WSTĘP
Zaskrzypiały stare drzwi. Drżące
światło woskowej świecy zamigotało w ciemnym, wąskim korytarzu i oświetliło strome
schody. Na przegniłych stopniach leżała gruba warstwa kurzu. Niegdyś pobielane
ściany i sufit zasnute były misternie utkanymi pajęczynami, które zwisały
niczym poszarpane firanki skutecznie zniechęcając do wejścia na górę. Widok
tego zapomnianego przez ludzi miejsca mógł wywołać drżenie i lęk. Był to
przecież azyl przeszłości, o której wszyscy chcieli zapomnieć; prawdziwe
cmentarzysko bolesnych wspomnień i wartości dawno minionej epoki. Od wielu lat
nikt tam nie zaglądał tak, jakby już samo otwarcie drzwi miało moc przenoszenia
do czasów pełnych przemocy, walk i przelewanej krwi. Alkad
Cuzco starał się zapomnieć o tym miejscu i udawało mu się to przez prawie 15
lat.
Udawało
się. Do dziś. Do dnia, gdy na progu ciemnego korytarza stanęła młoda,
kilkunastoletnia dziewczyna ubrana w haftowaną złotą nicią i bogato zdobioną
perłami suknię z ciężkiego, zielonego materiału. Szerokie rękawy z modnymi
pęknięciami odsłaniały czerwoną materię spodniej szaty. Jej szyję trzykrotnie
oplatał sznur mlecznobiałych pereł, a poniżej połyskiwał złoty medalion w
kształcie słonecznej tarczy. Migoczący blask świecy rozjaśniał jej dziecięcą
twarz o łagodnie zarysowanych policzkach, igrał światłem w czarnych,
błyszczących oczach, lśnił na misternych, złotych kolczykach i prześlizgiwał
się po czarnych włosach upiętych na karku w węzeł i przyozdobionych perłami.
Patrzyła przed siebie, na tonące w ciemności schody i jeszcze wahała się, czy ruszyć
na górę, łamiąc zakaz wuja.
Była
to Catalina de Lemos, umiłowana córka zmarłego przed niespełna rokiem hrabiego
Juana de Lemos y Astadilla. Z nagła osamotniona po stracie jedynej bliskiej
osoby; zagubiona jak jagnię wśród stada wilków w prawnym konflikcie między spadkobiercami
ojca; czuła się porzucona przez
wszystkich i zapomniana. Nie chciała zostać w pałacu. Wiedziała, że zwaśnieni
stryjowie wykorzystają ją do prawnej batalii o ogromne posiadłości, a
ostatecznie wydadzą za mąż za obcego człowieka albo oddadzą do klasztoru. Nie
chciała poddać się ich woli, pozostać tylko zabawką w rękach chciwców. Pozostała
jej tylko jedna droga ucieczki: do Indii Zachodnich i nieznanego wuja, który
był alkadem Cuzco. Niewiele myśląc zabrała ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy i
korzystając z zamętu po pogrzebie ojca opuściła ukochany pałac. Zdołała
przekupić jednego z kapitanów, by zabrał ją w podróż przez wielkie morze. Na
szczęście tym samym statkiem płynął do Nombre de Dios
Miguel de Seso z żoną, którzy zaopiekowali się nią na czas podróży. Cataliny
nie przerażała wyprawa w nieznane. Kiedy już stała na pokładzie poczuła, jakby
z serca spadł jej nieznośny ciężar pokory i zależności, a smutek po stracie
ojca zaczęły zastępować dziwnie połączone uczucia: ożywienie i niepokój. Im
bardziej oddalali się od Hiszpanii, zaczynała rozumieć czym jest prawdziwa
wolność. Długa droga po kapryśnych wodach wydawała się jej chwilami nierealnym
snem, z którego nie chciała się obudzić. Podróż jednak dobiegła końca. Z Nombre
de Dios dotarła lądem do Panamy, a następnie znowu drogą morską do Ciudad de
los Reyes,
gdzie udała się prosto do wicekróla. Francisco de Toledo był wprawdzie nieco
zakłopotany przybyciem córki hrabiego de Lemos, ale przyjął ją z szacunkiem i
okazał wielką gościnność. Gdy wyjawiła mu powód swego przybycia, zdecydował się
na pomoc. Pod opieką przydzielonego jej kapitana bezpiecznie dotarła do Cuzco,
gdzie trafiła pod opiekuńcze skrzydła zaskoczonego wuja. Stanęła przed nim
pełna niepokoju, czy aby nie odeśle jej do Hiszpanii. Na szczęście okazał się
człowiekiem honoru, który po wysłuchaniu opowieści zdecydował o udzieleniu jej
nie tylko gościny, ale i azylu. Wciąż pamiętała jego słowa:
-
Mój dom jest otwarty dla każdego gościa, bo w jego osobie przyjmuję pod swój
dach samego Chrystusa. Ty zaś, jako córka mej kuzynki znajdziesz tu nie tylko
dach nad głową, ale także rodzinę, której ci zabrakło. Nic ci tutaj nie grozi,
jednak proszę, byś nie ryzykowała więcej swoim życiem.
