listopada 01, 2016

Jesień i SM


Jesień jest piękna… Pomimo szarug, szybko następujących ciemności, deszczu i wiatrów, ma ona swoje drugie, wyjątkowe oblicze. Wystarczy, że zaświeci słońce, a rozświetli się wszystkimi kolorami liści. Wystarczy, że o świcie popatrzymy przez okno i w snujących się nisko nad ziemią mgłach dostrzeżemy jej nieuchwytną magię. Wystarczy, że docenimy bogactwo darów ziemi, które niesie ze sobą…

Niestety, te wszystkie barwy szybko nikną, gdy nasila się choroba. Dla osób chorych na stwardnienie rozsiane jesień rzadko kiedy jest łaskawa. To czas, gdy choroba pokazuje swoje mroczne oblicze. Ja również zaliczam się do tej grupy.

Jak każdego roku jesień kojarzy mi się głownie z pogorszeniem. Nasila się okrutna dla mnie spastyczność. Wprawdzie towarzyszy mi ona każdego dnia przez okrągły rok i wiele osób zastanawia się na czym w ogóle chodzę, jednak jesienią staje się wręcz nieznośna. Czym ona jest? W najprostszych słowach można określić ją jako bolesną sztywność mięśni, która odbiera mi sprawność. Nogi przypominają kamienne słupy, których nie sposób podnieść, a ich ciężar utrudnia poruszanie. Do tego dochodzą bolesne skurcze obejmujące całe ciało i ciasny i bolesny „gorset” opasujący tułów i utrudniający oddychanie. Gdy do tego dochodzi jeszcze zaostrzenie astmy, ten oddech staje się udręką. Podobnie jest z rękami, które nagle stają się mało użyteczne, a wszystko, co trzymam ląduje najczęściej na ziemi. 

Mało tego, raz na jakiś czas tracę wzrok. Ot tak, po prostu. Oczy nagle przestają pracować. Bywa, że widzę podwójnie, ale zdarza się również, że całkowicie tracę wzrok. Kilka dni temu właśnie tak się stało. Zupełnie niespodziewanie przestałam widzieć i poruszałam się po omacku. Pierwsza myśl, jaka przyszła mi wówczas do głowy brzmiała: „Czy tym razem także to minie?” Położyłam się z nadzieją, iż to jednak przejściowe. Na szczęście, po kilku godzinach wzrok powrócił. 

Do tego dochodzi nasilone zmęczenie, które jakże często uniemożliwia mi realizację własnych zamierzeń. Walczę z nim wszelkimi dostępnymi metodami, choć mam świadomość, iż tej walki na dłuższą metę nie wygram… 

Zbyt często mam wrażenie, że mózg i ciało nie do końca ze sobą współgrają. Dlatego staram się żyć każdym dniem, cieszyć się z najmniejszych przyjemności i każdego dnia dziękować za to, że wciąż widzę, wciąż jestem w stanie podnieść się z łóżka i mówić. Aż za dobrze wiem, iż w chwili, kiedy się poddam, nie przegram tylko bitwy, ale całą wojnę.
Właśnie dlatego jestem tak wdzięczna za każdą złotówkę, która wpłynęła na moje subkonto.
Dzięki Waszej pomocy mogę korzystać z dobrodziejstw rehabilitacji, która przedłuża moją samodzielność.
Dzięki Waszej pomocy mogę wykupić niezbędne leki umożliwiające mi zniesienie nieustannego bólu i ułatwiające funkcjonowanie.
Już w sobotę wybieram się na 2-tygodniową rehabilitację, która z całą pewnością nieco usprawni mnie ruchowo, ułatwi oddychanie i przywróci siły do podjęcia kolejnych wyzwań.

Dziękuję z całego serca za Waszą pomoc i wsparcie!
Dziękuję, że jesteście ze mną i wspieracie w tej ciągłej walce!
Jeżeli anioły chodzą po świecie, to z całą pewnością przybrały Waszą postać!

Ze swojej strony nie mogę dać wiele poza wdzięcznością, sercem i tą wiedzą, którą jeszcze mam szansę się z Wami podzielić.
Jeszcze raz bardzo gorąco dziękuję!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Anna Koprowska-Głowacka , Blogger