówię, że będziecie szczęśliwi.
- Ożenić się?- powtórzył mimowolnie.
- Tylko nigdy nie odtykaj dziurki od klucza w izbie, gdzie ją pochwyciłeś.- dodała i z naręczem roślin weszła do domu.
            Ernest stał jeszcze chwilę na ulicy, rozważając jej słowa. Pokusa była wielka, uroda dziewczyny wszak wręcz zapierała dech w piersiach. Poza tym… w jakiejś mierze czuł się za nią odpowiedzialny. Nie mógł przecież skazać jej na dalsze miotanie się pomiędzy naturą człowieka i demona. Nie zasługiwała na takie cierpienie.
            Powoli, krok za krokiem powrócił do domu. Jakież było jego zdumienie, gdy zastał wszystkie izby wysprzątane. Greta siedziała zaś przy oknie łatając jeden z jego kaftanów.
- Tylko tak mogłam podziękować za gościnę.- odpowiedziała cicho.
            Rada staruszki okazała się zbawienna. Po jakimś czasie rybak rzeczywiście ożenił się z piękną dziewczyną. Wspólnie stworzyli pełną miłości rodzinę. Greta urodziła mu synka i córeczkę. Podczas, gdy on wypływał na połowy, dbała o dom i wychowywała dzieci. Tak też mijały lata. Wydawało się, że nic już nie zdoła zmącić domowego szczęścia.
            Ernest zapomniał o dawnych wydarzeniach. Czasem tylko żartobliwie wspominał o tym, jak niespodziewanie Greta pojawiła się w jego domu. Oboje śmiali się z tego tak, jakby to wszystko było tylko złym snem. Pewnego razu, podczas naprawy drzwi do izby, zauważył pakuły wystające z dziurki od klucza.
- Lepiej to usunę.- pomyślał- Dziecko może je wyciągnąć i się zakrztusić.
            Niewiele myśląc oczyścił wszystko. W tej samej chwili usłyszał odgłos upadającego na ziemię glinianego garnka i płacz córki. Dopiero wówczas przypomniał sobie o przestrodze staruszki. Pełen najgorszych przeczuć pobiegł do kuchni. Garnek leżał na ziemi, a córka siedziała pod ścianą, zanosząc się płaczem. Małą rączką wskazywała miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stała matka.
- Greta!- zawołał zaniepokojony- Greta!
            Chwycił córkę na ręce i wybiegł na próg domu. Żony nigdzie nie było widać tak, jakby nagle zapadła się pod ziemię. Syn, który bawił się na zewnątrz spojrzał na ojca i zapytał.
- Kim była ta dziwna pani, która wyglądała jak duch i poleciała w stronę morza?
            Ernest nie odpowiedział. Wiedział, że już nigdy nie zobaczy ukochanej żony, a dzieci matki. Zapomniał o klątwie siódmej córki; zapomniał, że ciążyła ona nad piękną Gretą, która na powrót przemieniła się w zmorę. Bez słowa przytulił syna.
- Gdzie mama?- zapytał chłopiec- Czy ta pani ją porwała?
- Zrobię wszystko, żeby ją odnaleźć.- odpowiedział cicho.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Anna Koprowska-Głowacka , Blogger