Od tego czasu nie mogła na nic się
skarżyć. Była wręcz zdumiona faktem, że w tym dalekim świecie może zachowywać
się znacznie swobodniej niż w Hiszpanii. Nikt nie ograniczał jej dostępu do
zgromadzonych przez wuja ksiąg, a do miasta mogła wychodzić kiedy tylko
chciała. Musiała tylko zaakceptować fakt, że towarzyszyła jej zawsze służąca
wuja, młoda dziewczyna o ciemnej karnacji i czarnych, wesołych oczach. Catalina
szybko się z nią zaprzyjaźniła i w wolnych chwilach, jakich nie brakło pomagała
jej w nauce języka. Jedynym ograniczeniem, jakie wuj na nią nałożył był zakaz wchodzenia
na strych domostwa. Kiedy wypytywała o to nową przyjaciółkę, ta rozłożyła ręce.
-
Pan Miguel trzyma tam skarby przeszłości. Nie wiem, co tam jest.
Catalina była jednak tak ciekawa tego,
co tam ukryto, że wbrew rozsądkowi postanowiła zajrzeć. Pewnego dnia, gdy
wyszedł z domu zabrała świecę i postanowiła zajrzeć na górę. Teraz stała przed
stromymi schodami wahając się jeszcze, czy warto narażać się na jego gniew.
Ciekawość była jednak silniejsza. Uniosła wyżej migoczący płomień, gdyż
otaczające ją cienie budziły w niej dziwny niepokój. Czuła, że serce bije jej
coraz szybciej i głośniej, a policzki pieką niczym ogień. Wyobraźnia zaczęła
podsuwać jej obrazy duchów, które zaraz wyłonią się z mroku, rozerwą pajęczyny
i rzucą się na nią. Ogarnął ją strach. Niepewnie spojrzała na szczyt schodów,
gdzie dostrzegła kolejne drzwi. To tam znajdował się skarbiec, do którego nikt
nie zaglądał od wielu, wielu lat. Musiała się przemóc. Odetchnęła głęboko, by
uspokoić serce i nabrać pewności. Uczyniła jeden krok, później drugi. Czuła,
jak pajęczyny ocierają się o jej twarz i włosy, oplatają ją niczym ofiarę. Mimo
to nie zatrzymała się. Wspinała się dalej, aż stanęła przed drewnianymi
drzwiami zamkniętymi na żelazną zasuwę. Dopiero kiedy położyła dłoń na chłodnym
metalu ogarnęło ją zwątpienie. Poczuła się jak zbrodniarka, która łamie obietnicę
daną wujowi. Miguel de Castillo okazał jej przecież tak wiele serca i
gościnności. Przygarnął obcą sierotę, której pewnie nawet nie widział na oczy.
Tymczasem ona łamała jego zasady, jego zaufanie.
-
Nie, muszę tam zajrzeć. – szepnęła – Może znajdę tam coś, co należało do matki.
Catalina przypomniała sobie, jak wielokrotnie
wypytywała ojca o matkę. Nigdy nie chciał o niej mówić. Milcząc odwracał głowę
i udawał, że nie słyszy. Od służby dowiedziała się tylko, że hrabia wrócił z
żoną z Indii Zachodnich i była to piękna, jasnowłosa, szlachetnie urodzona
pani, która uśmiechnęła się tylko raz: w dniu, kiedy ona przyszła na świat.
Opowiadano, że pewnego dnia rzuciła się ze skały do morza, bo nie mogła znieść
tęsknoty za utraconym życiem. Jej ciała nigdy nie odnaleziono, a ojciec
wielokrotnie stawał na brzegu i wpatrywał się w morskie fale. Tylko jeden
człowiek powiedział, że to tylko opowieść dla naiwnych. Był to starzec, który
mawiał, że walczył w Peru u boku markiza Pizarro i dobrze pamięta piękną Leonor
de Padilla. Zapewniał też, że nigdy nie odebrałaby sobie życia. Catalina
zamierzała jeszcze z nim porozmawiać, jednak zmarł zanim udało się jej z nim
spotkać. Nadzieje na poznanie prawdy odżyły, gdy przyjechała do Cusco – miasta,
które matka podobno kochała całym sercem. Jednak i tutaj spotkała się z murem
milczenia. Każdy, kogo pytała wzruszał ramionami i unikał rozmów. Nikt nie
chciał wracać do przeszłości, choć w Hiszpanii tak wiele mówiono o wspaniałych
czasach, wielkich bohaterach i złotych miastach. Kiedy pytała o matkę, zapadała
cisza, a ludzie żegnali się ukradkiem i szybko odchodzili. Nawet wuj Miguel
twierdził, że nic nie pamięta. W końcu jeden ze służących alkada, stary
Indianin szepnął jej o strychu, na który wrzucono przed laty to, co pozostało z
czasów podboju, w tym także pamiątki po Leonor Coya. Zdziwiło ją to określenie,
ale jego słowa zapadły jej w pamięć i teraz przywiodły właśnie tutaj, pod drzwi
zapomnianej przez Boga i ludzi izby.
Jeszcze raz odetchnęła i odsunęła
zasuwę. Ustąpiła ze zgrzytem, a pchnięte ręką drzwi otworzyły się na oścież.
Jej oczom ukazała się spora izba pokryta wieloletnim kurzem i pajęczynami.
Światło słoneczne wdzierało się do wnętrza przez liczne szpary w zamkniętych
okiennicach tak, że świeca była zbędna. Dziewczyna zgasiła ją jednym
dmuchnięciem i weszła do środka. Rozejrzała się dookoła. Zauważyła stojące przy
ścianach skrzynie okute żelazem, porozrzucane w nieładzie staromodne puklerze,
zardzewiałą broń i jakieś drewniane sprzęty. Z ciekawości spróbowała unieść
wieko jednej ze skrzyń. Okazało się, że nie była zamknięta, więc mogła zajrzeć
do środka. Ze zdumieniem zauważyła wrzucone do środka suknie, chusteczki,
trochę biżuterii oraz niewielkie drobiazgi, jak grzebyki. Niecierpliwie
przerzuciła zawartość dotykając miękkich materiałów. Instynktownie czuła, że
stroje musiały należeć do jej matki. Znowu poczuła, jak serce przyspiesza swój
rytm, a policzki zaczynają płonąć. Przetarła wilgotne od łez oczy i rozejrzała
się po izbie. W tej samej chwili usłyszała świst wiatru w szparach okiennic. Aż
podskoczyła wystraszona i rozejrzała się niepewnie. Przypomniała sobie słowa
starego sługi, który zaklinał się, że hrabina chodzi nocami po strychu, a o
północy otwiera okna i patrzy na miasto. Przejmujący strach musnął ją zimnymi
skrzydłami, ale opanowała się. W rogu dostrzegła drzewce i biały proporzec
obszyty złotymi frędzlami. Pod nim, na ziemi stał jakiś obraz osłonięty czarną
tkaniną. Zaintrygowana podeszła bliżej. Jednym, zdecydowanym ruchem zerwała
materię.
Jej oczom ukazał się portret pięknej
kobiety odzianej w szkarłatną, zdobną ornamentami suknię, bogato wyszywaną
złotymi nićmi i perłami. Kwadratowy dekolt podkreślał jej smukłą szyję, na
której zawieszony był złoty medalion – ten sam, który Catalina miała teraz na
sobie. Odruchowo chwyciła za słoneczną tarczę.
-
Matko – szepnęła.
Przetarła rękawem wilgotne oczy i nieco
uważniej przyjrzała się kobiecie z portretu. Dostrzegła misterne nakrycie głowy
w kolorze sukni, tak samo ozdobione perłami, spod którego wymykały się złociste
loki. W uszach połyskiwały kolczyki, zaś twarz miała łagodne policzki, ciemne
brwi, długie rzęsy i oczy o barwie nieba w pogodny dzień. Zauważyła smagłą
twarz, widocznie opaloną przez słoneczne promienie – bardziej przypominającą
oblicza wieśniaczek niż szlachetnie urodzonych. Najwyraźniej zupełnie jej to
nie przeszkadzało, gdyż na ustach widać było lekki uśmiech tak tajemniczy i
nieodgadniony jak ona sama. Catalina wpatrywała się w obraz z mieszaniną
zachwytu i niepokoju. Nigdy, w najśmielszych snach nie przypuszczała, że matka
była tak niezwykłą kobietą. Jej uroda olśniewała, jednak nieznany malarz
uchwycił też naturę hrabiny pełną nieujarzmionych namiętności, zuchwałej odwagi
i władczej dumy. Dziewczyna nie rozumiała dlaczego wuj, tak bardzo ceniący
piękno i sztukę ukrył ten portret z dala od wzroku ludzi.
Zapatrzona, nie usłyszała powolnych
kroków na schodach. To Miguel, który wrócił do domu i nie zastał Cataliny w
komnatach ani w ogrodzie domyślił się, dokąd poszła. Służąca tylko potwierdziła
jego podejrzenia. Westchnął ciężko świadomy, że przyjdzie mu powrócić myślami
do przeszłości i zmierzyć się z demonami, które na tyle lat zdołał uciszyć.
Kiedy stanął w progu zobaczył dziewczynę stojącą przed portretem Leonor. W
pierwszej chwili chciał krzyknąć i skarcić ją za nieposłuszeństwo, ale jego
wzrok padł na postać z obrazu. W jednej chwili odniósł wrażenie, że w oczach
pani Cuzco dostrzegł ten sam bezgraniczny smutek, który tak bardzo wstrząsnął
nim piętnaście lat temu. To spojrzenie prześladowało go przez te lata, wracało
w snach i na jawie. Nauczył się z nim żyć tak, jak pogodził się ze swoją
przeszłością, a jednak wciąż nie mógł zapomnieć. Teraz był alkadem
hiszpańskiego miasta w Indiach Zachodnich, poważanym urzędnikiem, człowiekiem o
głowie przyprószonej siwizną i twarzy naznaczonej bruzdami wieku oraz trudnych
przejść. Już dawno nie wspominał czasów, gdy walczył o te ziemie: najpierw z
Inkami, a później z własnymi rodakami. Nie chciał pamiętać ile krwi wsiąkło w piaski
lub spłynęło z nurtami wartkich rzek. To był już inny świat. Świat, który
odszedł na zawsze.
Udawało mu się żyć dniem dzisiejszym i
obowiązkami aż do czasu, gdy pojawiła się Catalina. Dziewczyna nawet nie
zdawała sobie sprawy, jak bardzo była podobna do swoich rodziców. Niewątpliwie
urodę miała po ojcu, jednak upór, zuchwałość, ciekawość i odwagę odziedziczyła
po obojgu. Przez dłuższą chwilę stał w milczeniu, z rękoma skrzyżowanymi na
ramionach i patrzył na nią.
-
Znalazłaś? – zapytał niespodziewanie.
Drgnęła wystraszona i odwróciła się
gwałtownie. Dopiero teraz go zauważyła. Promienie słońca, które wpadały do
pomieszczenia rozjaśniały jego postać odzianą w czarny kaftan ze srebrnymi
guzami, takież spodnie i długie, skórzane buty. Miguel, mimo swojego wieku był
wciąż postawnym mężczyzną o spalonej słońcem twarzy i brązowych oczach. Siwe
włosy przeplatały się z ciemnokasztanowymi – takimi, jakie miał w młodości.
Czoło, na którym czas pozostawił głębokie bruzdy oraz mocno zarysowane kości
policzkowe sprawiały, że wyglądał na starszego niż był w rzeczywistości.
-
Wuju, przepraszam. – wykrztusiła wystraszona.
Doskonale wiedziała, że może być na nią
wściekły; ba, może nawet wyrzucić ją z domu za złamanie panujących w nim zasad.
Opuściła głowę jak winowajca, który tylko czeka na wymierzenie kary. Spod
opuszczonych rzęs zerkała jednak na ściągniętą surowo twarz wuja.
-
Kto ci pozwolił? – zapytał.
-
Przepraszam. – powtórzyła – Byłam ciekawa…
Chciał dodać kilka ostrych słów, lecz
ta szczerość go rozbroiła. Zamiast tego lekko utykając podszedł do stojącego
pod ścianą portretu. W milczeniu popatrzył na twarz Leonor. W jednej chwili
wróciły wszystkie wspomnienia. Przypomniał sobie burzliwą młodość i dawne,
stracone już lata. Przypomniał sobie jak we krwi i ogniu wspólnie tworzyli ten
świat, by później walczyć z tymi, których wcześniej nazywali kompanami i
braćmi. Jakby z cienia zaczęły wyłaniać się twarze znanych mu osób. Tak
niewielu z nich miał jeszcze okazję widywać. Wszyscy jednak starali się
zapomnieć… zapomnieć i żyć dalej w nowym, już tak odmienionym świecie. Ci
najbliżsi odeszli już jednak na zawsze. Nikt nie potrafił odpowiedzieć, czy
trafili do nieba, czy też w piekielne otchłanie.
Miguel
uświadomił sobie, że drży. Nie chciał, by Catalina zobaczyła, jak bardzo
przeżywa przeszłe wydarzenia. Z trudem się opanował, przełknął ślinę i spojrzał
na dziewczynę. Przyglądała mu się uważnie. W jej oczach dostrzegł ten sam
płomień, który niegdyś jarzył się w źrenicach gubernatora.
-
Na Boga, jaka ona do niego podobna. – pomyślał.
-
Naprawdę była taka piękna? – zapytała cicho. Była już pewna, że wuj opanował
już pierwszy gniew.
-
Była bardzo ładna. – odpowiedział ostrożnie. Nie chciał wracać pamięcią do
chwil, gdy przez chwilę sam gotów był skoczyć dla niej w ogień.
-
Dlaczego nie powiesiłeś go na dole? To piękny obraz. – dodała.
-
Powinienem był go spalić. – warknął niespodziewanie.
-
Dlaczego?
Miguel spojrzał na nią ze złością.
Pytała o rzeczy, których nie była w stanie pojąć. Jak miał jej wytłumaczyć, że
za samo posiadanie tego obrazu mógł stracić głowę? Nie miał zamiaru opowiadać
historii, którą przez lata starał się wyprzeć z pamięci.
-
Dlaczego zatem nie podarowałeś go ojcu? Na pewno byłby zachwycony. Nie mieliśmy
jej portretu. – niespodziewanie stwierdziła Catalina.
-
Twojemu ojcu? – zapytał zdumiony i dodał bez namysłu – To on mi go ofiarował,
zanim zginął.
Catalina spojrzała na niego z tak
wielkim zdumieniem w oczach, że zwątpił, czy w ogóle znała prawdę. Jeżeli Juan
i Leonor nie zdradzili jej pochodzenia, powiedział o jedno zdanie za dużo i być
może zniszczył świat, w którym dotąd żyła. Dostrzegł rumieńce, które w jednej
chwili pojawiły się na jej policzkach. Uśmiechnął się niepewnie.
-
Mój ojciec niedawno umarł. W swojej sypialni. W pałacu. – odpowiedziała z
powagą, kładąc nacisk na każde słowo.
-
Tak, tak. – przytaknął szybko i odwrócił głowę.
Nie
chciał widzieć jej podejrzliwego spojrzenia i tej pełnej emocji twarzy, zbyt
podobnej do oblicza ojca, by mógł mieć jakiekolwiek wątpliwości. Był zły na
siebie, że nie powstrzymał języka. Wiedział, że teraz Catalina nie da mu
spokoju i ostatecznie będzie musiał powiedzieć prawdę. Prawdę, która wstrząśnie
i tak już obróconym w ruinę światem dziewczyny. Leonor mu ufała i prosiła o
ewentualną opiekę nad dziećmi. Dał wówczas słowo i zamierzał go dotrzymać.
Catalina mogła na niego liczyć i nie zamierzał uchylać się od swego obowiązku.
Nie przypuszczał jednak, że to jemu przyjdzie odkrywanie przed nią prawdy.
Najwyraźniej Juan de Lemos pokochał dziecko jak własne i nie zamierzał nikomu
zdradzać kto naprawdę był ojcem. Westchnął ciężko. Musiał przygotować się do
tej rozmowy. Nie chciał mówić o tym teraz.
Tymczasem
Catalina uważnie przyglądała się wujowi. Widziała jak zmieniła się jego twarz,
dostrzegła też zamglone oczy i drżące ręce. Była pewna, że ukrywał znacznie
więcej, niż mogłaby się spodziewać.
-
Wuju, nie mówisz prawdy. – stwierdziła, przechylając lekko głowę na jedno ramię
i uważnie patrząc mu w oczy – Czy jest coś, co wszyscy ukrywali przede mną?
-
Dziecko, ja… – zaczął, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć – To nie jest dobra
chwila na takie rozmowy. Może później…
-
Wuju, chcę tylko wiedzieć. – nalegała.
Wypuścił powietrze czując, że nie zdoła
uniknąć odpowiedzi. Jeżeli była choć w połowie tak uparta jak Leonor, z
pewnością przymusi go do wyjaśnień. Postanowił ostatecznie powiedzieć tylko
kilka słów i dać jej czas na to, by ochłonęła. Spodziewał się wybuchu: tak
reagowali jej rodzice, więc zapewne i ona zachowa się tak samo.
-
Twoją matką była Leonor de Padilla. Ta, którą widzisz na portrecie.
-
A ojciec?
-
Juan de Lemos był twoim ojcem, to się nie zmieni. Uznał cię za swoje dziecko i
pokochał tak, jak tylko ojciec może kochać córkę.
-
Ale..?
-
Życie dał ci człowiek, który zginął tu, w tym mieście. Na placu, przez który
już wielokrotnie przechodziłaś.
-
Zginął?
-
Został ścięty. – te ostatnie słowa wymówił z wyraźnym trudem. Domyślał się, jak
wielkie wzburzenie ogarnęło dziewczynę.
Catalina otworzyła szeroko oczy. To, co
mówił Miguel wydawało się nierealne, niemożliwe. Nikt nigdy nawet nie
zasugerował, że może nie być córką hrabiego de Lemos. Czy przez te lata żyła w
niewiedzy, czy też wuj mylił się w swoich podejrzeniach. Poza tym, skoro jej
rzekomy ojciec został ścięty, musiał dopuścić się zbrodni lub zdrady, a to
budziło w niej jeszcze większe przerażenie. Łzy popłynęły jej po policzkach.
-
To… To niemożliwe! – krzyknęła. Spojrzała jeszcze na twarz alkada, uniosła
lekko suknię i wybiegła.
Miguel przez chwilę słuchał, jak zbiega
ze schodów. Trzasnęły drzwi. Westchnął i ponownie spojrzał na obraz. Gra
świateł sprawiła, że twarz kobiety zdawała się żyć. Pokręcił głową.
-
Leonor, dlaczego to na mnie spadł ten obowiązek? Dlaczego jej nie powiedziałaś?
Niestety, nie mógł liczyć na odpowiedź.
Zamiast tego, z całą jaskrawością wróciły wspomnienia. Wspomnienia z czasów,
gdy każdy dzień był walką o życie, a śmierć zawsze znajdowała się w cieniu
wróciły ze zdwojoną siłą.
Świetnie napisany wpis. Czekam na wiele więcej
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję. To tylko robocza wersja z początku powieści, którą mam nadzieję kiedyś dokończyć. Pozdrawiam serdecznie
Usuń