W
roku pańskim 1655 szwedzkie oddziały dotarły na ziemie Wielkopolski. Ci, którzy
postanowili stawić opór niezwyciężonym rajtarom, wycofali się na zamek w
Gołańczy. Tam bowiem organizowano obronę przed nieprzyjacielem. Jednakże poza
żołnierzami gotowymi do walki na śmierć i życie, za bezpiecznymi murami schronili
się także ci, którzy umykali z palonych wiosek i plądrowanych miejscowości.
Ulice zapełniły się rychło kobietami, dziećmi i niezdolnymi do walki starcami.
Szwedzi dotarli pod zamkowe mury i
zamknęli obrońców w żelaznym pierścieniu oblężenia. Mijały dni znaczone
przelaną krwią i ofiarnością. Topniały zapasy prochu, zaczynało brakować
żywności. Obrońcy, którzy dotąd zamierzali bronić się do upadłego z coraz większym zwątpieniem i lękiem spoglądali
po sobie i na niewzruszone szwedzkie zastępy.
-
Azaliż mówi się, że oni są niezwyciężeni…- szeptali między sobą, gdy z trudem
odparli kolejny szturm na mury.
-
Kule się ich nie imają, czy z martwych powstają? Powiadam ci, diabelskie to
sztuczki…
-
Milczeć!- przerwał im starosta, który od jakiegoś czasu rozważał poddanie
zamku, by ocalić chociaż tych najsłabszych- Spróbuję zawrzeć z nimi układ.
Daremne były protesty obrońców.
Starosta postanowił wcielić w czyn swoje zamierzenia. Dowiedziała się zaś o tym
jego córka Hanna i wybiegła mu naprzeciw, gdy szedł w stronę zwodzonego mostu.
-
Ojcze!- krzyknęła, zagradzając mu drogę- Nie pójdziesz beze mnie!
-
Wracaj do komnat, dziecko. To do mnie należy rozmowa ze szwedzkim dowódcą.
-
Pójdę z tobą, ojcze.- potrząsnęła głową.
Spojrzał na nią i westchnął ciężko.
Hanna była jego jedyną córką- przepiękną dziewczyną o złocistych włosach
zaplecionych w warkocz i oczach błękitnych jak niebo. Szara, prosta suknia podkreślała
jej niezwykłą urodę, tak podobną do matczynej.
-
Wiesz, że nigdy nie zmieniam zdania. Jeśli mamy rozmawiać, uczynimy to
wspólnie.- dodała.
Nie potrafił odmówić. Kazał opuścić most
i z kilku ludźmi wyszedł do nieprzyjaciela. Wieść o chęci rozmowy w mgnieniu
oka dotarła do namiotu szwedzkiego dowódcy. Polecił od razu sprowadzić starostę.
Jakież było jego zdumienie, gdy u boku mężczyzny dojrzał piękną dziewczynę.
Zdjął kapelusz i w niskim ukłonie, piórem zgarnął pył z ziemi.
-
Pani, panie… Rad jestem widzieć was w mych progach…
Oboje byli zaskoczeni tym uprzejmym powitaniem,
lecz na zaproszenie zasiedli przy stole. Ugoszczeni jadłem i winem, w prostych
słowach opowiedzieli, co sprowadza ich do wrogiego obozu. Szwed słuchał
uważnie, choć jego wzrok coraz częściej zatrzymywał się na spłonionym licu
pięknej starościanki, aniżeli na surowej twarzy kasztelana. Dziewczyna
Zrobiła
na nim tak wielkie wrażenie, że trudno mu było skupić się na negocjacjach. Jego myśli zaprzątnęła wizja tego, czego pragnął
ponad wszystko…
-
A gdyby tak…- myślał- Gdyby zakończyć
oblężenie i wyjść z niego, największą zdobycz mając w ramionach? Rzucić służbę,
w której śmierć jest najpewniejszą nagrodą i założyć szczęśliwą rodzinę z tą
piękną panną, która teraz zasiada przy jego stole?
Takie
szczęście w zupełności by mu wystarczyło i przyniosło więcej szczęścia aniżeli
kolejne zwycięstwa w imieniu władcy. W końcu jak niemal każdy młody człowiek
myślał o przyszłości, szczęśliwej rodzinie i spokojnym życiu w domowych
pieleszach.
-
Czy bylibyście zatem skłonni wziąć zamek w zamian za zwolnienie ludzi?-
zakończył starosta swoją propozycję.
Dowódca otrząsnął się z zadumy.
Uśmiechnął się lekko i skinąwszy głową uniósł ku górze puchar.
-
Jeśli oddacie mi, panie za żonę tę oto dziewczynę, zgodzę się na wszystko.
Odstąpię od oblężenia i daruję wszystkim życie.
Słowa Szweda wywołały przerażenie na
twarzy starosty i jego córki. Spojrzeli po sobie zdumieni, nie wiedząc jak
postąpić.
-
Klnę się na Boga, że wezmę ją za żonę.- dodał dowódca, by rozwiać wszelkie
obawy, że chce uczynić z dziewczęcia swoją brankę.
Bladość pokryła lica Hanny, gdy
ponownie spojrzała na Szweda. Starając się opanować drżenie głosu zapytała
cicho.
- Czy jeśli opuszczę zamek, to dozwolisz
odejść w pokoju wszystkim mieszkańcom?
-
Tak, pani.
-
Nie uczynisz nikomu krzywdy? Ani ty, ani żaden z twoich ludzi nie podniesiecie
ręki przeciwko nim?
Serce
dowódcy biło coraz szybciej, nadzieja dodała mu odwagi. Podniósł się i uklęknął
przed córką kasztelana. Ująwszy jej dłoń, ucałował ją z czcią.
-
Przysięgam na Boga i na swój honor, pani. Nikomu żadna krzywda się nie stanie,
skoro ty zamek opuścisz.
Z trudem zdobyła się na uśmiech,
choć rękę zręcznie wysunęła z dłoni Szweda.
-
Zatem dozwól mi wrócić wraz z ojcem, bym mogła pożegnać bliskich mi ludzi.
-
Niech się stanie twa wola, pani. Ja ze swej strony przysięgam, że u mego boku
czekać cię będzie życie szczęśliwe i pełne dostatku. Niechaj ojciec twój będzie
pewien, iż nigdy żadna krzywda ci się nie stanie, a ja bronić cię będę aż do
ostatniej chwili mego życia.
Skinęła głową, jakby nie
dostrzegając przerażenia w oczach ojca. Starosta podniósł się z miejsca.
-
No cóż, chyba czas na nas.
Dowódca odprowadził oboje aż do
granicy obozu.
-
Będę czekał, pani…- dodał tylko i ponownie skłonił się nisko.
Gdy zaś starosta i jego córka
powrócili na zamek, straszliwy szloch dobył się z piersi dziewczęcia.
-
Córko droga… Jakże mam cię oddać w szwedzkie ręce?- szepnął i przytulił Hankę.
-
Nie oddam mu swej ręki. Nigdy nie wyjdę za Szweda.
-
Ale…
-
Zaufaj mi, ojcze… Wiem, co czynię.
Łzy szybko obeschły, a wiatr osuszył
policzki. Hanna pożegnała się z mieszkańcami, dobre słowo szepnęła i
zrozpaczonemu ojcu. Gdy zaś nad gołanieckim zamczyskiem zapadła noc, opuściła
komnatę i boso udała się korytarzami na wieżę. Znajdujące się u stóp zamku
jezioro lśniło srebrzyście w blasku księżyca. Zapatrzyła się przez chwilę w przepastną
toń i westchnęła ciężko, oczy wznosząc ku usianemu gwiazdami niebu.
-
Wybacz mi Boże i przyjm mą duszę… Śmierć wolę niż życie u Szweda.- wyszeptała.
Zanim pełniący wartę strażnicy
spostrzegli co się dzieje, rzuciła się do jeziora. Ktoś zauważył postać w
białym stroju i wzniósł alarm. Na zamku wszczął się straszliwy rwetes.
Starosta, pełen najgorszych przeczuć, wybiegł na mury. Jeszcze nim świt nastał,
u podnóża murów odnaleziono ciało Hanny…
Szwedzki
dowódca dowiedział się rychło o tym ponurym wydarzeniu. Jego serce zacisnęło
się w bólu- nie chciał przecież śmierci pięknej Hanny. Nawet przez myśl mu nie
przeszło, że w ten sposób dumna dziewczyna zechce opuścić rodzinny zamek.
Marzenie o szczęśliwym życiu prysło w jednej chwili niczym kryształ. Gdy
adiutant stanął w progu namiotu czekając na rozkazy, zobaczył swego wodza siedzącego
z głową ukrytą w ramionach.
-
Dotrzymam danego słowa.- rzekł tylko- Mieszkańcy mogą odejść wolno. Niech nikt
ręki na nich nie podniesie… Jednak ci, którzy zamku nie opuszczą, nie znajdą
litości.
Starosta, którego powiadomiono o
rozkazach szwedzkiego dowódcy polecił wyprawić kobiety, dzieci, starców i
ciężej rannych z zamku. Przechodzili wzdłuż szpaleru, jaki zrobili Szwedzi, by
przepuścić ich poza pierścień oblężenia. I choć strach ogromny ich ogarniał-
wszak na jeden rozkaz mogliby uczynić straszliwą rzeź, nie padł ani jeden
strzał. W oddali, przed namiotem widzieli tylko bladego dowódcę w szerokim
kapeluszu, który w milczeniu spoglądał na zamek, jakby czekał aż będzie mógł
przystąpić do ostatecznego szturmu. Gdy już wszyscy opuścili zamek, pierścień
zamknął się na powrót. Jeszcze tego samego dnia Szwedzi przypuścili atak na
mury. Tym razem Gołańcz padł. Obrońców wymordowano, a ich ciała Szwedzi
pochowali pod dziedzińcem zamku.
W ten sposób Hanna, co nie chciała
Szweda ocaliła mieszkańców Gołańczy od niechybnej śmierci. Ludzie opowiadają,
że każdego roku 23 czerwca w rocznicę swej tragicznej śmierci, jej duch wyłania
się z wód jeziora. Na włosach ma wieniec z lilii, a w dłoni trzyma bukiet kwiatów.
W ciemności nocy spogląda tęsknie na zamek i gdy minie północ na powrót pogrąża
się w jeziorze. Każdej nocy zaś, pomiędzy północą a godziną pierwszą, na brzegu
jeziora, nieopodal łuku zamkowej bramy zatrzymuje się mężczyzna odziany w
czarny strój. Podobno to sam starosta, który wciąż opłakuje utraconą
córkę.
Na podstawie książki "Legendy i opowieści z czasów wojen polsko- szwedzkich".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz