Żył niegdyś w Gdańsku pewien
kapitan, o którym mawiano, że urodził się pod nieszczęśliwą gwiazdą.
Nieustannie przytrafiały mu się jakieś
niemiłe historie: statek został uszkodzony podczas nawałnicy, złodzieje okradli mu ładownię, opuściła go
narzeczona. Zmęczony przeciwnościami coraz bardziej tracił nadzieję na poprawę
losu. Pewnego razu siadł nad brzegiem morza i westchnął ciężko.
- A choćby i przez diabła, byle
mnie jakie szczęście wreszcie spotkało.
Diabeł
czekał na taką okazję. Zakręcił się dookoła i już pojawił się przed
zdumionym kapitanem. Wyszczerzył się w uśmiechu, błysnął czarnym okiem i
zdjąwszy kapelusz, stwierdził.
- Jestem na twoje wezwanie.
- Na moje wezwanie?- zapytał- A
kimś jest u diabła?
- No jak to kim? Diabłem we
własnej osobie, kapitanie.- uśmiechnął się ponownie- Wzywałeś mnie, więc
jestem. Zdradź mi swoje marzenia, a chętnie je spełnię… Za drobną opłatą, rzecz
oczywista.
Kapitan
nie zastanawiał się długo. Wyżalił się diabłu i opowiedział o swoich
zmartwieniach.
- Mam dość. Wszyscy coś
osiągają, bogacą się, mają własne domy i rodziny, a ja?- kończył swoje żale-
Nieustannie wiatr mi wieje w oczy. Nic mi się nie udaje.
- Mogę to zmienić. Mogę sprawić,
że od dziś będzie sprzyjało ci szczęście.
- A czego chcesz w zamian?
- Drobiazgu.- diabeł wzruszył
ramionami i zaczął bawić się kapeluszem- Tylko twojej duszy, gdy przyjdzie ci
odejść z tego świata.
Zamyślił
się kapitan. Wcale nie uśmiechała mu się wizja piekła, ale był tak zmęczony
życiem w ciągłych kłopotach, że postanowił zgodzić się i na ten warunek.
- Co przemyślniejsi nieraz
wybrnęli z umowy z diabłem. Może i ja się wywinę.- pomyślał.
- Więc jak?- diabeł ponaglał do
decyzji.
- Zgodzę się, ale mam warunek.
- Jaki?
- Przed śmiercią spełnisz moje
ostatnie życzenie.- odparł z uśmiechem.
- Z ogromną przyjemnością.-
odpowiedział wysłannik piekła i strzelił palcami. W jednej chwili na kamieniu
pojawił się stosowny dokument.- Podpisz zatem.
Kapitan uważnie przeczytał
cyrograf. Jako, że na samym dole dokumentu znalazło się zastrzeżenie, jakiego
zażądał, podpisał bez wahania.
Od tej chwili zmieniło się
wszystko, skończyły się nieszczęścia. Kiedy wychodził w morze, wiały pomyślne
wiatry, zaś towary były rozchwytywane przez kupców, którzy nie szczędzili
pieniędzy. W krótkim czasie zbudował dom, poznał piękną kobietę i ożenił się.
Wkrótce pojawiły się i dzieci. Wszyscy byli zdrowi i szczęśliwi, nic nie mąciło
ich dostatniego życia. Mijały lata. Kapitan zupełnie zapomniał o podpisanym
cyrografie.
Diabeł jednak nie wyrzekł się
swojej ofiary. Pewnego wieczoru, gdy kapitan szedł już do domu po udanym
połowie, zastąpił mu drogę.
- Pamiętasz mnie?
- Czy powinienem?- zapytał,
uważnie przyglądając się mężczyźnie w czerni.
- Dawno temu, nad brzegiem morza
podpisałeś pewne pismo. Czas wywiązać się z umowy.
Kapitan
pobladł. Odżyły wspomnienia owego dnia sprzed kilkudziesięciu laty. Nie było mu
jednak spieszno do piekła.
- Oż do diabła!- zaklął.
- Zgadza się. Czas ci do diabła.
