Czy podarunki od zmarłych istnieją naprawdę? Na to pytanie jeszcze nie znaleziono racjonalnej odpowiedzi. Wspominają o nich liczne źródła –religijne i historyczne z różnych epok. Opisywano je już w średniowieczu, jednak dopiero w XIX wieku ich pojawianie się zaczęło budzić wątpliwości.
Podarunki od zmarłych, czy zmyślne oszustwo
W XIX wieku podarunki od zmarłych stały się jednym z najbardziej „gorących” tematów. Fascynowały, skłaniały do dyskusji, a niekiedy wręcz dzieliły ludzi. Z jednej strony ludzie oświeceni przysłowiowym „szkiełkiem i okiem” badali rzeczywistość na sposób naukowy, zaś z drugiej członkowie tzw. „spirytystów” wierzyli w „dary fantomów” i szukali potwierdzenia dla swoich przekonań.
Człowiekiem, który stał się prawdziwym kolekcjonerem podarunków od zmarłych był francuski astronom, Camille Flammarion.
Flammarion i jego skarby
Camille Flammarion żył na przełomie XIX i XX wieku. Był francuskim astronomem i znaną postacią w kręgu modnego wówczas spirytyzmu. Jego wielką pasją było zbieranie „darów fantomów”. Po latach mógł pochwalić się wspaniałą kolekcją.
Podarunki od zmarłych były dokładnie opisywane: w jakich okolicznościach się zmaterializowały, gdzie, a nawet ilu było świadków. Mało tego, każdy świadek składał swój podpis, potwierdzając to niezwykłe wydarzenie. Jak się okazuje, było ich wielu. Do najczęstszych podarunków należały monety: najstarsze to rzymskie sestercje z I wieku p.n.e., weneckie cekiny, hiszpańskie dublony, niemieckie talary i słowiańskie denary. Zdarzały się również bardziej egzotyczne okazy, jak choćby egipskie piastry, czy peruwiańskie peso.
Najbardziej niezwykłym prezentem był jednak tajemniczy pierścień.
Pierścień Tankreda
Jesienią 1890 roku Camille Flammarion uczestniczył w seansie, podczas którego ukazała się zjawa młodego Włocha z długimi włosami, odzianego w krótki płaszcz. Duch przedstawił się jako Tankred di Spoleto.
Ustami medium opowiedział o swoim burzliwym życiu w XIV wieku, a następnie wyznał, że zmarł w wieku 28 lat podczas epidemii dżumy. Choroba zbierała wówczas straszliwe żniwo, nie było czasu na ceremonie pogrzebowe. Tankreda pochowano więc tak, jak inne ofiary w zbiorowej mogile. Duch niespodziewanie zapytał jeszcze, czy księża wciąż każą sobie płacić za msze. Flammarion przyznał, że pod tym względem nic się nie zmieniło. Włoch poprosił więc o modlitwę za swoją duszę i kazał zapłacić. W tej samej chwili coś potoczyło się po stole. Medium ocknęło się z transu, zaś zjawa rozpłynęła się w powietrzu. Kiedy zapalono światła, zebrani zobaczyli, że na środku stołu leży złoty pierścień z malachitem, na którym był wyryty symbol średniowiecznego Bractwa Wolnego Ducha – sierp księżyca nad rozstajami. Przy oczku pozostawały jeszcze ślady rudej ziemi. Niespodziewany podarek poddano oczywiście oglądowi. Zarówno znany antykwariusz, jak i kustosz zbiorów w Luwrze stwierdzili, że to renesansowy klejnot.
Camille Flammarion opłacił mszę za duszę Tankreda, jednak pierścień zostawił w swojej kolekcji.
Róże córki ogrodnika
Słynny rzymski psychiatra Cesare Lombroso również brał udział w seansach spirytystycznych. Przez blisko dwa lata ukazywała mu się zjawa średniowiecznej dziewczyny, która opowiadała o różanym ogrodzie swojego ojca. Gdy odchodziła, na stole znajdowano gałązki z krzewów różanych. Botanicy badali te niezwykłe znaleziska i zgodnie twierdzili, że były to gatunki róż, jakich nigdzie już nie hodowano. Oni znali je jedynie ze starych ksiąg botanicznych.
Bukiety fiołków i egzotyczne owoce
Takie rzeczy działy się również w Polsce. W latach dwudziestych XX wieku, warszawski dziennikarz Teofil Modrzejewski miał zdolności medialne i należał do koła spirytystycznego. Seanse urządzał we własnym mieszkaniu. Podczas nich, na stole pojawiały się bukieciki fiołków, gałązki kwitnącego jaśminu, winogrona, a nawet liście palmy i egzotyczne owoce.
Dzwonki Anny Marii
Tymczasem Anna Maria de Cespedes z małego miasteczka pod Barceloną nawet nie potrzebowała seansów, żeby otrzymać podarki od duchów. Działo się to na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku. Przez ponad dwa lata za każdym razem, gdy usłyszała stłumiony dźwięk tajemniczych dzwoneczków, znajdowała obok siebie różne przedmioty. Były wśród nich kokardy, paciorki, zapinki, guziki, skrawki materiału, a nawet różańce. Nie miało znaczenia, gdzie dziewczyna wówczas była. Zdarzało się to w szkole, w domu, w kościele, a nawet na ulicy. Antykwariusze oceniali, że najstarsze z tych rzeczy pochodziły ze średniowiecza. Nastolatka odetchnęła z ulgą po ukończeniu 17 lat. Wówczas te niezwykłe zjawiska ustały.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz