RYBAK I ZMORA (Ustka)
Ernest był młodym rybakiem, którego
ceniono w Ustce za zapał i pracowitość. Nie bał się żadnej pracy, a jak było
trzeba to i pomagał innym przy połowach. Starzy uśmiechali się na jego widok i
żartowali.
-
Oj, będzie miała żona z ciebie pociechę! Nie czas się za taką obejrzeć?
-
Mam jeszcze czas.- odpowiadał, figlarnie mrużąc oczy.
Tak też mijały miesiące. Chłopak
dzielił więc czas na łowienie ryb, spotkania z kompanami w tawernach i odpoczynek.
Od jakiegoś czasu jednak coś złego zaczęło się dziać z jego zdrowiem. Zrobił
się dziwnie markotny, chudł w oczach, był coraz bledszy i bardziej zmęczony. Bywały
dni, że niemal przysypiał na łodzi.
-
Co się dzieje?- dopytywali inni rybacy- Nie jesteś aby chory?
-
Raczej nie. Nie mogę tylko spać spokojnie. W nocy coś mnie dusi i to tak, że aż
brakuje mi oddechu. Czasem mam wrażenie, jakby coś siedziało mi na piersiach i
chciało udusić.
-
Dziwne to. A nie dopadła cię czasem jaka zmora?
-
Zmora?- zdziwił się Ernest.
Wielokrotnie słyszał o demonicznych
postaciach, które dusiły swoją ofiarę i żywiły się jej krwią. Uważał to zawsze
za jakiś wymysł i nie przywiązywał wagi do opowieści starszych ludzi. Tym razem
jednak zwątpił. Nie było przecież żadnego innego wytłumaczenia jego
dolegliwości. Podrapał się w głowę, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć.
-
Najlepiej sam sprawdź. Jak coś cię zacznie dusić, szybko wstań z łóżka i zatkaj
dziurkę od klucza. Jeżeli to będzie zmora, zastaniesz ją rano w izbie, bo nie
będzie mogła uciec.
-
Chyba tak zrobię.- zgodził się. Nie miał przecież nic do stracenia.
Wieczorem jak zawsze położył się do
łóżka. Zasnął szybko. Około północy poczuł jednak bolesny ucisk na piersi.
Otworzył oczy. Akurat w tym momencie promienie księżyca wpadały do środka i
dostrzegł jakąś przezroczystą postać o długich nogach, która niczym cień
pomknęła w kąt.
-
Oż ty ladaco.- mruknął i wyskoczył z łóżka. Jakimiś pakułami zatkał dziurkę od
klucza- Już ja ci pokażę. Będziesz miała za swoje.
Reszta nocy minęła już spokojnie.
Rano po raz pierwszy od miesiąca obudził się wypoczęty. Przeciągnął się i
ziewając głośno rozejrzał po izbie. Był ciekawy, czy rzeczywiście wszystkiemu
była winna zmora. Pomny zasłyszanych opowieści wiedział, że na pewno zmieniła
postać, przeistaczając się w kota, mysz, jabłko albo nawet słomkę. To, co
zobaczył odebrało mu jednak mowę.
W kącie izby siedziała skulona
dziewczyna. Była ubrana w zgrzebną suknię, lecz jej uroda jaśniała pełną krasą.
Miała długie włosy o barwie pszenicy, błękitne jak niebo oczy i twarz tak
delikatną, że przywodziła na myśl historie o zaczarowanych księżniczkach. Spoglądała
na rybaka z nieukrywanym strachem.
Ernest przez dłuższą chwilę patrzył
na nią z niedowierzaniem. Myślał, że ta piękna istota zaraz rozpłynie się
niczym poranna mgła; jak skrawek nieprześnionego snu. Ona jednak wciąż tam
była, nawet na moment nie spuszczając z niego oczu.
-
Ktoś ty?- zapytał w końcu. Trudno mu było uwierzyć, iż to właśnie ona mogła być
zmorą.
-
Mam na imię Greta.- odpowiedziała cicho- Jestem siódmą córką rybaka z
Orzechowa.
-
Co tutaj robisz?
To pytanie okazało się bardzo
kłopotliwe. Dziewczyna opuściła wzrok, a po jej policzkach popłynęły dwie
wielkie łzy. Otarła je drżącą dłonią.
-
Nie wiem.- wyszeptała.
-
Twoi rodzice mieszkają w Orzechowie?
-
Oni już dawno nie żyją. Ojca zabrało morze, matka zmarła jakiś czas później.
Młodzieniec nie bardzo wiedział, co
o tym wszystkim myśleć. Odział się szybko i przygotował skromny posiłek.
-
Usiądź do stołu, zjedz coś i odpocznij.- zaproponował. Widząc, że dziewczyna
boi się ruszyć, zachęcił ją gestem ręki- Nie obawiaj się. Nie skrzywdzę cię.
Podczas posiłku uważnie się jej
przyglądał, ale nie dostrzegł niczego dziwnego. Była to młoda, piękna kobieta,
zupełnie niepodobna do tej szkaradnej postaci, którą ujrzał w blasku księżyca.
W jaki jednak sposób mogła jednak dostać się do jego domu, skoro zawsze zamykał
drzwi? To nie dawało mu spokoju. Ostatecznie postanowił poradzić się
mieszkającej niedaleko staruszki, o której mawiano, że zna się na czarach i
dziwach tego świata.
-
Zostań tu. Niedługo wrócę.- dodał.
Spiesznie wyszedł i udał się do małego,
chylącego się ku ziemi domku. Kobieta była właśnie w ogródku i zrywała jakieś
rośliny. Od razu dostrzegła Ernesta.
-
A co cię tu sprowadza, chłopcze?- zapytała.
-
Pewna dziewczyna.- odparł zakłopotany.
Staruszka roześmiała się i pokiwała
głową.
-
No tak, jakiż to inny powód mógłby sprowadzić młodzieńca do starej wiedźmy.
-
To nie tak, jak myślisz.- zaprzeczył i opowiedział o swojej nocnej przygodzie.
Wysłuchała go z uwagą. Po chwili
milczenia zapytała.
-
I mówisz, że jest siódmą córką?
-
Tak powiedziała.
-
No to masz zmorę.- odrzekła spokojnie.
-
Ale jak to?
-
Często siódme córki zamieniają się nocami w zmory i polują w okolicach. To
jednak nie ich wina, lecz przekleństwa, jakie na nich ciąży.
-
I co ja mam teraz zrobić?- zapytał.
-
Ożeń się z nią.- odparła z uśmiechem- W ten sposób zdejmiesz z niej klątwę i
nie będzie już musiała żywić się krwią nieszczęśników. A ja ci mówię, że
będziecie szczęśliwi.
-
Ożenić się?- powtórzył mimowolnie.
-
Tylko nigdy nie odtykaj dziurki od klucza w izbie, gdzie ją pochwyciłeś.-
dodała i z naręczem roślin weszła do domu.
Ernest stał jeszcze chwilę na ulicy,
rozważając jej słowa. Pokusa była wielka, uroda dziewczyny wszak wręcz
zapierała dech w piersiach. Poza tym… w jakiejś mierze czuł się za nią
odpowiedzialny. Nie mógł przecież skazać jej na dalsze miotanie się pomiędzy
naturą człowieka i demona. Nie zasługiwała na takie cierpienie.
Powoli, krok za krokiem powrócił do
domu. Jakież było jego zdumienie, gdy zastał wszystkie izby wysprzątane. Greta
siedziała zaś przy oknie łatając jeden z jego kaftanów.
-
Tylko tak mogłam podziękować za gościnę.- odpowiedziała cicho.
Rada staruszki okazała się
zbawienna. Po jakimś czasie rybak rzeczywiście ożenił się z piękną dziewczyną.
Wspólnie stworzyli pełną miłości rodzinę. Greta urodziła mu synka i córeczkę.
Podczas, gdy on wypływał na połowy, dbała o dom i wychowywała dzieci. Tak też
mijały lata. Wydawało się, że nic już nie zdoła zmącić domowego szczęścia.
Ernest zapomniał o dawnych
wydarzeniach. Czasem tylko żartobliwie wspominał o tym, jak niespodziewanie
Greta pojawiła się w jego domu. Oboje śmiali się z tego tak, jakby to wszystko
było tylko złym snem. Pewnego razu, podczas naprawy drzwi do izby, zauważył
pakuły wystające z dziurki od klucza.
-
Lepiej to usunę.- pomyślał- Dziecko może je wyciągnąć i się zakrztusić.
Niewiele myśląc oczyścił wszystko. W
tej samej chwili usłyszał odgłos upadającego na ziemię glinianego garnka i
płacz córki. Dopiero wówczas przypomniał sobie o przestrodze staruszki. Pełen
najgorszych przeczuć pobiegł do kuchni. Garnek leżał na ziemi, a córka
siedziała pod ścianą, zanosząc się płaczem. Małą rączką wskazywała miejsce,
gdzie jeszcze przed chwilą stała matka.
-
Greta!- zawołał zaniepokojony- Greta!
Chwycił córkę na ręce i wybiegł na
próg domu. Żony nigdzie nie było widać tak, jakby nagle zapadła się pod ziemię.
Syn, który bawił się na zewnątrz spojrzał na ojca i zapytał.
-
Kim była ta dziwna pani, która wyglądała jak duch i poleciała w stronę morza?
Ernest nie odpowiedział. Wiedział,
że już nigdy nie zobaczy ukochanej żony, a dzieci matki. Zapomniał o klątwie
siódmej córki; zapomniał, że ciążyła ona nad piękną Gretą, która na powrót
przemieniła się w zmorę. Bez słowa przytulił syna.
-
Gdzie mama?- zapytał chłopiec- Czy ta pani ją porwała?
-
Zrobię wszystko, żeby ją odnaleźć.- odpowiedział cicho.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz