Kilka
osób pytało mnie o moje życie. Postanowiłam więc skreślić te kilka słów, by przybliżyć
Wam siebie taką, jaka w rzeczywistości jestem: ze swoimi słabościami,
marzeniami i planami na przyszłość.
Prawda
jest taka, że życie jest zbyt piękne, by podporządkować je chorobom. Nieustannie
kieruję się więc mottem cesarza Karola V Habsburga: „PLUS ULTRA” (Wciąż dalej) oraz
zasadą hiszpańskich oddziałów tercios, że walczy się do końca, a kapitulacją
jest dopiero śmierć. Walczę więc, na przekór wszystkiemu- owszem, czasem
brakuje sił, ale wbrew przekonaniom wielu, człowiek ma w sobie ogromną siłę,
która nie pozwala mu tak łatwo się poddać.
Kim
zatem jestem? Mieszkanką niewielkiego miasteczka w województwie kujawsko-pomorskim;
historyczką, regionalistką, specjalistką ds. personalnych, autorką i… osobą
niepełnosprawną. Chociaż właściwie to niewłaściwe określenie- bardziej osobą,
która musi stawiać czoła przeszkodom dnia codziennego i przewlekłym chorobom. Zmagam
się bowiem z kilkoma schorzeniami: stwardnieniem rozsianym, astmą oskrzelową,
skoliozą, wadą rozwojową kręgosłupa i osteoporozą. Owszem, często brakuje mi
dawnych możliwości i mam świadomość, że ograniczenia są coraz większe, ale…
wciąż widzę przed sobą jasną stronę przyszłości. Wszak prawdziwym sukcesem jest pokonać
największe przeszkody i zwyciężyć własną słabość.
Wbrew
tym ograniczeniom staram się więc wciąż działać i wyznaczać sobie kolejne cele.
To wszystko w myśl zasady, że człowiek bez marzeń jest człowiekiem bez nadziei,
a życie bez nadziei traci sens. I ta nadzieja na przyszłość jest dla mnie
najważniejsza. Dlaczego? Bo ona pozwala iść do przodu nawet wówczas, gdy wiatr
wieje w oczy, a ciało odmawia posłuszeństwa. Nie ciało jest bowiem
najważniejsze, ale duch i serce, które pozwalają przełamywać kolejne bariery.
W chwili obecnej nie pracuję zawodowo, lecz bynajmniej nie odsunęłam się od świata; nie zamknęłam w czterech ścianach mieszkania. Mam marzenia i pasje, które najskuteczniej motywują mnie do działania.
W chwili obecnej nie pracuję zawodowo, lecz bynajmniej nie odsunęłam się od świata; nie zamknęłam w czterech ścianach mieszkania. Mam marzenia i pasje, które najskuteczniej motywują mnie do działania.
Piszę
książki i wiersze, recenzuję, fotografuję, zajmuję się rozwojem duchowym, a
zatem… wciąż się realizuję. Jestem laureatką paru konkursów i autorką kilku
książek, które trafiły na rynek. Zapewniam, że nie potrzeba do tego w pełni
sprawnego ciała. Aby kreślić słowa, wystarczy, że ma się je w sobie i potrafi
spoglądać na życie przez pryzmat własnej wyobraźni. Aby robić zdjęcia,
wystarczy dostrzegać piękno otaczającego świata i dostrzegać światło tam, gdzie
wielu ludzi widziałoby tylko cień. Aby ruszyć z domu i zobaczyć inne miejsca,
wystarczy siła woli i chęć realizacji zamierzonych celów.
Jako
historyczka i regionalistka skupiałam się dotąd głównie na dziejach naszej
małej ojczyzny; na dziedzictwie, które warto zachować dla przyszłych pokoleń.
Stąd i dotychczasowe tytuły: „Legendy i podania Ziemi Chełmińskiej”,
„Czarownice z Pomorza i Kujaw”, „Legendy i opowieści z czasów wojen polsko-
szwedzkich”, „Duchy, zjawy i ukryte skarby. Niesamowite miejsca województwa kujawsko- pomorskiego” i
„Duchy, zjawy i ukryte skarby. Niesamowite miejsca województwa pomorskiego”. Już wkrótce pojawi się
na rynku kolejna książka związana z Żuławami i Powiślem, zaś kolejną… piszę. Wiersze
stanowią odrębną część mojej twórczości. Wszak każdy, kto dotknął kiedykolwiek
skrzydeł poezji wie, że w wierszach zamyka się zwykle myśli i emocje. Nie unikam też spotkań autorskich, zaś fakt,
że nie poruszam się wyłącznie na własnych nogach komentuję zwykle
stwierdzeniem, iż… czarownice latają na miotłach, zaś ja mam nieco
nowocześniejszy sprzęt.
Mam
nadzieję, że moja miłość do historii, a szczególnie do dwóch epok:
starożytności i renesansu zaowocuje w przyszłości także powieściami, nad
którymi pracuję. Jedna osadzona jest u schyłku imperium rzymskiego, zaś druga w
czasach konkwisty. Wierzę, że starczy mi sił i czasu, by je dokończyć. Notatki
w każdym bądź razie zajmują już trzy pokaźne półki, a bohaterowie nie dają mi o
sobie zapomnieć.
Paul
Michael Zulehner napisał: „Kto nie ma
odwagi do marzeń, nie będzie miał siły do walki”. Te słowa poleciłabym
wszystkim tym, którym często brakuje sił w zmaganiu się ze swoją
niepełnosprawnością. Dopóki walczymy, potrafimy marzyć. Dopóki marzymy, znajdziemy
w sobie siłę, by żyć i dążyć do ich spełnienia.
Jestem
członkiem Polskiego Towarzystwa Stwardnienia Rozsianego przy Radzie Głównej w
Warszawie.
Aniu, kochana... aż się popłakałam... jesteś cudowną, wartościową osobą i wszyscy powinniśmy brać z Ciebie przykład. Dumna jestem, że Znam Cię choć wirtualnie ;) Buziaki :)))
OdpowiedzUsuńDroga "Asymako" i moja imienniczko, jestem tylko zwykłą osobą, która po prostu uważa, że w jakimś celu przyszła na ten świat i zamierza ten cel osiągnąć. Ot tak, na przekór trudnościom. :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam bardzo ciepło i serdecznie, przesyłając życzenia zdrowia i spełnienia marzeń.
Z przyjemnością i zaciekawieniem czyta się o bogactwie Twojego życiorysu. Błyskotliwość umysłu i intensywna praca daje imponujące efekty. Jakby choroba była mimochodem, gdzieś w oddali a przecież nie daje co dzień o sobie zapomnieć. Niech Święta Ludwina czuwa, masz tyle do zrobienia ...
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za tak miłe i wzruszające słowa. Staram się, by choroba nie zdominowała mojego życia, chociaż niestety nie daje o sobie zapomnieć. Wbrew niej, a może na przekór- dalej realizuję wyznaczone sobie cele. Pozdrawiam ciepło.
OdpowiedzUsuń