Dzisiaj
chcę przypomnieć Wam moją kolejną książkę: Czarownice z Pomorza i Kujaw,
Region, Gdynia 2010
Skąd wziął się pomysł na książkę o
czarownicach?
Zapewne
zastanawiacie się skąd wziął się pomysł na jej napisanie? Procesami o czary
interesuję się od szkoły podstawowej. Minęło już ponad 30 lat, a ten temat nadal
mnie fascynuje. Może dlatego do dziś pamiętam rozmowę z moją nauczycielką.
Zaczęło się niewinnie od samego tematu: „procesy”. Mnie jednak intrygowały
informacje, które przekazał mi dziadek. Twierdził zawsze, że poza murami
Chełmna palono czarownice. Zawsze byłam dociekliwa, więc chciałam dowiedzieć
się więcej. Niestety. Odpowiedź mnie rozczarowała. Usłyszałam, że to nieprawda,
a na naszych terenach nie było stosów.
Cóż
miałam zrobić? Przyznaję: nie uwierzyłam. Nie było wówczas komputerów, a
wszelkie informacje można było uzyskać jedynie w bibliotekach i archiwach. Nie
miałam wówczas możliwości, by rozpocząć poszukiwania. Poza tym najważniejsza
była szkoła. Informacje o procesach o czary zachowałam dla siebie z mocnym
postanowieniem, że prędzej czy później dotrę do właściwych materiałów. Obietnicy dotrzymałam.
Zmieniły
się czasy, komputery stały się nieodzownym elementem wyposażenia, a uruchomione
biblioteki cyfrowe prawdziwym rajem dla poszukiwaczy źródeł. Materiały
zbierałam długo. Były to książki na temat czarownic, publikacje regionalne,
autentyczne opisy procesów i rachunki miejskie.
Historie, które zapadły w pamięć
Tak
naprawdę chyba każda historia pozostawiła ślad w moim sercu. Dziewczęta,
mężatki, wdowy często trafiały przed sąd z powodu zawiści, niechęci, czy
zemsty. To, co je czekało budziło i budzi do dziś zgrozę i przerażenie. Tortury
były wszak tylko zwykłą procedurą, "badaniem", jak to nazywano.
Wspomnę
zaledwie o dwóch.
Chyba
moim najciekawszym odkryciem był rachunek z jednego z chełmińskich procesu o
czary, w którym pojawia się zniszczony lichtarz. Tylko uczestnicy „badania” i
nieszczęsna oskarżona wiedzieli co tam się wówczas wydarzyło. Musiało zaś dziać się wiele, skoro
miasto wykosztowało się na nowy.
Do
najbardziej dramatycznych historii zaliczam natomiast proces grudziądzkiej
mieszczki Anny Glade. Kobieta musiała stanąć przed sądem, któremu przewodniczył
jej syn. Trudno wręcz wyobrazić sobie, jak wiele emocji kosztowało to oboje.
Wyobraźcie sobie: ukochany syn, z którego Anna była tak dumna musiał wydać wyrok
w sprawie o czary, którymi rzekomo parała się jego matka. Straszne!
Są
to tylko dwie, spośród wielu dramatycznych wydarzeń, które zamieściłam w
książce.
Przyznaję.
Nie
pisałam jej dla środowisk naukowych. Historie procesów są zbeletryzowane,
podane w formie opowieści. Niektóre są bardziej szczegółowe, gdyż mogłam
bazować na szerszym materiale źródłowym. Inne ujęte nieco bardziej szczątkowo,
gdyż nie znalazłam nic więcej na temat opisanych tam osób. Nie chciałam zaś
uciekać w czystą fikcję.
Recenzje:
To
kilka z recenzji:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz