Sprawy osób niepełnosprawnych są
bardzo bliskie mojemu sercu. Z ogromną przyjemnością przekazałam więc kilka
opowiadań tym, którzy nie boją się pisać o niepełnosprawności, przybliżają
problemy, angażują się w działania na rzecz integracji i zachęcają do
kreatywnego działania. Na łamach miesięcznika „Filantrop naszych czasów”
znajdziemy ciekawe artykuły i felietony na temat kwestii związanych z ON,
odetchniemy przy lekturze poezji i prozy oraz bliżej poznamy sylwetki ludzi,
którzy mimo ograniczeń idą naprzód, zdobywają szczyty i angażują się w różne
działania.
Warto bowiem pamiętać, że twórczość-
jakiejkolwiek dziedziny by nie dotyczyła- nie zależy wcale od sprawności bądź
jej braku, ale od umiejętności postrzegania świata, wrażliwości duszy i serca.
Od lutego można tam przeczytać także moje teksty. Poniżej
przedstawiam Wam fragmenty dwóch opowiadań.
GWIAZDA
(Fragment)
Dawno,
dawno temu, w niewielkiej wiosce mieszkał pewien chłopiec o oczach niebieskich
niczym niebo w pogodny dzień. Na imię mu było Dalibor i rzeczywiście, daleki
był wszelakim sporom. Ludzie mawiali, że jest szalony i znacząco pukali się w
czoła na jego widok. Dlaczego tak się działo? Chłopiec był bowiem inny. Inny
niż jego rówieśnicy. Zamiast bawić się jak inne dzieci, z niecierpliwością
oczekiwał zmierzchu. Dopiero wówczas, gdy słońce znikało za horyzontem, uśmiech
pojawiał się na jego licach, a rumieńce na twarzy. Wymykał się wówczas chyłkiem
z domu i biegł na łąkę pachnącą upojnie, grającą setkami cykad ukrytych wśród
traw. Siadał tam wprost na ziemi i cierpliwie czekał aż mrok ogarnie całą
okolicę. Jego serce biło niespokojnie, w nadziei na to, że chmury się
rozproszą, a na aksamitnym płaszczu nocy pojawią się gwiazdy. Dalibor bowiem
ukochał je ponad wszystko: ponad rówieśników, bliskich, a nawet własną rodzinę.
Usiane gwiazdami niebo było dla niego całym światem; zaś każdy dzień
oczekiwaniem na kolejną noc. Wpatrując się w owe lśniące światła- tak dalekie
od ziemi, a jednak tak bliskie jego sercu- zastanawiał się czym są i co tak
naprawdę pragną przekazać śmiertelnym. Wszak nie bez powodu mrugały; nie bez
powodu, co jakiś czas któraś z nich leciała ku ziemi. Stare kobiety we wsi
mawiały, iż w chwili, gdy spada gwiazda, rodzi się dziecko z dwiema duszami;
mędrcy opowiadali, że to duchy snujące się po nieboskłonie, lub dusze zmarłych
przodków czuwający nad żywymi.
On
jednak wciąż miał wątpliwości. Gwiazdy nie były przecież nigdy ludzkimi
istotami, nie miały w sobie tchnienia życia. Czasami zdawało mu się, iż to
pochodnie zapalone przez bogów, by rozjaśnić mroki nocy i rozproszyć strach
przed nieznanym. Im dłużej się jednak zastanawiał, tym więcej pojawiało się
pomysłów, wątpliwości i złudzeń. Był jednak pewien jednego- tego, że czuje
jakąś niezrozumiałą więź z tymi płonącymi chłodnym ogniem iskrami światła
pośród mroków nocy. (…)
(Filantrop, nr 2/2013)
RACŁAWA
(Fragment)
Zapadał
zmierzch. Ostatnie promienie słońca, niczym krwawa poświata zabarwiły wodę na
wpół zarośniętego jeziora, którego toń wydawała się niewzruszona. Czasami tylko
jakiś pojedynczy liść oderwał się od gałęzi i wirując spadał, tworząc
rozchodzące się kręgi. Siedząca na brzegu dziwna postać o krępym ciele
porośniętym rudawym włosem i dużych piersiach zwisających aż na wydatny brzuch,
wpatrywała się w ów taniec nieruchomym wzrokiem. Długie, proste włosy opadały
na twarz, w której uwagę zwracały wąskie oczy o żółtawych źrenicach.
Mawia
się, że szum opadających liści jest najcichszym szeptem natury i ona
najwyraźniej słyszała każde wypowiedziane przezeń słowo, rozumiała jego
znaczenie. Kołysała się miarowo w tym rytmie, którego echo odnaleźć można w
biciu serca i pulsowaniu krwi w żyłach. W ten właśnie sposób usypiała trzymane
w ramionach niekształtne dziecko o cienkich kończynach i dużej głowie,
porośniętej gęstą szczeciną. Kwiliło żałośnie, lecz coraz ciszej i ciszej
pogrążając się w błogim śnie. Gdy tylko zasnęło, ułożyła je troskliwie pośród
miękkiej trawy i wstała.
Zeszła
wprost do jeziora, stając po kostki w chłodnej wodzie. Przez chwilę spoglądała jeszcze
na niebo czerwieniejące się po tym, jak życiodajne słońce zniknęło już za
horyzontem. Cienie powoli zaczynały wypełzać ze wszystkich zakątków lasu.
Wielkimi krokami zbliżała się ciemna, złowroga noc. W oddali ozwał się puchacz-
znać, że Boruta jak każdego wieczoru zmienił postać, by z wysokości sprawdzić
swoje rozległe władztwo. Po chwili z pobliskiego drzewa sfrunął ptak o
jasnobrązowych piórach z ciemnymi plamkami. Na okrągłej głowie zwracały uwagę
pęczki piór, zaś wielkie zaokrąglone skrzydła szybko przecinały powietrze.
Ogromne, pomarańczowe źrenice na mgnienie oka zatrzymały się na zgarbionej
postaci przy jeziorze. Przeleciał jednak tuż nad jej głową i usiadł gdzieś
wśród gałęzi wielkiego dębu. Rozległo się głośne pohukiwanie.
Zaszumiały
cicho liście poruszone nieco gwałtowniejszym podmuchem wiatru. Drgnęła
niespokojnie, czujna niby zwierzę. Przez chwilę zdało się jej, że liście
zaśpiewały:
-
Racła…wa…. Racła…wa….
Zamyśliła
się. Jej usta poruszyły się bezgłośnie, starając się powtórzyć dawno nie
słyszane, a przecie tak jej niegdyś bliskie słowo.
-
Racła… wa… Racła…wa… Racława!
Pamięć
zdała się w owej chwili ostrzem zimnego sztyletu. Ból, który przeszył jej serce
był zbyt potężny, by nie wyrwać z ust jęku. Wszak słyszała to słowo nie jeden
raz… Wołano ją przecież tym mianem, lecz bardzo dawno temu… Kiedy w jej żyłach
płynęła jeszcze krew, a w piersi biło serce. Opuściła wzrok wpatrując się w
swoje odbicie w wodzie.
Stało
się jednak coś dziwnego. Srebrzysta mgła otuliła jej postać i zamiast ohydnej
istoty porosłej włosami dojrzała nagle kobietę o rudych włosach, łagodnym
uśmiechu i jasnej twarzy naznaczonej licznymi piegami, które śmiertelni czule nazywają
pocałunkami słońca. Jej drobna postać odziana w szaro-niebieską suknię nie
skrywała ciąży. Instynktownie, opiekuńczym gestem osłaniała brzuch, w którym
rozwijało się nowe, jakże umiłowane życie.
Zamarła z wrażenia. Dłonie o długich
palcach i ostrych pazurach przypominających krogulce niemal instynktownie
powtórzyły ów pełen troski gest. Jej brzuch był jednak zupełnie płaski. Nie
było w nim tego życia, do którego miłość czuła tak silnie, jeszcze w owym
czasie gdy nie mogła go ujrzeć. Postać w jeziorze zamgliła się jednak i
rozpłynęła, niknąc wśród drobnych fal na wodzie. W wąskich oczach pojawiły się
łzy… Łzy zrodzone ze wspomnień i bólu, którego nie zapomniała nawet po tak
wielu latach jakie minęły od czasu, gdy przestała być kobietą. (…)
(Filantrop 3/2013,
4/2013)
Opowiadanie „Gwiazda”- nr 2/2013
Opowiadanie „Racława” (część 1)- nr 3/2013
Opowiadanie
„Racława” (część 2)- nr 4/2013
Zachęcam do bliższego zapoznania się
z całym miesięcznikiem oraz działaniami fundacji „Filantrop”. Być może lektura
przybliży wam świat osób niepełnosprawnych, ukaże ich w zupełnie innym świetle
i sprawi, że słowo integracja
nabierze zupełnie innego wyrazu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz