obraz nieznanego artysty
z XVIII w
|
Część 2
Pierwsze
oskarżenia
W
1592 roku zmarł niespodziewanie książę Ernest Ludwik. Na wspomnienie dawnej
miłości, serce Sydonii zabiło silniej, lecz miała zbyt dużo zmartwień, by
rozpamiętywać dawne czasy. Jednakże to wydarzenie stało się początkiem
pierwszych oskarżeń pod adresem pięknej hrabianki. Przypomniano sobie bowiem o
rzekomej klątwie, którą rzuciła odchodząc z dworu Gryfitów.
Kolejne
nieszczęścia
Siostry
von Borck mieszkały w Resku z nadzieją, że skończyło się wreszcie pasmo
nieszczęść i upokorzeń. Mimo tak wielkich starań rodziców, żadna z nich nie
wyszła za mąż i nie posiadała nic, co byłoby więcej warte od ich rodowej dumy.
Niestety, w 1593 roku w mieście wybuchł pożar, który doszczętnie strawił dom, w
którym mieszkały. Szlachcianki ponownie zostały bez dachu nad głową. Tym razem
uznały, że każda powinna iść własną drogą. Dorota zamieszkała u przyjaciół w
Krzywnicy, zaś Sydonia zdecydowała się nie opuszczać Reska.
Dumna i
niezależna
Sydonia
wynajęła jedną izbę z komorą, by wszystkim pokazać swoje nieszczęście i to, na
jaką poniewierkę skazał ją brat. Chciała, by mówiono, że ona – córka bogatego i
potężnego rodu; hrabianka, przed którą chyliły się niegdyś głowy szlachciców i
wybranka serca księcia Ernesta musiała mieszkać jak żebraczka i prosić innych o
chleb; że została wydziedziczona przez własnego brata i nie mogła doprosić się
sprawiedliwości u książąt tej ziemi.
Kilkakrotnie myślała, by na złość
Ulrykowi wyjść za mąż. W tym wypadku musiałby wypłacić jej wiano i dać
pieniądze na wesele. Miała nawet narzeczonych, wszak niejeden szlachcic chętnie
poślubiłby tak piękną i wykształconą hrabiankę, ale… Dumna, niezależna i uparta
Sydonia wciąż nie potrafiła zapomnieć o przysiędze, jaką przed wieloma laty złożył
jej książę Ernest Ludwik. Kiedy patrzyła na tych, którzy jej wyznawali miłość i
proponowali śluby, nadal widziała twarz ukochanego. Żal, gorycz i niespełniona
miłość nie pozwalały jej oddać się innemu. Wybrała więc życie w poniewierce i
nieustannym tułactwie z nadzieją, iż Ulryk wreszcie wywiąże się ze swoich
obowiązków.
Kolejna interwencja opiekunów prawnych
sióstr Brock sprawiła, że książę nakazał Ulrykowi nie tylko wynajęcie nowego
domu, ale i zwrot kosztów jakie siostry poniosły po pożarze. Hrabia pokornie zgodził
się z wyrokiem, ale wcale nie kwapił się do jego wykonania.
Powrót
do Strzmiela
Dorota i Sydonia miały już dosyć
tułania się po pomorskich miastach. Chciały wrócić w rodzinne strony. Nie
chciały nawet zamieszkać we dworze. Wystarczał im jakiś dom z ogrodem, by mogły
wreszcie odzyskać spokój. Książę Jan Fryderyk powołał komisję, która miała zakończyć
spór, który toczył się już od 25 lat. Po roku zapadła decyzja. Dorota i Sydonia
miały zamieszkać w Strzmielu; w domu, który Ulryk został zobowiązany wybudować.
Nakazano mu również wypłacać alimenty z dóbr w Rogowie i Siedlicach, których
nie mógł sprzedać ani zastawić.
Ulryk jednak znowu wyłgał się od
wyroku. Niespełna rok później przekazał ziemie w Rogowie i Siedlicach synowi Ottonowi,
który nie zamierzał utrzymywać ciotek, których nie spłacił ojciec. Doszło do
otwartego sporu, którego finał znowu znalazł się w sądzie. Tym razem znowu
rozpoczęło się pasmo nieszczęść. W 1600 roku zmarła Dorota, a wkrótce książę
Jan Fryderyk. Zmarł bezpotomnie, więc znowu zaczęto szeptać o klątwie Sydonii.
Kolejny
proces
Władzę
po księciu Janie Fryderyku przejął Barnim XII. Sydonia wiedziała, że Ulryk
wykorzysta okazję, by pozbyć się poprzednich wyroków. Nie była to już
rozpieszczona i naiwna dziewczyna, ani łagodna i uprzejma dwórka. Coraz
bardziej uparta i zawzięta postanowiła go uprzedzić. Zwróciła się do księcia o
majątek po Dorocie. Ulryk tłumaczył, że wszystko, co należało się Dorocie wydał
na spłacenie jej długów i przygotowanie godziwego pogrzebu. To doprowadziło
Sydonię do wybuchu. Zarzuciła bratu kłamstwo. Oświadczyła, że zagarnął cały
spadek po zmarłej siostrze, a ciało zostawił bez pogrzebu i dopiero ona zadbała
o pochówek. Tym razem jednak sąd jej nie uwierzył. Sędziom nie podobała się
samowolna, inteligentna i wybuchowa hrabianka, w dodatku osobiście występująca
w swoim imieniu. Książę Barnim również patrzył na nią podejrzliwie. W końcu
zmarło już dwóch jego braci, a opowieść o klątwie już dawno zdążyła dotrzeć na
dwór. W 1602 roku sąd zdecydował, że cały majątek Doroty należy do Ulryka von
Borck. To był cios dla Sydonii.
Pasmo
klęsk
Hrabianka Sydonia von Borck, niegdyś
najpiękniejsza wśród książęcych dwórek, została sama, nie mając zupełnie nic.
Niedawno skończyła pięćdziesiąt cztery lata. Na jej twarzy wciąż widać było
ślady dawnej urody, lecz czasy jej świetności dawno już przeminęły. Ponadto nie
posiadała własnego domu, ani żadnych szans na odzyskanie od brata choć części
spadku. Jakby mało było nieszczęść, napadł ją niejaki Jakub Stettin i dotkliwie
pobił. Dobrze wiedziała, kto stał za tym brutalnym atakiem. Bez zwłoki
wytoczyła sprawę napastnikowi, oskarżając go o pobicie na rozkaz Ulryka. Proces
przedłużał się niemiłosiernie aż do 1605 roku. Wprawdzie uznano winę oskarżonego,
ale to musiała zapłacić koszty sądowe.
W 1603 roku zmarł Ulryk. Niestety, nie
zakończyło to konfliktu, gdyż ziemie, z których Sydonia miała wyznaczone
uposażenie, przejął w zastaw jej kuzyn Jost von Borck. Zobowiązania przejął syn
Ulryk, Otto, ale nie zamierzał ich wykupywać. Jost natomiast nie zamierzał
spłacać cudzych należności.
Tego samego roku bezpotomnie odszedł
kolejny książę z rodu Gryfitów – Barnim XII. Historia klątwy rzuconej przez
hrabiankę von Borck była już jednym z najważniejszych tematów. Nie obawiał się
jej jednak książę Bogusław XIII, który miał liczne potomstwo. Kiedy wspominano
o tym na dworze, uśmiechał się tylko drwiąco
Klasztor
w Marianowie
Od 1604 roku Sydonia odnalazła nieco
spokoju w klasztorze w Marianowie. Mieszkały
tam panny ze szlachetnych rodów, które nie mogły wyjść za mąż. Sama hrabianka nie
czuła powołania do życia w zakonie. W ciągu lat poniewierki, nieustannych
procesów sądowych i upokorzeń, nauczyła się walczyć o swoje sprawy. Jej
charakter, duma i upór były przyczyną nieustannych konfliktów w klasztorze.
Wciąż procesowała się też o alimenty z Ottonem i z Jostem von Borck.
Nie zamieszkała z innymi siostrami,
które patrzyły na nią podejrzliwie, lecz zajęła mały domek na terenie
klasztoru. Z racji urodzenia i wieku została zastępczynią siostry przełożonej, ale
tylko na rok. W 1605 roku tej funkcji pozbawiła ją Magdalena von Petersdorf. Urażona
duma nie pozwoliła Sydonii ustąpić bez walki. Odwołała się do księcia Bogusława
XII, który wysłał komisję pod przewodnictwem Joachima von Wedel, by rozpatrzył
ten spór. Zanim jednak zdążył zająć stanowisko, zmarł książę Bogusław. Trzy
lata później odeszli z tego świata Magdalena von Petersdorf i Joachim von
Wedel. Nową przeoryszą została Agnes von Kleist, z którą Sydonia wkrótce też
popadła w konflikt. Złożyła na nią skargę do nowego księcia Filipa II. Władca
wysłał komisję pod przewodnictwem jej kuzyna Josta von Borck. To doprowadziło ją
do pasji. Jost był przecież zaangażowany w inny spór prawny i nie powinien był
rozsądzać tego sporu. Oskarżyła go więc o wykorzystywanie piastowanych urzędów
dla osiągania prywatnych celów.
Narastająca
niechęć
Sydonia
mieszkała w osobnym domku i niechętnie brała udział w życiu wspólnoty. Siostry
patrzyły na nią podejrzliwie i niechętnie. Ona zaś, tak często krzywdzona przez
innych, coraz bardziej odsuwała się od ludzi. Wszystkie wydarzenia odcisnęły
piętno na jej i tak niełatwym charakterze. Rozpieszczana w dzieciństwie,
uwielbiana w młodości, została skazana na poniewierkę i upokarzana na każdym
kroku – nawet tutaj, w miejscu, które miało być azylem dla takich panien jak
ona. Dlatego też potrafiła po imieniu nazywać kłamstwa i oszustwa, wskazywać
fałsz i obłudę, a ponadto nie rezygnowała z walki o należną jej schedę. Bywało,
że wybuchała gniewem i w złości odgrażała się ludziom. Jej „życzenia” i
„przepowiednie” sprawdzały się zaś zbyt często. Ci, którzy do tej pory byli jej
przychylni zaczęli powoli się odsuwać widząc, że kobieta zaczyna stąpać po
śliskim gruncie.
Jedyną
osłodą był dla niej ogród klasztorny. Mogła tam rozmawiać ze zwierzętami i
ptakami, które – w przeciwieństwie do ludzi – nigdy jej nie skrzywdziły. Miała
nawet swojego ulubionego czarnego kota, którego nazwała Chim. Zamiast modlić
się z innymi mniszkami wolała zgłębiać naukę o ziołach i medycynie. Pomocna
okazała się w tej kwestii zielarka Wolde Albrechts, która przekazała jej część
swojej wiedzy. Pozostałe nauki czerpała z ksiąg i własnych doświadczeń. Szybko
zdobyła nie tylko biegłość w tej dziedzinie, ale także rozgłos. Zgłaszało się
do niej coraz więcej chorych z prośbą o pomoc. Nie odmawiała nigdy i ratowała
każdego, nie zważając na jego stan. Poza tym samodzielnie warzyła piwo, które
uchodziło za najlepsze w okolicy. Nie podobało się to siostrom, patrzącym na
nią z coraz większą podejrzliwością.
Zamiłowania Sydonii stały się dla niej
niebezpieczne. Wystarczył już tylko jeden krok, by niewygodną kobietę oskarżyć
o czary.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz