E.Burne-Jones,
Sidonia
von Bork,1860 |
Część 1
Pochodzenie i młodość
Sydonia von Borck
pochodziła z jednego z najświetniejszych i najstarszych rodów na Pomorzu. Kiedyś
istniało nawet pomorskie przysłowie: „To jest tak stare jak rodzina Borków i
diabłów”.
Sydonia przyszła na świat w 1548 roku w
„Wilczym Gnieździe”, jak określano zamek w Strzmielach. Była najmłodszym dzieckiem hrabiego Otto von Borcka i Anny von
Schwiecheld. Jej rodzeństwem byli: Ulryk urodzony w 1545 oraz Dorota. Od
najmłodszych lat była rozpieszczana i przekonywana o swojej wyjątkowości. W
istocie wyróżniała się zarówno niepospolitą urodą, jak i intelektem. Szybko
nauczyła się czytać i pisać. Lubiła pogłębiać wiedzę, o czym świadczyła jej
biblioteczka. Można z całą pewnością stwierdzić, że
posiadała wykształcenie wyższe
od większości szlachcianek.
W roku 1551 zmarł hrabia Otto. Wychowanie trójki dzieci spadło na barki Anny. Radziła sobie
doskonale. Sydonia nadal pozostawała ulubienicą rodziny i hrabina chciała, by
zyskała jak najwyższą pozycję. Ostatecznie udało jej się umieścić córkę na
dworze księcia pomorskiego Filipa I w Wołogoszczy. Została dwórką księżnej Anny
Saskiej. Jej uroda i intelekt szybko przyciągnęły uwagę szczególnie męskiej
części dworu. Młoda hrabianka nie była jednak „łatwą zdobyczą” dla bywalców
dworu. Zbyt inteligentna, by wdać się w romans i zbyt pewna swojej wartości
ignorowała wszelkie zaloty.
Narodziny uczucia
Miłość jednak w
końcu poruszyła sercem pięknej Sydonii. Na dwór w Wołogoszczy wrócił ze studiów w Greifswaldzie, Wittenberdze oraz
Paryżu czwarty z synów księcia Filipa, Ernest Ludwik. Mawiano,
że był nie tylko najbardziej urodziwy z braci, ale także najbardziej
romantyczny. Opowieści o młodym księciu zwróciły uwagę hrabianki. Okazało się,
że Ernest Ludwik rzeczywiście miał nieco melancholijne usposobienie, grywał na
lutni i śpiewał tęskne pieśni.
Książę szybko zauważył piękną dwórkę. Młodzi
zakochali się w sobie. Nie podobało się to księciu Filipowi, który miał
nadzieję, że Ernest szybko znudzi się dziewczyną. Tymczasem wśród szeptów i
zaklęć o wiecznej miłości, młody książę obiecał Sydonii, iż ją poślubi. Serce
hrabianki należało do Ernesta, a obietnica ślubu stała się dla niej tylko
pieczęcią prawdziwej miłości, która spotkała ją na dworze.
Układ
rodzeństwa
Nieszczęście
spadło niespodziewanie i ugodziło zarówno w Sydonię, jak i jej starszą siostrę
Dorotę. Wiosną 1568 roku zmarła ich matka, Anna
von Schwiecheld. Wszystkie plany i marzenia rozprysły się w jednej
chwili jak kryształ. W teorii opiekę nad dziewczętami przejmował ich brat,
Ulryk, który był również zobowiązany do wykonania testamentu ojca. Hrabia
jednak nie zamierzał dzielić się majątkiem z siostrami.
Już 9 czerwca 1568 roku, przy
pośrednictwie Krzysztofa von Schwicheld i Messiga von Borcke zawarł z siostrami
układ spadkowy. Wymusił na nich zrzeczenie się praw majątkowych po rodzicach. Dorota
i Sydonia miały zostać spłacone, on zaś przejmował cały dobytek. Zapisy
wskazują na to, że przysługiwało im po 500 talarów reńskich, a w przypadku
zamążpójścia po 1000 florenów posagu. Brat obiecywał również zapewnienie dóbr
ruchomych typu: kufry, ubrania, pościel, kosztowności i sprzęty domowe, a wśród
nich dwa złote puchary (ten z herbem matki miał trafić do rąk Sydonii). Ulryk
zapewniał, iż siostry mogą mieszkać dalej w Strzmielu na jego utrzymaniu, a
jeśli zechcą odejść zapewni im odpowiednią pozycję społeczną. Okazało się to
tylko pustymi obietnicami.
Walka o
spadek
Ulryk poślubił Otylię von Dewitz,
która nie zyskała sympatii sióstr von Borck. W Strzmielach zaczęło dochodzić do
kłótni i konfliktów tak ostrych, że Dorota i Sydonia musiały opuścić gniazdo
rodzinne. Od tej chwili zaczęło się ich tułacze życie i walka o należne im
prawa. Tułanie się po dworach krewnych lub korzystanie z gościnności książęcego
dworu były dla hrabianek upokorzeniem. Obie zamierzały jednak wyegzekwować od
brata jego zobowiązania. Zwróciły się ze skargą do księcia Jana Fryderyka. Jako
kobiety nie mogły
występować w procesach, więc książę powołał dla
nich w lutym 1570 roku opiekunów prawnych. Byli to: Martin i Hasse von Wedel z
Krzywnicy. Byli spokrewnieni z rodziną Borcków, więc dobrze znali konflikt i
mieli doprowadzić do ugody między rodzeństwem. We
wrześniu 1572 roku doszło do porozumienia w
Krępcewie, na mocy którego Ulryk zobowiązał się do przestrzegania umowy
spadkowej. Niestety, była to znowu tylko obietnica.
Ostania
nadzieja
Podczas,
gdy Dorota jeszcze liczyła na dobrą wolę Ulryka, Sydonia wciąż spoglądała w
kierunku dworu. Książę Ernest Ludwik był jej ostatnią nadzieją. Kochała go nadal,
a obietnica zaślubin dodawała jej sił. Wierzyła, że kiedy ukochany dotrzyma
przyrzeczenia, Ulryk zapłaci za wszystkie krzywdy i upokorzenia, jakich
dopuścił się wobec niej i jej siostry. Serce Ernesta Ludwika również wyrywało
się do pięknej hrabianki, ale rodzina wciąż naciskała go na zaślubiny zgodne z
interesem księstwa. Sydonia jednak wciąż czekała. Niejeden szlachcic starał się
o rękę pięknej córki hrabiego Otto von Borcka, ale konsekwentnie odmawiała. Jej
serce należało tylko do Ernesta.
Tymczasem
księciu zabrakło stanowczości i siły charakteru. Ugiął się w końcu pod
naciskiem rodziny i zasłaniając się interesem rodu, 20 października 1577 roku
ożenił się z Zofią Jadwigą, córką księcia Brunszwiku. W ten sposób złamał nie
tylko książęce przyrzeczenie, ale i serce Sydonii. Hrabianka nie mogła znieść
żalu i upokorzenia. Zrozpaczona nie zamierzała dłużej gościć na książęcym
dworze. Później opowiadano, że opuszczając
dwór w Wołogoszczy rzuciła klątwę na ród Gryfitów. Miała ona brzmieć, iż
pół wieku nie przeminie, a cała dynastia zejdzie bezpotomnie z tego świata.
Dalszy
ciąg sporu o spadek
Tego samego roku Dorota i Sydonia ponownie oskarżyły brata o niewypłacanie im
należności. Książę Jan Fryderyk nakazał mediacje. Podpisano kolejną ugodę, lecz i ta nie rozwiązała
konfliktu między rodzeństwem. W 1579 roku pojawiły się
kolejne skargi na Ulryka. Książę Jan
stracił cierpliwość. Posłał do Strzmiel swego egzekutora, który miał ściągnąć
alimenty z dóbr Borcka. Ulryk jednak sprzeciwił się
książęcej egzekucji.
Doprowadziło to do procesu w
Szczecinie w lutym 1581 roku. Ulryk von Borcke stanął
przed Sądem Nadwornym. Na pierwszej
rozprawie pojawił się sam książę w otoczeniu dworu, by przysłuchiwać się
zeznaniom. Ulryk bronił się jak tylko potrafił.
Dowodził, że wielkie bunty poddanych utrudniają mu życie; że jest w bardzo
ciężkiej sytuacji materialnej i tylko dlatego zalega z wypłatą należności. Tego już było za dużo. Siostry zarzuciły Ulrykowi
kłamstwo. Zawsze bardziej wybuchowa Sydonia zarzuciła bratu złe zarządzanie
rodzinnym majątkiem i uzyskała potwierdzenie swych słów u innych świadków. Przedłożyła
również listę obecnych żądań. Proces toczył się dwa lata. Wyrok był korzystny
dla sióstr. Zgodnie z nim, w wypadku zamążpójścia miał obowiązek wypłacić 1000
florenów wiana i 300 florenów każdej na wesele. Natomiast w przypadku pozostania
ich w stanie panieńskim został zobowiązany do przekazywania im po 30 florenów
rocznie oraz naturaliów. Ponadto sąd nakazał mu wypłatę po 40 florenów na
spłacenie długów, jakie musiały zaciągnąć, by utrzymać się w czasie, gdy
zwlekał z zapłatą należności. Ulryk nie zgodził się z wyrokiem i wniósł
apelację do Sądu Kameralnego Rzeszy. Ponownie sprawa
utknęła w martwym punkcie.
Tułaczy los
W tym czasie siostry mieszkały w Stargardzie. W 1584
roku w mieście wybuchł wielki pożar, podczas którego spłonęło ich mieszkanie.
Dorota i Sydonia znowu pozostały z
niczym. Musiały zaciągnąć kolejne pożyczki i ponownie zwrócić się do
księcia. Sydonia coraz częściej bywała w Szczecinie, gdzie osobiście mogła
dopilnować doręczania pism. Korzystała wówczas z gościny Brockhausenów i przez
nich została wplatana w proces o zniesławienie księcia Jana Fryderyka oraz
malwersacje finansowe. Powołana została na świadka w
procesie przeciwko księciu Janowi Fryderykowi. Opowiadano, że Sydonia wiedziała zbyt wiele na temat wykorzystywania przez
niego władzy wobec niektórych dwórek. Na szczęście została oczyszczona z
zarzutów, lecz niechęć Domu Książęcego wobec niej się pogłębiła.
W roku 1591 nowy wyrok Sądu Nadwornego
nakazał Ulrykowi coroczną wypłatę 33 florenów dla sióstr, spłacenie naturaliów
oraz zapewnienie mieszkania w Resku. Dorota i Sydonia nie były zachwycone.
Wolałyby, żeby brat kupił im mieszkanie, a nie wynajmował. Żadna nie wierzyła,
że będzie wnosił za nie opłaty. Książę Jan Fryderyk miał jednak dość sporu
rodzeństwa i polecił siostrom zamieszkać w przygotowanym przez Ulryka
mieszkaniu.
Dorota i Sydonia jednak dobrze znały
brata. Ulryk wprawdzie wynajął im mieszkanie, lecz hrabianki miały zamieszkać w
jednej izbie z właścicielem. Nie opłacił też najmu. Na szczęście córki hrabiego
von Borck wciąż miały obok siebie życzliwych ludzi. Zwrócili się do księcia
meklemburskiego o wstawiennictwo dla nich u Jana Fryderyka. Ostatecznie żona
Ulryka, Otylia wynajęła szwagierkom dom w Resku. Wydawało się, że sytuacja się
uspokoi.
E.Burne-Jones,
Sidonia
von Bork,1860 |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz