Osoby
chore na stwardnienie rozsiane naprawdę mają wiele powodów do uśmiechu:
-
kiedy otworzą oczy i widzą świat takim, jaki jest;
-
kiedy usłyszą śpiew ptaków lub ulubioną muzykę;
-
kiedy mówią i jest to na tyle wyraźne, że każdy ich zrozumie;
-
kiedy ręce i nogi zgodnie współpracują z zamierzeniami;
-
kiedy zmęczenie nie jest aż tak silne, by uniemożliwić jakąkolwiek czynność;
-
kiedy wreszcie pamiętają to, co chcą przekazać.
Są
jednak dni, kiedy ten uśmiech znika tak, jak słońce znika za ciemnymi chmurami.
Wówczas nic nie jest takie, jak być powinno:
-
ból potrafi doprowadzić do płaczu i krzyku;
-
ręce i nogi nie chcą w żaden sposób współpracować;
-
świat zamazuje się przed oczami;
-
zmęczenie zniechęca do robienia czegokolwiek;
-
łatwiej jest pisać, niż mówić (choć czasem trudno trafić w odpowiednią literę klawiatury).
To
jest właśnie ten aspekt choroby, którego tak naprawdę nikt nie chce widzieć, bo
łatwiej pamiętać nasz uśmiech, niż ból malujący się w oczach i na twarzy.
Nie
prosimy o wiele, tylko o zrozumienie, że stwardnienie rozsiane to nie
przeziębienie, które wyleczymy i będziemy zdrowi. To przewlekła i nieuleczalna
choroba, która wedle swego kaprysu może pozwolić nam żyć lub nas zniszczyć. Owszem,
żyjemy z uśmiechem na twarzy, ciesząc się każdym dobrym dla nas dniem, ale
zawsze, gdzieś z tyłu głowy czai się strach. Strach przed tym, co może (choć
nie musi) nastąpić.
Ktoś
porównał stwardnienie rozsiane do terrorysty, pisząc: Wiadomo, że uderzy, ale nie
wiadomo gdzie, jak, ani kiedy. I właśnie tego uderzenia oraz bezradności każdy z nas boi się najbardziej.
Są lepsze i gorsze dni, ale dla niektórych z nas bywają też te najstraszniejsze. Wszystkim chorym na SM życzę tylko tych dobrych dni pełnych słońca (szczególnie tego w sercach), a zdrowym dużo zdrowia! Cieszcie się każdym dniem. One naprawdę są bezcenne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz