Na
górze dominikańskiej w Trokach, tuż za klasztorem, znajdowała się niegdyś
świątynia boga Ałłajbosa. Najstarsi ludzie powtarzali, że wzniesiono ją w
miejscu dawnego zamku, który zapadł się pod ziemię wraz z mieszkańcami i
bajecznymi skarbami. W podziemiach przebywała zaś zaklęta królewna, która
strzegła tych bogactw. Było wielu śmiałków, którzy próbowali zdobyć bogactwa,
jednak nikomu nie udało się dotrzeć tak głęboko. Nieszczęśnicy najczęściej
gubili się w wykopanych przez siebie korytarzach, a jeżeli komuś udało się
wrócić, zapadał na ciężką chorobę i wkrótce umierał. Powtarzano, że tylko
wybranemu człowiekowi dane będzie zdobyć skarby i wyzwolić królewnę.
Pewnego razu dominikanin z klasztoru
na górze położył się jak zwykle na łóżku w swej celi i zasnął. Choć zazwyczaj
zasypiał twardo niczym kamień, tym razem miał dziwny sen. Nie widział wprawdzie
osoby, która to mówiła, ale wyraźnie słyszał głęboki głos.
-
Wiadomo ci bez wątpienia, że w tej górze są niezmierzone bogactwa, których
strzeże pokutująca królewna. Jeżeli odprawisz mszę za jej grzeszną duszę,
wybawisz ją, a skarby staną się twoimi.
-
Jakże jednak tam dotrę? – zapytał.
-
Nie musisz nigdzie iść. Wystarczy, że odprawisz tę mszę nocą, na tej górze, w
miejscu gdzie ongiś stała świątynia. Musisz spełnić jeden tylko warunek.
-
Jakiż to?
-
Otóż przygotowując się do nabożeństwa, musisz zabrać ze sobą wszystko, co
potrzebne. Nie możesz zapomnieć o niczym, gdyż nawet jeśli powtórzysz ofiarę
Pańską albo zwrócisz się do tronu Przedwiecznego o łaskę dla grzesznej, nic nie
będzie już skuteczne. Stracisz szansę na ocalenie duszy królewny i zdobycie
skarbów.
Dominikanin zbudził się, pamiętając
każde słowo. Nie bardzo wiedząc, co powinien uczynić, zwrócił się do braci. Ci
wysłuchali go uważnie.
-
Czy to aby nie jakieś diabelskie podszepty? – zapytał, kończąc opowieść.
-
Skoro głos wzywał do ocalenia grzesznej duszy, powinieneś odprawić tę mszę. –
stwierdził jeden z najstarszych braci – Nie tylko rozwiążesz tajemnicę góry,
ale i uwolnisz nieszczęśliwą pokutnicę.
-
A skarb? – zapytał inny, zaciekawiony zarówno snem, jak i zasłyszanymi
historiami.
-
No cóż… - wzruszył ramionami dominikanin – Oddamy biednym, jak to się należy.
Pozostali przyznali rację, więc
przestał mieć wątpliwości. Postanowił zrobić wszystko jak należy i z uwagą
przygotowywał się do mszy.
-
Tylko o niczym nie zapomnij! – napomnieli go.
Duchowny skinął głową, składając na
stole wszystko, co potrzebne do odprawienia nabożeństwa. Nie zapomniał nawet o
świecach i gdy tylko słońce zaszło za horyzontem, udał się w miejsce, gdzie
stała niegdyś świątynia Ałłajbosa. Tam, w dogodnym miejscu wzniósł ołtarzyk z kamieni
i darni, zapalił świece, a następnie rozpoczął mszę. Zdało mu się, że cały świat
zamarł w oczekiwaniu na rezultat ceremonii. Nastała cisza. Nawet wiatr ucichł w
konarach drzew i szum liści nie zakłócał modłów. Wszystko szło zgodnie z planem
i dominikanin już kończył nabożeństwo. Wreszcie nadeszła długo oczekiwana
chwila uprzątnięcia ołtarza. I wówczas stała się rzecz straszliwa. Kiedy chciał
zagasić świece, pobladł, jego serce zaczęło bić niespokojnie i ogarnęła go
rozpacz. Uświadomił sobie, że nie zabrał ze sobą szczypców, którymi powinien je
zagasić. W mgnieniu oka słodka nadzieja na uwolnienie pokutującej duszy
przemieniła się w gorzką żałość. Wszystkie zabiegi okazały się daremne. Gdzieś
z głębi góry dosłyszał tylko stłumiony chichot, a gwałtowny wiatr, który się
zerwał, pochylił drzewa i zgasił świece na ołtarzu. Pełen smutku dominikanin wrócił
do klasztoru. Na pytające spojrzenia braci, odpowiedział krótko.
-
Zawiodłem.
Zaklęta królewna nie została
ocalona, a skarby wciąż pozostają ukryte w głębi ziemi. Jak dotąd nikomu nie
udało się odnaleźć tajemnego przejścia. Nikt także nie usłyszał już tajemniczego
głosu, wzywającego do ocalenia pokutującej duszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz