kwietnia 14, 2021

Warlubie - historia czarownicy Barbary

Proces czarownicy, WarlubieNa terenie współczesnego powiatu świeckiego odbywało się wiele procesów o czary. Niejedna kobieta spłonęła na stosie, oskarżona o szkodzenie mieszkańcom i stosunki z diabłem. Szczególnie liczne były procesy w mieście Nowe. Wymuszane torturami oskarżenia zataczały coraz szersze kręgi. Wśród wielu ofiar były także mieszkanki Morzeszczyn, Gruczna i Warlubia (części wsi Zawady). 

Warlubie to min. historia czarownicy Barbary Jakubowej.

(Opowieść zaczerpnięta z nowo powstającej książki: „Czarownice z Prus i Pomorza”)

 

Oskarżona o sprowadzenie suszy

Był rok 1719. W Zawadzie mieszkała Barbara Jakubowa. W tym czasie we wsi nastał wielki nieurodzaj i do większości domostw zajrzał głód. Susza utrzymywała się długo, mimo gorących modlitw całej społeczności. To wzbudziło niepokój. Coraz częściej zastanawiano się, czy nie jest to wina jakiejś czarownicy, która pospołu z diabłem szkodzi wszystkim mieszkańcom Zawady. Do tego dochodziły wieści o procesach, jakie odbywały się w wielu miejscowościach. Było pewne, że zło rozpleniło się w okolicy i tak łatwo nie da się wypędzić. Pozostawało więc odszukać wspólniczki diabła i szybko je ukarać.

         Poszukiwania szybko dały efekt. Oczy wszystkich mieszkańców zwróciły się na Barbarę Jakubową, żonę Ratajki. Kobieta wyróżniała się z lokalnej społeczności, być może nie lubiła, gdy ktoś narzucał jej swoje zdanie. Ponadto znała kilka wcześniej spalonych czarownic, w tym Ewę Świątkowską z Nowego. To wystarczyło. Podejrzana została pojmana i uwięziona, a do Nowego wysłano wiadomość z prośbą o przysłanie przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości. Sprawy o czary należały do priorytetowych, więc sąd bez zwłoki wysłał do Zawady swoich delegatów. Po zapoznaniu się z zeznaniami świadków przyszła kolej na przesłuchanie oskarżonej. Barbara wszystkiemu zaprzeczyła. To jednak było zbyt mało, by zdołała oczyścić się z zarzutów. Zadecydowano, by poddać ją próbie wody. Kobieta odetchnęła, wierząc, iż wykaże ona jej niewinność.

 

Próba wody – widowisko dla całej wsi

         Nad brzegiem jeziora zebrali się mieszkańcy z najbliższej okolicy, by obejrzeć pławienie. Panowało wielkie poruszenie, ludzie przekrzykiwali się, wymieniali między sobą uwagi i opowiadali o nieszczęściach, jakie spotkały ich w ostatnich czasach. Słowo „czarownica” padało bardzo często. Gdy na brzegu pojawili się przedstawiciele sądu, pisarz, sołtys, kat oraz duchowny, gwar tylko się wzmógł. Wszyscy czekali ze zniecierpliwieniem na wynik próby. Kat przygotował oskarżoną, skrępował jej ręce i przywiązał do liny, a następnie uniósł wysoko nad taflę wody. Barbara zdążyła wypowiedzieć tylko kilka słów modlitwy, gdy przy wtórze jęku mieszkańców gwałtownie opuścił linę. Na jeziorze pojawiły się szerokie kręgi. Po chwili wyczekiwania rozległ się jeszcze głośniejszy jęk, tym razem połączony z groźnymi okrzykami. Okazało się, że oskarżona o czary Ratajka nie poszła na dno, lecz utrzymywała się na powierzchni. Był to niezbity dowód jej winy. Pisarz skrupulatnie zapisał wynik próby. Zgodnie z prawem pławienie powtórzono jeszcze dwukrotnie. Za każdym razem wynik był ten sam. Kobieta wciąż pływała. Okrzyki „Czarownica!” mieszały się z pomrukami gniewu, jednak przedstawiciele sądu w Nowem pozostali nieporuszeni. Nic ich nie zadziwiło, raczej spodziewali się takiego wyniku. Wydali polecenie i podejrzaną o czary zawieziono na powrót do miejsca aresztu. 

 

Oddana w ręce kata i skazana

         Kolejnym etapem procesu było badanie prawdomówności. Barbara Jakubowa Ratajka została oddana w ręce kata, który sprawnie ją rozebrał i pozbawił włosów. Dokładne oględziny wykazały, że posiada na ciele znamiona diabła. Nie było więc przeszkód do rozpoczęcia tortur. Podczas rozciągania kobieta się załamała i przyznała do zarzutów. Oświadczyła, że jest czarownicą i własną krwią zapisała się diabłu. Najpierw wyrzekła się Boga, Najświętszej Panienki i Najświętszego Sakramentu, a później krwią z serdecznego palca prawej ręki posmarowała się po twarzy. Wtedy diabeł orzekł: „Jużeś moja”, i tej nocy z nią obcował. Choć działo się to w domu, mąż nic nie słyszał i o niczym nie wiedział. Pytana o panującą suszę wyznała, iż owszem, zadecydowały o niej na łysej górze czarownice, które zawsze zmawiały się, by zsyłać na ziemię susze, głód i inne nieszczęścia. Im to nie wyrządzało szkody, bo były zaopatrywane w potrzebne produkty przez diabły. Cierpieli tylko zwykli ludzie. Sąd wyraził wówczas zainteresowanie innymi czarownicami. Barbara odpowiedziała i na te pytania. Wskazała na Annę Szpornowską z Nowego oraz na niejaką Stencelkę z Zawady, która przez nieżyczliwość pozwoliła diabłu wytrącić nogę z biodra Jerzowej. Wiele jeszcze opowiadała Barbara o tym, jak one – czarownice – szkodziły ludziom, aż na koniec dodała, że nawet pani Działdowska ma cały pułk diabłów na usługi, które wojują dla niej po świecie. Te wszystkie zeznania nie ocaliły Barbary. Jako czarownica musiała zapłacić życiem za zbrodnicze działania i została posłana na stos, by ogień oczyścił jej duszę. Wyrok został wykonany w obecności przedstawicieli sądu w Nowem, duchownych oraz mieszkańców całej okolicy. Jeszcze długo rozmawiano o tym, jak dym unosił się ze stosu.

 

Kolejna ofiara

         Tymczasem okazało się, że powołana przez Barbarę Anna Szpornowska była już przesłuchiwana pod zarzutem czarostwa przez komisję duchowną. Wszystko wskazywało na zasadność oskarżeń, dlatego 20 lipca 1719 roku przedstawiciel komisji przekazał oskarżoną w ręce rady miasta Nowego, by ta orzekła, co z nią dalej robić. Po zapoznaniu się z aktami zebranymi przez duchownych magistrat przekazał sprawę do sądu. Anna została zamknięta w baszcie, gdzie miała czekać na proces. Przerażona widmem stosu kobieta zaczęła prosić, by wykonano próbę wody, która na pewno oczyści ją z zarzutów. Sąd przychylił się do tej prośby. Sam dziekan nowski poświęcił wodę w jeziorze, zanim kat rozpoczął pławienie. Zgromadzeni na brzegu ludzie czekali z niecierpliwością. Wreszcie kobietę opuszczono do wody przy wtórze pokrzykiwań. Ku przerażeniu Anny okazało się, że woda jej nie przyjęła – utrzymała się na powierzchni. Próbę powtórzono trzykrotnie z takim samym efektem. Oskarżona została odwieziona do więzienia i poddana torturom. Rozciąganie szybko przyniosło oczekiwany rezultat. Anna zaczęła zeznawać. Przyznała się do winy i dodała z goryczą, że diabeł miał dać jej żelazo, by tonęła, ale kiedy doszło do pławienia, stał u góry, patrzył i się z niej śmiał. Ponadto w niezwykle żywy sposób opowiedziała o tym, jak latała na łysą górę i ucztowała z innymi czarownicami. Przyznanie się było równoznaczne z wyrokiem, więc jej wina nie budziła żadnych wątpliwości. Najpewniej była kolejną osobą, która spłonęła na stosie.

         Nie wiadomo, czy sądzono także powołane Stencelkę i panią Działdowską.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Anna Koprowska-Głowacka , Blogger