Śmierć jest już blisko, więc zjawiłem się, by wysłuchać twojego ostatniego
życzenia.
- No tak… Podpisałem, więc
wywiążę się z niego tak, jak należy.- odpowiedział z namysłem- Przyjdź jednak
jutro, daj mi trochę czasu na przemyślenie życzenia.
Jeden dzień
nie miał dla diabła znaczenia. Skinął głową i zniknął tak nagle, jak się
pojawił. Kapitan zaś poszedł prosto do przyjaciela, z którym od wielu lat
dzielił się wszystkimi radościami i troskami dnia codziennego.
- Co się stało?- zapytał
zaskoczony niespodziewaną wizytą.
- Musisz mi doradzić.
- Mów, w czym problem.
Kapitan
opowiedział o umowie z diabłem i ostatnim życzeniu, jakie mu zostało.
- Wiesz… Ludzie gadają, że
diabła da się oszukać i wystrychnąć na dudka. Chciałbym jeszcze pożyć, zadbać o
wnuki, a i po śmierci nie zamierzam wybierać się do piekła. Może masz jakiś
pomysł?
Kompan
podrapał się po brodzie, pokiwał głową i nagle rzucił.
- Mam!
- Coś wymyślił?
- Weź zażądaj od niego, żeby dał
ci jak najszybszy wiatr i wypłyń w morze pod wszystkimi żaglami. Kiedy
statek już nabierze prędkości, na
łańcuchu, ale nie krótszym niż 200 metrów, wyrzuć kotew. Zaczekaj aż w rękach
załogi pozostaną tyko dwa ogniwa łańcucha i każ diabłu zatrzymać statek. Jeżeli
to zrobi, toś stracony. Ale myślę, że mu się nie uda. To niemożliwe nawet dla
diabła.
- Nie mam wiele do stracenia,
więc tak zrobię. Jeżeli się uda, odwdzięczę się za ocalenie duszy.
Nazajutrz
diabeł czekał na niego w porcie.
- Masz już życzenie?
- Najpierw nastaw mi wiatr z
Gdańska do Nowego Portu, wkrótce powiem czego sobie życzę.
Diabeł
zatarł ręce, zadowolony, że już mu się dusza nie wywinie i w mig wykonał
zadanie. Wiatr zaczął wiać z taką siłą, że wszyscy zdumieli się tak nagłej
odmiany pogody.
- Dobrze?- zapytał niecierpliwie
diabeł.
- Tak. Ruszamy więc.-
odpowiedział i krzyknął do załogi, by stawiała wszystkie żagle.
Z
diabłem na pokładzie ruszyli na morze. Statek mknął niczym strzała wypuszczona
z łuku. Wysłannik piekieł skakał z radości, nie mogąc doczekać się ostatniego
życzenia. Nagle kapitan kazał rzucić kotew.
Kiedy ponad burtą były już tylko dwa ostatnie ogniwa, krzyknął.
- Diable, stop!
Diabeł
rzucił się w stronę łańcucha, by pochwycić ostatnie ogniwo i zatrzymać statek.
Choć starał się, jak tylko mógł, nie dał rady. Stoczył się z pokładu i runął do
morza. Usłyszał jeszcze głośny śmiech kapitana. Wściekły, że nie zdołał
zaciągnąć jego duszy do piekła, pozostał na dnie i ze złości gryzie łańcuch, aż
skry lecą. W niektóre dni widać na morzu jasne błyski. Ludzie mawiają wówczas,
że morze się pali, a to tylko iskry z owego łańcucha.
Co
zaś stało się z kapitanem? Dotrzymał obietnicy złożonej przyjacielowi i
podzielił się z nim majątkiem. Żył jeszcze później przez wiele lat, jako
przykładny chrześcijanin. Po śmierci zaś pozostał jednak na ziemi i można go
czasem spotkać, jak nocą wędruje portowymi uliczkami, wychodzi na brzeg morza i
spogląda przed siebie. Dba przy tym, by diabli nie nękali gdańszczan i nie
namawiali ich do podpisywania cyrografów.
Z książki: "Legendy z Żuław i Dolnego Powiśla"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz