Akurat
dzisiaj po raz kolejny przyszło mi doświadczyć tego, co przypada większości
osób niepełnosprawnych. Niedawno pisała o tym koleżanka z SM. Pozwolę sobie
powtórzyć jej słowa, czyli 3 razy TAK:
TAK-
lubię ładnie wyglądać,
TAK-
lubię dbać o siebie,
TAK-
jestem osobą niepełnosprawną.
Nikt nie pomyśli, że większość z nas
stara się najlepiej wyglądać właśnie wówczas, kiedy czuje się najgorzej; kiedy
brakuje sił i trzeba zmagać się z ciężarem choroby. W ten sposób udowadniamy
przede wszystkim sobie, iż damy radę i możemy jeszcze wyglądać choć po części
jak zdrowi ludzie.
Nie
wyrokujcie więc po wyglądzie, bo za wyglądem kryje się często cierpienie. Nie
osądzajcie po uśmiechu, bo za uśmiechem czai się smutek.
Jestem nieuleczalnie chora na
stwardnienie rozsiane (SM) oraz kilka współistniejących chorób. Codziennie
walczę z niedowładem czterokończynowym, który skutecznie potrafi odebrać siłę w
rękach i nogach. Kiedy się budzę, sprawdzam, czy mogę jeszcze poruszać
kończynami, czy widzę, mówię i funkcjonuję.
Dla mnie i innych chorych każdy
dzień jest cudem, ale i na każdym dniu kładzie się cieniem strach przed tym, co
w każdej chwili może nam odebrać choroba: pozostałą sprawność, częściową
niezależność, życie?
Można
przywyknąć do życia z bólem, ale do życia z lękiem przed nieznanym- nie sposób.
To jak życie z wyrokiem, który jest tylko odkładany na później. Dlaczego więc
nie mamy cieszyć się tymi chwilami, gdy możemy jeszcze coś zrobić; stać się
częścią społeczeństwa, a nawet… zwrócić na siebie uwagę? Czy jako osoby
niepełnosprawne mamy zostać wykluczeni na margines? A może niektórzy
najchętniej zamknęliby nas w czterech ścianach mieszkań, żeby nie pokazywać „kalectwa”,
w dodatku bezczelnie zadbanego? A może ktoś chce się z nami zamienić?
Z
pozdrowieniami
Ania
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz