lipca 26, 2015

Nicolas Japikse, Orańczycy. Wilhelm Orański, część 4

Część 4

W WALCE O WYZWOLENIE NIDERLANDÓW

Rozdział X
Książę  Wilhelm  w  legalnej  opozycji   wobec  rządu

            Każdy wielki ruch kulturowy może przetrwać tylko wówczas, gdy człowiek zdoła zmienić złudne nadzieje w namacalne czyny. Taki właśnie ruch religijno - polityczny wyłonił się w drugiej połowie XVI wieku. Jego przywódcą stał się zaś właśnie Wilhelm Orański.
            Od czasu gdy Karol V abdykował i oddał władzę synowi, jego poddani stracili na zawsze zaufanie do władz. Przyczyniło się to niewątpliwie do zjednoczenia Stanów i unarodowienia rządów – głównie w starej części kraju. Wprawdzie nowo nabyte obszary w środkowej i północno – wschodniej części były nadal luźno związane z całością Niderlandów, lecz sporządzenie dokumentacji, wpływało również i tam na centralizację rządów. Wspólne były natomiast obszary typowo niderlandzkie, dawne ziemie udzielnych panów, teraz połączone w okręg burgundzki. Przewyższały one nawet obszar samego Rzeszy i były bardziej niezależne od niemieckich krajów cesarskich.
            Niderlandy i dla Filipa stanowiły początek panowania, ale zupełnie inny niż dla jego ojca. Filip był tylko Hiszpanem, nie rozumiał Niderlandów i nie potrafił rozmawiać z niderlandzkimi panami. Wielkie, niezapomniane wrażenie wywarł już w 1549 roku, gdy zaraz po przybyciu, zażądał złożenia sobie hołdu i zapowiedział, że w przyszłości podejmie ważne decyzje wobec tego kraju. Jego pobyt na zamku w Bredzie (należącym zresztą do księcia Wilhelma) również nie był udany. Nowemu władcy brakowało giętkości i wyrozumiałości swego cesarskiego ojca, a polityce bardziej zasadniczych metod. Kiedy po czteroletnim pobycie w Niderlandach wrócił do Hiszpanii, opór Stanów wobec jego żądań podatkowych był już znacznie ostrzejszy niż dawniej. Silny opór w szerokich kręgach społeczeństwa wywołało także wprowadzenie nowych nadziałów ziemskich  dla Kościoła Katolickiego tak, by uniezależnić go od zagranicznych biskupstw. Rozporządzenia te szkodziły bowiem interesom zarówno szlachty jak i klasztorów.
        Stosunki między księciem Wilhelmem a nowym władcą również stały się bardzo powierzchowne i nacechowane niechęcią. Filip II już w pierwszych latach rządów starał się ograniczać władzę szlachty. Tymczasem książę Wilhelm był członkiem Stanów Generalnych, rycerzem Zakonu Złotego Runa, a od 1559 roku namiestnikiem Holandii, Zelandii i Utrechtu. Podczas nowej wojny z Francją został też zaufanym dowódcą władcy. Jako, że Filipowi wciąż brakowało pieniędzy, bez wahania zastawił ziemie księcia Oranii – Greve i Kuik. 

Bardzo znaczące były też zlecenia dyplomatyczne księcia, które pogłębiały niechęć nowego władcy: w 1557 roku Wilhelm jeszcze jako przedstawiciel jego ojca udał się na Sejm Rzeszy do Frankfurtu z oficjalnym zrzeczeniem się władzy przez Karola V i zgodą na podział Cesarstwa. To on również sygnował w Rzeszy na króla rzymskiego brata Karola – Ferdynanda. Wówczas to, w sposób okazały proklamował go cesarzem, podkreślając przy tym uroczyście austriacką świetność rodu. Wraz z kardynałem Granvellą i hiszpańskim księciem Ferdynandem de Alba prowadził także pertraktacje z Francją, które doprowadziły do zawarcia pokoju w 1559 roku. Zapewne mniemał wówczas, że los poprowadzi go tą samą drogą co jego przodków.
Nie spodziewał się, że wkrótce nadejdą wielkie zmiany. Kiedy członkowie Zakonu Złotego Runa wzięli udział w Stanach Brabantu, książę poparł panów niderlandzkich przeciw decyzjom nowego władcy - Filipa. W ten sposób znalazł się niespodziewanie w opozycji wobec władz. Wraz z innymi członkami oświadczył, że zrzekną się miejsc w Stanach Generalnych, ponieważ nie popierają powołanego przez władcę rządu. Znaczące było pożegnanie z Filipem II we Vlissingen. Wprawdzie książę obiecał poprawę, lecz jednocześnie zaczął bronić swojego urzędu i piastowanej władzy. Było to zapowiedzią kolejnych niepokojów i konfliktów. Wówczas to władca, świadomy wpływów księcia w Niderlandach i nie kryjący już swoich uczuć, powiedział pod jego adresem znaczące słowa:
                                              „To nie Stany, ale to wy, wy – panie...”
Tyle mówi nam legenda, lecz jej przesłanie jest trafne. Niezadowolenie narastało coraz bardziej i władca dostrzegł niebezpieczeństwo, intuicyjnie uznając Orańczyka za wodza wewnętrznego oporu.
            Również z innych stron dostrzegano w owym czasie nadzwyczajną osobowość ksiecia Wilhelma. Na przykład pewien humanista opowiadał jak to wszyscy chwalili 25 - letniego księcia, jako:
„Mężczyznę, który namiętnie pokochał swój naród,
a od swego władcy oczekiwał najwyższych cnót”.
Nie było wątpliwości, że książę Oranii posiadał otwarty umysł i był zbyt silny, by doprowadzić do jego upadku. Niejednokrotnie dawał też dowody chłodnej, jasnej i wyrachowanej rozwagi. Kiedy wkrótce po podpisaniu pokoju w Cateau – Cambresis (1559 rok) z Francją przebywał w Paryżu jako zakładnik, król Henryk II podczas wspólnej przejażdżki konnej wytknął mu, iż według planu Filipa II zakładnikiem miał zostać książę de Alba. Wilhelm stwierdził wówczas, że książę udał się na wojnę przeciwko heretykom, którzy się wszędzie rozplenili – on bowiem się do tego nie nadaje. Natomiast na bardziej dociekliwe pytania Henryka II odpowiedział, że w kwestii, którą planuje, jest bardziej uparty od Filipa II, ale tego to nawet król Francji nie zdoła pojąć. Co ciekawe, nie został nawet skarcony za taką arogancję.
            Z całą pewnością Wilhelm miał wybitną osobowość, a świadomy własnej wartości, nie ulegał żadnym dyplomatycznym naciskom. Wszelkie wątpliwości rozwiały się, gdy Henryk II postanowił wzmocnić jego pozycję. Tymczasem on, tak jak i inni znakomici szlachcice wciąż prowadził politykę wierną królowi. I tu jednak nastąpiły zmiany. Wilhelm Orański przeszedł bowiem osobistą przemianę. Jako szlachetnie urodzony książę i członek Stanów Generalnych zaczął zastanawiać się, w jaki sposób może uzdrowić kraj. Wiedział, że panowie niderlandzcy i ich stanowi towarzysze we wszystkim go popierali, zaczął więc przejmować stanowiska oraz ważne sprawy, zmierzając do usunięcia z kraju wszystkich cudzoziemców, którym nie ufał. Wśród nich znaleźli się książę de Alba i Granvella. W tym czasie popychała go do tego głównie ambicja, gdyż pragnął odgrywać najważniejszą rolę w Niderlandach. Zanim jednak sobie to w pełni uświadomił, rozsądek podpowiedział mu, iż sprawy korzystne dla Niderlandów nie do końca zgadzają się z interesami szlachty. Ponad wszystko pragnął też, by stacjonujące tu wojska hiszpańskie opuściły kraj. Mimo panującego pokoju, pozostawały bowiem wciąż w Niderlandach. W związku z tym, wraz z hrabią van Egmont słał do Filipa II prośby choćby o pozwolenie przejęcia dowództwa nad wojskami. Nie byłoby to trudne, ponieważ książę pozostawał w dobrych stosunkach z ich dowódcą Julianem Romero. Jasny dowód na swoje poglądy dał również pisząc, że:
        „Niderlandy nie są terenem podbitym przez Hiszpanię;

   tutaj żaden władca nie będzie rządził w sposób absolutny –

nawet jeśli w taki sposób właśnie panuje w Hiszpanii”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Anna Koprowska-Głowacka , Blogger