listopada 19, 2018

Duch starosty z Borzechowa

Na jednej z wysp Jeziora Borzechowskiego zwanej obecnie Wyspą Starościńską, gdzie wznosił się dawny krzyżacki zamek, mieszkał niegdyś pewien starosta. Był to człowiek mądry i sprawiedliwy, ceniony zarówno przez podwładnych, jak i samego króla. Dbał o to, by na jego ziemiach panował ład i porządek, sprawiedliwość cenił zaś ponad wszystko. Nikt nigdy złego słowa o nim nie powiedział, nawet wrogowie odnosili się do niego z wielkim szacunkiem.
Starosta miał córkę jedynaczkę, którą kochał ponad wszystko. Młoda i piękna dziewczyna zwracała uwagę każdego, kto chociaż raz jeden na nią spojrzał, a jako że była w wieku odpowiednim do zamążpójścia, niejeden kandydat kołatał do drzwi starosty. Ten jednak zwlekał, chcąc poszukać córce odpowiedniego męża. A i panna nie spieszyła się do ślubu.
Nadeszły jednak straszliwe czasy. Kraj ogarnęła wojenna zawierucha. Krwawa wojna ze Szwedami zbierała swoje żniwo. Nieprzyjacielskie wojska dotarły również i do Borzechowa. Wznoszący się na wyspie zamek przykuł ich uwagę. Skandynawowie postanowili więc go zdobyć i przekształcić na własną fortecę. Do obrony warowni stanęli wszyscy: także okoliczni chłopi, którzy gotowi byli oddać życie za swojego starostę.

 Rozpoczęło się oblężenie. Mijały dni. Rozpaczliwa obrona była jednak z góry skazana na klęskę. Ile bowiem czasu garstka obrońców mogła odpierać zaciekłe ataki doskonale uzbrojonych wojsk szwedzkich? Starosta doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Dłuższy opór byłby misją samobójczą, on zaś był zbyt wielkim realistą, by wierzyć w cudowne ocalenie.
– Nie damy rady – westchnął.
– Nie mówcie tak, panie! – kapitan straży spojrzał na niego z niepokojem. – Jeżeli będzie trzeba, każdy z nas będzie walczył do samego końca. Nie poddamy się tak łatwo.
– Właśnie tego się obawiam – odpowiedział spokojnie. – Ile ludzkich istnień pochłonie obrona zamku? Życie człowieka jest warte więcej, aniżeli te mury. Walczycie w obronie mej władzy, a ja nie chcę żyć ze świadomością, że przyczyniłem się do śmierci tylu ludzi. A zamku i tak nie uchronimy przed zagładą.
 – Co zatem waszmość zamierza?
– Wycofać się. Niechaj jeszcze dzisiaj wieczorem chłopi i mieszkańcy wycofają się z zamku na brzeg, gdzie nie stacjonują Szwedzi, i schronią w lasach. W razie konieczności będziemy ich osłaniać.
– Ale…
– Tymczasem my przygotujemy łodzie, załadujemy skarby i spróbujemy wydostać się z zamku.
Rozmowę słyszała i starościanka. Położyła rękę na ramieniu ojca. Jej niebieskie jak niebo oczy były pełne łez. Zdawała sobie sprawę, na jak wielkie poświęcenie zdecydował się starosta. Wszak kochał ten zamek całym sercem.
– Ojcze… Czy naprawdę nie ma szans?
– Nie, córko. Nie pozwolę, by nasi ludzie wykrwawili się dla mojego dobra. Czasami trzeba przegrać bitwę, by móc dalej prowadzić wojnę. Oddamy zamek Szwedom.
Kapitan oddalił się, by wydać rozkazy i rozpocząć przygotowania. Obrońcy gotowi byli walczyć dalej, ale nie sprzeciwiali się woli starosty. Szczęśliwie zdołali przedostać się na drugi brzeg jeziora i zniknąć w lasach. W zamku pozostał jedynie starosta, jego córka i kilka osób ze straży. Na parę łodzi załadowano skrzynie ze złotem i przygotowano wszystko do ucieczki. W tym czasie starosta udał się jeszcze do kaplicy, by pomodlić się za pomyślność i pożegnać żonę, której ciało przed laty złożono w grobowej krypcie. 
Kiedy wrócił, bez dalszej zwłoki spuszczono łodzie na wodę. Noc była spokojna, a niebo usiane gwiazdami. Z obozu szwedzkiego dochodziły nawoływania, płonęły jasno ogniska. Jedynie cichy plusk wioseł zdradzał obecność zbiegów. Nagle coś poruszyło się na brzegu. Ktoś przebiegł z pochodnią w dłoni, krzycząc i wydając rozkazy. Starosta nie miał wątpliwości. Odkryto ich ucieczkę.
– Szybciej! Na Boga, szybciej!
Łódź, którą płynął wraz z córką, była najbardziej obciążona skarbami. Ujrzeli błysk ognia, rozległ się huk i armatnia kula ze świstem przecięła powietrze. Runęła prosto na nich, zabijając starostę i dwóch ludzi, którzy wiosłowali. Dziewczyna wypadła przez burtę do wody. Nazajutrz Szwedzi zajęli zamek. Ciała starosty nigdy nie odnaleziono. Na dnie jeziora spoczęły także na zawsze skrzynie załadowane złotem i kosztownościami. Wkrótce i warownia popadła w ruinę. W XVIII wieku ruiny zostały rozebrane, a materiał wykorzystano do budowy koszar w Starogardzie. Do dziś przetrwały tylko resztki fundamentów.
W okolicach Borzechowa i Jeziornik wciąż można jednak spotkać ducha dawnego starosty. Najczęściej pojawia się w nocy, jednakże czasem natknąć się na niego można i w ciągu dnia. Zadumany chodzi nad brzegiem jeziora, jakby rozważał dawne decyzje. Często siaduje także na kamieniu, tuż przy  pozostałościach zamku i czyta jakąś książkę. Można wówczas do niego podejść i poprosić o radę. Nigdy nikomu nie odmówił, a jego odpowiedź zawsze była przyjazna i pomocna. 

Na podstawie książki: "Legendy z Kociewia i Borów Tucholskich, Region, Gdynia 2014

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Anna Koprowska-Głowacka , Blogger