Nie
napiszę, że życie z przewlekłą chorobą jest proste. O nie! To, co widzą ludzie
jest tylko wierzchołkiem góry lodowej, z którą każdy z nas musi zmagać się każdego
dnia. Na zewnątrz widać tylko niewielkie fragmenty, np. problemy z chodzeniem,
niezborność ruchów lub trudności z mową. Większość dolegliwości jest jednak
ukryta przed spojrzeniami ludzi, którzy zastanawiają się niekiedy, co może
takiej osobie dolegać. Zmysł wzroku jest niedoskonały, zaś niewiele osób ma dar
rozpoznawania cierpienia, skrywanego w głębi oczu. Szybciej spojrzą na uśmiech,
pod którym chorzy starają się ukryć ból i inne objawy. Nie dotyczy to
bynajmniej wyłącznie stwardnienia rozsianego, ale każdego innego schorzenia,
które towarzyszy człowiekowi przez lata, stając się poniekąd jego
najwierniejszym towarzyszem.
Tego typu schorzenia wywołują
ewidentne ubytki w ciele fizycznym, ale jednocześnie kładą się cieniem na
emocjach, wywołując najróżniejsze reakcje: od złości i żalu, poprzez
zniechęcenie i apatię, aż po depresję, która podstępnie czai się w zakamarkach
umysłu. Są to naturalne stany, wszak bez emocji nie bylibyśmy ludźmi.
Usłyszałam kiedyś, że wyłącznie psychopaci są pozbawieni jakichkolwiek uczuć,
więc każda emocja, jaka się pojawia świadczy tylko o tym, iż nie brakuje nam
człowieczeństwa.
Wielu po otrzymaniu diagnozy zadaje
sobie pytanie typu: „Dlaczego to spotkało akurat mnie?” Przyznaję, że sama nigdy
nie zadałam tego pytania, choć doskonale rozumiem ludzi, którzy mierzą się z
tym dylematem i wiem, skąd biorą się te pytania i wątpliwości.
Osobiście
wierzę w to, że dusza każdego z nas planuje przed narodzeniem pewne wydarzenia,
które są nauką, a nie karą. Czasami mają na celu szerzej otworzyć oczy na
własny rozwój lub innych ludzi, innym razem wyzwolić z pewnych błędnych
przekonań. Nie choruję od dziś, więc zdążyłam przywyknąć do wielu dolegliwości.
Jak jednak zaznaczyłam, dopiero uszkodzenie OUN całkowicie wywróciło moje życie
do góry nogami i znacznie ograniczyło możliwości. Mimo to, starałam się i
staram szukać pozytywnych stron tej sytuacji. Życie z wyrokiem, jakim jest SM nauczyło mnie
wiele. Pozbyłam się potrzeby ciągłej kontroli tego, co mówię i zamartwiania się
o to, co pomyślą ludzie. Jestem sobą w każdym aspekcie i nie staram się spełniać
oczekiwań wszystkich dookoła. Szanuję wszystkich, jednak jasno wyrażam własne
zdania i opinie. Doszłam do wniosku, że najwyraźniej w wielu przypadkach trzeba
spotkać się oko w oko z chorobą, by tak naprawdę w pełni zaakceptować siebie. Poza
tym nie zamknęłam się w czterech ścianach domu. Staram się rozwijać, czuć i
rozumieć więcej niż dotąd, nie odkładać planów do greckich kalend i patrzeć w
przyszłość, a nie ciągle oglądać się na to, co już było. Nie zmienimy
przeszłości, teraźniejszość jest chwilą, a przyszłość jest o jedno tchnienie
przed nami.
Dlatego
też pozwoliłam sobie opracować swoisty dekalog dla osób, które tak jak ja
zmagają się z przewlekłymi chorobami:
1. Jeżeli
nie możesz czegoś pokonać, oswój to.
2. Odnajdź
w sobie spokój.
3. Szanuj
swoje marzenia i dąż do spełnienia choć części z nich.
4. Wybacz
sobie własne słabości- jesteś tylko człowiekiem.
5. Nie
porównuj się do innych. Oni nigdy nie będą Tobą.
6. Ceń
siebie, a świat doceni Ciebie.
7. Zawsze
idź własnym tempem i swoją drogą. Nie każdy musi zwyciężać w maratonie.
8. Nie
jesteś ofiarą. Jesteś inspiracją.
9. Rozwijaj
nowe nawyki, szukaj w sobie pasji.
10. Kochaj
życie takim, jakie jest.
Bardzo mądry dekalog, Aniu. Nie wiedziałam,że piszesz bloga...
OdpowiedzUsuńPoproszę linki na bieżąco do nowych wpisów, ok? Żeby mi coś nie umknęło następnym razem.
Tymczasem do siebie zapraszam: http://www.szeptyduszy.blog.onet.pl
Piszę od 2011 roku, Agnieszko. Ostatnio go zaniedbałam, bo miałam sporo pracy. Pięknie dziękuję za miłe słowa. :) Rzadko udostępniam wpisy na fb. Postaram się jednak robić to częściej.
OdpowiedzUsuńDziękuję za link, na pewno będę zaglądała. Pozdrawiam!