października 30, 2016

Jak kapitan diabła przechytrzył (Gdańsk)

 
Żył niegdyś w Gdańsku pewien kapitan, o którym mawiano, że urodził się pod nieszczęśliwą gwiazdą. Nieustannie  przytrafiały mu się jakieś niemiłe historie: statek został uszkodzony podczas nawałnicy,  złodzieje okradli mu ładownię, opuściła go narzeczona. Zmęczony przeciwnościami coraz bardziej tracił nadzieję na poprawę losu. Pewnego razu siadł nad brzegiem morza i westchnął ciężko.
- A choćby i przez diabła, byle mnie jakie szczęście wreszcie spotkało.
            Diabeł czekał na taką okazję. Zakręcił się dookoła i już pojawił się przed zdumionym kapitanem. Wyszczerzył się w uśmiechu, błysnął czarnym okiem i zdjąwszy kapelusz, stwierdził.
- Jestem na twoje wezwanie.
- Na moje wezwanie?- zapytał- A kimś jest u diabła?
- No jak to kim? Diabłem we własnej osobie, kapitanie.- uśmiechnął się ponownie- Wzywałeś mnie, więc jestem. Zdradź mi swoje marzenia, a chętnie je spełnię… Za drobną opłatą, rzecz oczywista.
            Kapitan nie zastanawiał się długo. Wyżalił się diabłu i opowiedział o swoich zmartwieniach.
- Mam dość. Wszyscy coś osiągają, bogacą się, mają własne domy i rodziny, a ja?- kończył swoje żale- Nieustannie wiatr mi wieje w oczy. Nic mi się nie udaje.
- Mogę to zmienić. Mogę sprawić, że od dziś będzie sprzyjało ci szczęście.
- A czego chcesz w zamian?
- Drobiazgu.- diabeł wzruszył ramionami i zaczął bawić się kapeluszem- Tylko twojej duszy, gdy przyjdzie ci odejść z tego świata.
            Zamyślił się kapitan. Wcale nie uśmiechała mu się wizja piekła, ale był tak zmęczony życiem w ciągłych kłopotach, że postanowił zgodzić się i na ten warunek.
- Co przemyślniejsi nieraz wybrnęli z umowy z diabłem. Może i ja się wywinę.- pomyślał.
- Więc jak?- diabeł ponaglał do decyzji.
- Zgodzę się, ale mam warunek.
- Jaki?
- Przed śmiercią spełnisz moje ostatnie życzenie.- odparł z uśmiechem.
- Z ogromną przyjemnością.- odpowiedział wysłannik piekła i strzelił palcami. W jednej chwili na kamieniu pojawił się stosowny dokument.- Podpisz zatem.
Kapitan uważnie przeczytał cyrograf. Jako, że na samym dole dokumentu znalazło się zastrzeżenie, jakiego zażądał, podpisał bez wahania.

Od tej chwili zmieniło się wszystko, skończyły się nieszczęścia. Kiedy wychodził w morze, wiały pomyślne wiatry, zaś towary były rozchwytywane przez kupców, którzy nie szczędzili pieniędzy. W krótkim czasie zbudował dom, poznał piękną kobietę i ożenił się. Wkrótce pojawiły się i dzieci. Wszyscy byli zdrowi i szczęśliwi, nic nie mąciło ich dostatniego życia. Mijały lata. Kapitan zupełnie zapomniał o podpisanym cyrografie.
Diabeł jednak nie wyrzekł się swojej ofiary. Pewnego wieczoru, gdy kapitan szedł już do domu po udanym połowie, zastąpił mu drogę.
- Pamiętasz mnie?
- Czy powinienem?- zapytał, uważnie przyglądając się mężczyźnie w czerni.
- Dawno temu, nad brzegiem morza podpisałeś pewne pismo. Czas wywiązać się z umowy.
            Kapitan pobladł. Odżyły wspomnienia owego dnia sprzed kilkudziesięciu laty. Nie było mu jednak spieszno do piekła.
- Oż do diabła!- zaklął.
- Zgadza się. Czas ci do diabła. Śmierć jest już blisko, więc zjawiłem się, by wysłuchać twojego ostatniego życzenia.
- No tak… Podpisałem, więc wywiążę się z niego tak, jak należy.- odpowiedział z namysłem- Przyjdź jednak jutro, daj mi trochę czasu na przemyślenie życzenia.
Jeden dzień nie miał dla diabła znaczenia. Skinął głową i zniknął tak nagle, jak się pojawił. Kapitan zaś poszedł prosto do przyjaciela, z którym od wielu lat dzielił się wszystkimi radościami i troskami dnia codziennego.
- Co się stało?- zapytał zaskoczony niespodziewaną wizytą.
- Musisz mi doradzić.
- Mów, w czym problem.
            Kapitan opowiedział o umowie z diabłem i ostatnim życzeniu, jakie mu zostało.
- Wiesz… Ludzie gadają, że diabła da się oszukać i wystrychnąć na dudka. Chciałbym jeszcze pożyć, zadbać o wnuki, a i po śmierci nie zamierzam wybierać się do piekła. Może masz jakiś pomysł?
            Kompan podrapał się po brodzie, pokiwał głową i nagle rzucił.
- Mam!
- Coś wymyślił?
- Weź zażądaj od niego, żeby dał ci jak najszybszy wiatr i wypłyń w morze pod wszystkimi żaglami. Kiedy statek  już nabierze prędkości, na łańcuchu, ale nie krótszym niż 200 metrów, wyrzuć kotew. Zaczekaj aż w rękach załogi pozostaną tyko dwa ogniwa łańcucha i każ diabłu zatrzymać statek. Jeżeli to zrobi, toś stracony. Ale myślę, że mu się nie uda. To niemożliwe nawet dla diabła.
- Nie mam wiele do stracenia, więc tak zrobię. Jeżeli się uda, odwdzięczę się za ocalenie duszy.
            Nazajutrz diabeł czekał na niego w porcie.
- Masz już życzenie?
- Najpierw nastaw mi wiatr z Gdańska do Nowego Portu, wkrótce powiem czego sobie życzę.
            Diabeł zatarł ręce, zadowolony, że już mu się dusza nie wywinie i w mig wykonał zadanie. Wiatr zaczął wiać z taką siłą, że wszyscy zdumieli się tak nagłej odmiany pogody.
- Dobrze?- zapytał niecierpliwie diabeł.
- Tak. Ruszamy więc.- odpowiedział i krzyknął do załogi, by stawiała wszystkie żagle.
            Z diabłem na pokładzie ruszyli na morze. Statek mknął niczym strzała wypuszczona z łuku. Wysłannik piekieł skakał z radości, nie mogąc doczekać się ostatniego życzenia. Nagle kapitan kazał rzucić kotew.  Kiedy ponad burtą były już tylko dwa ostatnie ogniwa, krzyknął.
- Diable, stop!
            Diabeł rzucił się w stronę łańcucha, by pochwycić ostatnie ogniwo i zatrzymać statek. Choć starał się, jak tylko mógł, nie dał rady. Stoczył się z pokładu i runął do morza. Usłyszał jeszcze głośny śmiech kapitana. Wściekły, że nie zdołał zaciągnąć jego duszy do piekła, pozostał na dnie i ze złości gryzie łańcuch, aż skry lecą. W niektóre dni widać na morzu jasne błyski. Ludzie mawiają wówczas, że morze się pali, a to tylko iskry z owego łańcucha.
            Co zaś stało się z kapitanem? Dotrzymał obietnicy złożonej przyjacielowi i podzielił się z nim majątkiem. Żył jeszcze później przez wiele lat, jako przykładny chrześcijanin. Po śmierci zaś pozostał jednak na ziemi i można go czasem spotkać, jak nocą wędruje portowymi uliczkami, wychodzi na brzeg morza i spogląda przed siebie. Dba przy tym, by diabli nie nękali gdańszczan i nie namawiali ich do podpisywania cyrografów.

Z książki: "Legendy z Żuław i Dolnego Powiśla"
        



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Anna Koprowska-Głowacka , Blogger