listopada 19, 2018

Piękna starościanka z Borzechowa

Córka starosty z zamku położonego na wyspie Jeziora Borzechowskiego była prawdziwie piękna. Jej uroda przyciągała wzrok i sprawiała, że niejeden młodzieniec gotów był ją poślubić, nie zważając na obyczaje i tradycję. Mawiano, iż nie ma od niej piękniejszej w całej okolicy, a mądrością dorównuje ojcu. Ona jednak nie spieszyła się do zamążpójścia, ceniąc sobie każdy dzień i każdą chwilę.
Podczas wojny ze Szwedami, którzy uderzyli na zamek, pozostała u boku ojca, pragnąć dzielić z nim wszelkie niebezpieczeństwa. Wraz z nim także popłynęła w ostatnią podróż łodzią przez jezioro. Znajdowała się tuż obok, gdy kula wystrzelona ze szwedzkiego działa trafiła w łódź. Rozległy się przeraźliwe krzyki, trzask pękającego drewna i chlupot wody. Dziewczyna wpadła do jeziora. Z trudem starała się utrzymać na powierzchni, rozpaczliwie łapiąc oddech. Fale zalewały ją jednak i już myślała, że oto przyjdzie jej pożegnać się z życiem. Nagle usłyszała coś tuż obok siebie. Ktoś chwycił ją silnie i utrzymując głowę nad powierzchnią wody, popłynął w kierunku brzegu.
– Mam ją! – zawołał. 

Silne ramiona wyciągnęły z wody zarówno ją, jak i jej wybawcę. Usiadła na wpół przytomna, drżąc z zimna i strachu, starając się odzyskać utracony oddech i zrozumieć, co się stało. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że wokół niej stoi kilku szwedzkich żołnierzy. Jeden z nich, cały przemoczony, uśmiechał się szeroko.
– Warto było. Ładna – stwierdził.
Nie zrozumiała słów, jednak doskonale widziała ich pożądliwe spojrzenia. Podniosła się przerażona, gotowa rzucić się na oślep do ucieczki. Jeden z żołnierzy gestem wskazał jej niedaleki namiot, przed którym stało dwóch wartowników. Domyśliła się, że to siedziba ich dowódcy. Niepewnie poszła w tym kierunku. Szwedzki kapitan przyjął ją gościnnie, wskazał miejsce przy stole i podał płaszcz, by się okryła. Jako że miał przy sobie tłumacza, który znał język polski, mogła się z nim porozumieć.
– Nie walczymy z niewiastami – oświadczył. – Jesteś więc tutaj bezpieczna.
– Bezpieczna? – prychnęła. – Jak można być bezpieczną w obozie pełnym żołdaków?
Przez twarz kapitana przebiegł cień. Słowa pięknej panny z zamku były dla niego niczym obelga. Odetchnął jednak głęboko i dodał, ważąc słowa:
 – Moi żołnierze nie uczynią ci żadnej krzywdy. Jesteś teraz pod moją ochroną.
 – Nie wiem tylko, czego mam się spodziewać po waszej ochronie, panie.
Udał, że nie słyszy. Odruchowo jednak zacisnął dłonie na poręczach krzesła.
 – Nie zdołaliśmy wydostać twoich towarzyszy. Mniemam, że jeden z nich był twoim ojcem?
– Tak, jestem córką starosty tego zamku. Córką szlachcica – dodała z naciskiem.
– Zadbam, by nikt o tym nie zapominał. Na razie możesz odpocząć. Nikt nie będzie cię niepokoił. Jutro zdecyduję, co dalej – odparł zimnym tonem i wstał z miejsca.
Bez słowa opuścił namiot. Nie spodziewał się wylewnych podziękowań za ocalenie życia, ale dumny i pełen wyrzutów ton dziewczyny ugodził go boleśnie. Wolał więc wyjść, by niepotrzebnie nie zaognić sytuacji. Tymczasem starościanka osunęła się na kolana. Nie spodziewała się niczego dobrego po szwedzkim oficerze. Mogła liczyć co najwyżej na to, że zostanie jego branką, swoistym łupem wojennym i ozdobą, z którą będzie się pokazywał swoim ludziom. Nie zamierzała godzić się na takie upokorzenie. Tej nieszczęsnej nocy straciła wszystko, co było jej drogie. Zamek, który był jej domem, ludzi, z którymi dzieliła wszystkie dotychczas minione dni, i umiłowanego ojca, który zawsze dbał o jej bezpieczeństwo. Rozpaczliwy szloch wstrząsnął jej piersią. Świat wydał jej się miejscem tak straszliwym i ponurym, że nie chciała już na nim przebywać ani chwili dłużej.
 – Ojcze, idę do ciebie… – wyszeptała. Odczekała, aż gwar w obozie ucichł, i wyszła z namiotu. Cicho przemknęła nad brzeg jeziora. Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w ciemną wodę, w której przeglądały się gwiazdy, i ruszyła przed siebie. Wkrótce fale przy- garnęły ją do siebie na wieczność. Daremnie nazajutrz przetrząśnięto cały obóz w poszukiwaniu starościanki. Nie było jej nigdzie. Jeden kapitan domyślił się, co mogło się wydarzyć. Zszedł na brzeg jeziora i przez jakiś czas wpatrywał się w łagodne fale.
Od tego czasu widmo pięknej starościanki pojawia się często w bezchmurne noce, gdy na niebie lśnią gwiazdy, a księżyc posrebrza liście drzew. Można ją spotkać, gdy wędruje brzegiem jeziora, wpatrzona w jego bezdenną toń. 

Na podstawie książki: "Legendy z Kociewia i Borów Tucholskich, Region, Gdynia 2014

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Anna Koprowska-Głowacka , Blogger