kwietnia 05, 2020

W poszukiwaniu wspomnień - robocza wersja wstępu do powieści

WSTĘP

         Zaskrzypiały stare drzwi. Drżące światło woskowej świecy zamigotało w ciemnym, wąskim korytarzu i oświetliło strome schody. Na przegniłych stopniach leżała gruba warstwa kurzu. Niegdyś pobielane ściany i sufit zasnute były misternie utkanymi pajęczynami, które zwisały niczym poszarpane firanki skutecznie zniechęcając do wejścia na górę. Widok tego zapomnianego przez ludzi miejsca mógł wywołać drżenie i lęk. Był to przecież azyl przeszłości, o której wszyscy chcieli zapomnieć; prawdziwe cmentarzysko bolesnych wspomnień i wartości dawno minionej epoki. Od wielu lat nikt tam nie zaglądał tak, jakby już samo otwarcie drzwi miało moc przenoszenia do czasów pełnych przemocy, walk i przelewanej krwi. Alkad Cuzco starał się zapomnieć o tym miejscu i udawało mu się to przez prawie 15 lat.
Udawało się. Do dziś. Do dnia, gdy na progu ciemnego korytarza stanęła młoda, kilkunastoletnia dziewczyna ubrana w haftowaną złotą nicią i bogato zdobioną perłami suknię z ciężkiego, zielonego materiału. Szerokie rękawy z modnymi pęknięciami odsłaniały czerwoną materię spodniej szaty. Jej szyję trzykrotnie oplatał sznur mlecznobiałych pereł, a poniżej połyskiwał złoty medalion w kształcie słonecznej tarczy. Migoczący blask świecy rozjaśniał jej dziecięcą twarz o łagodnie zarysowanych policzkach, igrał światłem w czarnych, błyszczących oczach, lśnił na misternych, złotych kolczykach i prześlizgiwał się po czarnych włosach upiętych na karku w węzeł i przyozdobionych perłami. Patrzyła przed siebie, na tonące w ciemności schody i jeszcze wahała się, czy ruszyć na górę, łamiąc zakaz wuja.
Była to Catalina de Lemos, umiłowana córka zmarłego przed niespełna rokiem hrabiego Juana de Lemos y Astadilla. Z nagła osamotniona po stracie jedynej bliskiej osoby; zagubiona jak jagnię wśród stada wilków w prawnym konflikcie między spadkobiercami ojca; czuła się porzucona  przez wszystkich i zapomniana. Nie chciała zostać w pałacu. Wiedziała, że zwaśnieni stryjowie wykorzystają ją do prawnej batalii o ogromne posiadłości, a ostatecznie wydadzą za mąż za obcego człowieka albo oddadzą do klasztoru. Nie chciała poddać się ich woli, pozostać tylko zabawką w rękach chciwców. Pozostała jej tylko jedna droga ucieczki: do Indii Zachodnich i nieznanego wuja, który był alkadem Cuzco. Niewiele myśląc zabrała ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy i korzystając z zamętu po pogrzebie ojca opuściła ukochany pałac. Zdołała przekupić jednego z kapitanów, by zabrał ją w podróż przez wielkie morze. Na szczęście tym samym statkiem płynął do Nombre de Dios Miguel de Seso z żoną, którzy zaopiekowali się nią na czas podróży. Cataliny nie przerażała wyprawa w nieznane. Kiedy już stała na pokładzie poczuła, jakby z serca spadł jej nieznośny ciężar pokory i zależności, a smutek po stracie ojca zaczęły zastępować dziwnie połączone uczucia: ożywienie i niepokój. Im bardziej oddalali się od Hiszpanii, zaczynała rozumieć czym jest prawdziwa wolność. Długa droga po kapryśnych wodach wydawała się jej chwilami nierealnym snem, z którego nie chciała się obudzić. Podróż jednak dobiegła końca. Z Nombre de Dios dotarła lądem do Panamy, a następnie znowu drogą morską do Ciudad de los Reyes, gdzie udała się prosto do wicekróla. Francisco de Toledo był wprawdzie nieco zakłopotany przybyciem córki hrabiego de Lemos, ale przyjął ją z szacunkiem i okazał wielką gościnność. Gdy wyjawiła mu powód swego przybycia, zdecydował się na pomoc. Pod opieką przydzielonego jej kapitana bezpiecznie dotarła do Cuzco, gdzie trafiła pod opiekuńcze skrzydła zaskoczonego wuja. Stanęła przed nim pełna niepokoju, czy aby nie odeśle jej do Hiszpanii. Na szczęście okazał się człowiekiem honoru, który po wysłuchaniu opowieści zdecydował o udzieleniu jej nie tylko gościny, ale i azylu. Wciąż pamiętała jego słowa:
- Mój dom jest otwarty dla każdego gościa, bo w jego osobie przyjmuję pod swój dach samego Chrystusa. Ty zaś, jako córka mej kuzynki znajdziesz tu nie tylko dach nad głową, ale także rodzinę, której ci zabrakło. Nic ci tutaj nie grozi, jednak proszę, byś nie ryzykowała więcej swoim życiem.
         Od tego czasu nie mogła na nic się skarżyć. Była wręcz zdumiona faktem, że w tym dalekim świecie może zachowywać się znacznie swobodniej niż w Hiszpanii. Nikt nie ograniczał jej dostępu do zgromadzonych przez wuja ksiąg, a do miasta mogła wychodzić kiedy tylko chciała. Musiała tylko zaakceptować fakt, że towarzyszyła jej zawsze służąca wuja, młoda dziewczyna o ciemnej karnacji i czarnych, wesołych oczach. Catalina szybko się z nią zaprzyjaźniła i w wolnych chwilach, jakich nie brakło pomagała jej w nauce języka. Jedynym ograniczeniem, jakie wuj na nią nałożył był zakaz wchodzenia na strych domostwa. Kiedy wypytywała o to nową przyjaciółkę, ta rozłożyła ręce.
- Pan Miguel trzyma tam skarby przeszłości. Nie wiem, co tam jest. 

         Catalina była jednak tak ciekawa tego, co tam ukryto, że wbrew rozsądkowi postanowiła zajrzeć. Pewnego dnia, gdy wyszedł z domu zabrała świecę i postanowiła zajrzeć na górę. Teraz stała przed stromymi schodami wahając się jeszcze, czy warto narażać się na jego gniew. Ciekawość była jednak silniejsza. Uniosła wyżej migoczący płomień, gdyż otaczające ją cienie budziły w niej dziwny niepokój. Czuła, że serce bije jej coraz szybciej i głośniej, a policzki pieką niczym ogień. Wyobraźnia zaczęła podsuwać jej obrazy duchów, które zaraz wyłonią się z mroku, rozerwą pajęczyny i rzucą się na nią. Ogarnął ją strach. Niepewnie spojrzała na szczyt schodów, gdzie dostrzegła kolejne drzwi. To tam znajdował się skarbiec, do którego nikt nie zaglądał od wielu, wielu lat. Musiała się przemóc. Odetchnęła głęboko, by uspokoić serce i nabrać pewności. Uczyniła jeden krok, później drugi. Czuła, jak pajęczyny ocierają się o jej twarz i włosy, oplatają ją niczym ofiarę. Mimo to nie zatrzymała się. Wspinała się dalej, aż stanęła przed drewnianymi drzwiami zamkniętymi na żelazną zasuwę. Dopiero kiedy położyła dłoń na chłodnym metalu ogarnęło ją zwątpienie. Poczuła się jak zbrodniarka, która łamie obietnicę daną wujowi. Miguel de Castillo okazał jej przecież tak wiele serca i gościnności. Przygarnął obcą sierotę, której pewnie nawet nie widział na oczy. Tymczasem ona łamała jego zasady, jego zaufanie.
- Nie, muszę tam zajrzeć. – szepnęła – Może znajdę tam coś, co należało do matki.
          Catalina przypomniała sobie, jak wielokrotnie wypytywała ojca o matkę. Nigdy nie chciał o niej mówić. Milcząc odwracał głowę i udawał, że nie słyszy. Od służby dowiedziała się tylko, że hrabia wrócił z żoną z Indii Zachodnich i była to piękna, jasnowłosa, szlachetnie urodzona pani, która uśmiechnęła się tylko raz: w dniu, kiedy ona przyszła na świat. Opowiadano, że pewnego dnia rzuciła się ze skały do morza, bo nie mogła znieść tęsknoty za utraconym życiem. Jej ciała nigdy nie odnaleziono, a ojciec wielokrotnie stawał na brzegu i wpatrywał się w morskie fale. Tylko jeden człowiek powiedział, że to tylko opowieść dla naiwnych. Był to starzec, który mawiał, że walczył w Peru u boku markiza Pizarro i dobrze pamięta piękną Leonor de Padilla. Zapewniał też, że nigdy nie odebrałaby sobie życia. Catalina zamierzała jeszcze z nim porozmawiać, jednak zmarł zanim udało się jej z nim spotkać. Nadzieje na poznanie prawdy odżyły, gdy przyjechała do Cusco – miasta, które matka podobno kochała całym sercem. Jednak i tutaj spotkała się z murem milczenia. Każdy, kogo pytała wzruszał ramionami i unikał rozmów. Nikt nie chciał wracać do przeszłości, choć w Hiszpanii tak wiele mówiono o wspaniałych czasach, wielkich bohaterach i złotych miastach. Kiedy pytała o matkę, zapadała cisza, a ludzie żegnali się ukradkiem i szybko odchodzili. Nawet wuj Miguel twierdził, że nic nie pamięta. W końcu jeden ze służących alkada, stary Indianin szepnął jej o strychu, na który wrzucono przed laty to, co pozostało z czasów podboju, w tym także pamiątki po Leonor Coya. Zdziwiło ją to określenie, ale jego słowa zapadły jej w pamięć i teraz przywiodły właśnie tutaj, pod drzwi zapomnianej przez Boga i ludzi izby.
         Jeszcze raz odetchnęła i odsunęła zasuwę. Ustąpiła ze zgrzytem, a pchnięte ręką drzwi otworzyły się na oścież. Jej oczom ukazała się spora izba pokryta wieloletnim kurzem i pajęczynami. Światło słoneczne wdzierało się do wnętrza przez liczne szpary w zamkniętych okiennicach tak, że świeca była zbędna. Dziewczyna zgasiła ją jednym dmuchnięciem i weszła do środka. Rozejrzała się dookoła. Zauważyła stojące przy ścianach skrzynie okute żelazem, porozrzucane w nieładzie staromodne puklerze, zardzewiałą broń i jakieś drewniane sprzęty. Z ciekawości spróbowała unieść wieko jednej ze skrzyń. Okazało się, że nie była zamknięta, więc mogła zajrzeć do środka. Ze zdumieniem zauważyła wrzucone do środka suknie, chusteczki, trochę biżuterii oraz niewielkie drobiazgi, jak grzebyki. Niecierpliwie przerzuciła zawartość dotykając miękkich materiałów. Instynktownie czuła, że stroje musiały należeć do jej matki. Znowu poczuła, jak serce przyspiesza swój rytm, a policzki zaczynają płonąć. Przetarła wilgotne od łez oczy i rozejrzała się po izbie. W tej samej chwili usłyszała świst wiatru w szparach okiennic. Aż podskoczyła wystraszona i rozejrzała się niepewnie. Przypomniała sobie słowa starego sługi, który zaklinał się, że hrabina chodzi nocami po strychu, a o północy otwiera okna i patrzy na miasto. Przejmujący strach musnął ją zimnymi skrzydłami, ale opanowała się. W rogu dostrzegła drzewce i biały proporzec obszyty złotymi frędzlami. Pod nim, na ziemi stał jakiś obraz osłonięty czarną tkaniną. Zaintrygowana podeszła bliżej. Jednym, zdecydowanym ruchem zerwała materię.
         Jej oczom ukazał się portret pięknej kobiety odzianej w szkarłatną, zdobną ornamentami suknię, bogato wyszywaną złotymi nićmi i perłami. Kwadratowy dekolt podkreślał jej smukłą szyję, na której zawieszony był złoty medalion – ten sam, który Catalina miała teraz na sobie. Odruchowo chwyciła za słoneczną tarczę.
- Matko – szepnęła.
         Przetarła rękawem wilgotne oczy i nieco uważniej przyjrzała się kobiecie z portretu. Dostrzegła misterne nakrycie głowy w kolorze sukni, tak samo ozdobione perłami, spod którego wymykały się złociste loki. W uszach połyskiwały kolczyki, zaś twarz miała łagodne policzki, ciemne brwi, długie rzęsy i oczy o barwie nieba w pogodny dzień. Zauważyła smagłą twarz, widocznie opaloną przez słoneczne promienie – bardziej przypominającą oblicza wieśniaczek niż szlachetnie urodzonych. Najwyraźniej zupełnie jej to nie przeszkadzało, gdyż na ustach widać było lekki uśmiech tak tajemniczy i nieodgadniony jak ona sama. Catalina wpatrywała się w obraz z mieszaniną zachwytu i niepokoju. Nigdy, w najśmielszych snach nie przypuszczała, że matka była tak niezwykłą kobietą. Jej uroda olśniewała, jednak nieznany malarz uchwycił też naturę hrabiny pełną nieujarzmionych namiętności, zuchwałej odwagi i władczej dumy. Dziewczyna nie rozumiała dlaczego wuj, tak bardzo ceniący piękno i sztukę ukrył ten portret z dala od wzroku ludzi.
         Zapatrzona, nie usłyszała powolnych kroków na schodach. To Miguel, który wrócił do domu i nie zastał Cataliny w komnatach ani w ogrodzie domyślił się, dokąd poszła. Służąca tylko potwierdziła jego podejrzenia. Westchnął ciężko świadomy, że przyjdzie mu powrócić myślami do przeszłości i zmierzyć się z demonami, które na tyle lat zdołał uciszyć. Kiedy stanął w progu zobaczył dziewczynę stojącą przed portretem Leonor. W pierwszej chwili chciał krzyknąć i skarcić ją za nieposłuszeństwo, ale jego wzrok padł na postać z obrazu. W jednej chwili odniósł wrażenie, że w oczach pani Cuzco dostrzegł ten sam bezgraniczny smutek, który tak bardzo wstrząsnął nim piętnaście lat temu. To spojrzenie prześladowało go przez te lata, wracało w snach i na jawie. Nauczył się z nim żyć tak, jak pogodził się ze swoją przeszłością, a jednak wciąż nie mógł zapomnieć. Teraz był alkadem hiszpańskiego miasta w Indiach Zachodnich, poważanym urzędnikiem, człowiekiem o głowie przyprószonej siwizną i twarzy naznaczonej bruzdami wieku oraz trudnych przejść. Już dawno nie wspominał czasów, gdy walczył o te ziemie: najpierw z Inkami, a później z własnymi rodakami. Nie chciał pamiętać ile krwi wsiąkło w piaski lub spłynęło z nurtami wartkich rzek. To był już inny świat. Świat, który odszedł na zawsze.
         Udawało mu się żyć dniem dzisiejszym i obowiązkami aż do czasu, gdy pojawiła się Catalina. Dziewczyna nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo była podobna do swoich rodziców. Niewątpliwie urodę miała po ojcu, jednak upór, zuchwałość, ciekawość i odwagę odziedziczyła po obojgu. Przez dłuższą chwilę stał w milczeniu, z rękoma skrzyżowanymi na ramionach i patrzył na nią.
- Znalazłaś? – zapytał niespodziewanie.
         Drgnęła wystraszona i odwróciła się gwałtownie. Dopiero teraz go zauważyła. Promienie słońca, które wpadały do pomieszczenia rozjaśniały jego postać odzianą w czarny kaftan ze srebrnymi guzami, takież spodnie i długie, skórzane buty. Miguel, mimo swojego wieku był wciąż postawnym mężczyzną o spalonej słońcem twarzy i brązowych oczach. Siwe włosy przeplatały się z ciemnokasztanowymi – takimi, jakie miał w młodości. Czoło, na którym czas pozostawił głębokie bruzdy oraz mocno zarysowane kości policzkowe sprawiały, że wyglądał na starszego niż był w rzeczywistości.
- Wuju, przepraszam. – wykrztusiła wystraszona.
         Doskonale wiedziała, że może być na nią wściekły; ba, może nawet wyrzucić ją z domu za złamanie panujących w nim zasad. Opuściła głowę jak winowajca, który tylko czeka na wymierzenie kary. Spod opuszczonych rzęs zerkała jednak na ściągniętą surowo twarz wuja.
- Kto ci pozwolił? – zapytał.
- Przepraszam. – powtórzyła – Byłam ciekawa…
         Chciał dodać kilka ostrych słów, lecz ta szczerość go rozbroiła. Zamiast tego lekko utykając podszedł do stojącego pod ścianą portretu. W milczeniu popatrzył na twarz Leonor. W jednej chwili wróciły wszystkie wspomnienia. Przypomniał sobie burzliwą młodość i dawne, stracone już lata. Przypomniał sobie jak we krwi i ogniu wspólnie tworzyli ten świat, by później walczyć z tymi, których wcześniej nazywali kompanami i braćmi. Jakby z cienia zaczęły wyłaniać się twarze znanych mu osób. Tak niewielu z nich miał jeszcze okazję widywać. Wszyscy jednak starali się zapomnieć… zapomnieć i żyć dalej w nowym, już tak odmienionym świecie. Ci najbliżsi odeszli już jednak na zawsze. Nikt nie potrafił odpowiedzieć, czy trafili do nieba, czy też w piekielne otchłanie.
Miguel uświadomił sobie, że drży. Nie chciał, by Catalina zobaczyła, jak bardzo przeżywa przeszłe wydarzenia. Z trudem się opanował, przełknął ślinę i spojrzał na dziewczynę. Przyglądała mu się uważnie. W jej oczach dostrzegł ten sam płomień, który niegdyś jarzył się w źrenicach gubernatora.
- Na Boga, jaka ona do niego podobna. – pomyślał.
- Naprawdę była taka piękna? – zapytała cicho. Była już pewna, że wuj opanował już pierwszy gniew.
- Była bardzo ładna. – odpowiedział ostrożnie. Nie chciał wracać pamięcią do chwil, gdy przez chwilę sam gotów był skoczyć dla niej w ogień.
- Dlaczego nie powiesiłeś go na dole? To piękny obraz. – dodała.
- Powinienem był go spalić. – warknął niespodziewanie.
- Dlaczego?
         Miguel spojrzał na nią ze złością. Pytała o rzeczy, których nie była w stanie pojąć. Jak miał jej wytłumaczyć, że za samo posiadanie tego obrazu mógł stracić głowę? Nie miał zamiaru opowiadać historii, którą przez lata starał się wyprzeć z pamięci.
- Dlaczego zatem nie podarowałeś go ojcu? Na pewno byłby zachwycony. Nie mieliśmy jej portretu. – niespodziewanie stwierdziła Catalina.
- Twojemu ojcu? – zapytał zdumiony i dodał bez namysłu – To on mi go ofiarował, zanim zginął.
         Catalina spojrzała na niego z tak wielkim zdumieniem w oczach, że zwątpił, czy w ogóle znała prawdę. Jeżeli Juan i Leonor nie zdradzili jej pochodzenia, powiedział o jedno zdanie za dużo i być może zniszczył świat, w którym dotąd żyła. Dostrzegł rumieńce, które w jednej chwili pojawiły się na jej policzkach. Uśmiechnął się niepewnie.
- Mój ojciec niedawno umarł. W swojej sypialni. W pałacu. – odpowiedziała z powagą, kładąc nacisk na każde słowo.
- Tak, tak. – przytaknął szybko i odwrócił głowę.
Nie chciał widzieć jej podejrzliwego spojrzenia i tej pełnej emocji twarzy, zbyt podobnej do oblicza ojca, by mógł mieć jakiekolwiek wątpliwości. Był zły na siebie, że nie powstrzymał języka. Wiedział, że teraz Catalina nie da mu spokoju i ostatecznie będzie musiał powiedzieć prawdę. Prawdę, która wstrząśnie i tak już obróconym w ruinę światem dziewczyny. Leonor mu ufała i prosiła o ewentualną opiekę nad dziećmi. Dał wówczas słowo i zamierzał go dotrzymać. Catalina mogła na niego liczyć i nie zamierzał uchylać się od swego obowiązku. Nie przypuszczał jednak, że to jemu przyjdzie odkrywanie przed nią prawdy. Najwyraźniej Juan de Lemos pokochał dziecko jak własne i nie zamierzał nikomu zdradzać kto naprawdę był ojcem. Westchnął ciężko. Musiał przygotować się do tej rozmowy. Nie chciał mówić o tym teraz.
Tymczasem Catalina uważnie przyglądała się wujowi. Widziała jak zmieniła się jego twarz, dostrzegła też zamglone oczy i drżące ręce. Była pewna, że ukrywał znacznie więcej, niż mogłaby się spodziewać.
- Wuju, nie mówisz prawdy. – stwierdziła, przechylając lekko głowę na jedno ramię i uważnie patrząc mu w oczy – Czy jest coś, co wszyscy ukrywali przede mną?
- Dziecko, ja… – zaczął, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć – To nie jest dobra chwila na takie rozmowy. Może później…
- Wuju, chcę tylko wiedzieć. – nalegała.
         Wypuścił powietrze czując, że nie zdoła uniknąć odpowiedzi. Jeżeli była choć w połowie tak uparta jak Leonor, z pewnością przymusi go do wyjaśnień. Postanowił ostatecznie powiedzieć tylko kilka słów i dać jej czas na to, by ochłonęła. Spodziewał się wybuchu: tak reagowali jej rodzice, więc zapewne i ona zachowa się tak samo.
- Twoją matką była Leonor de Padilla. Ta, którą widzisz na portrecie.
- A ojciec?
- Juan de Lemos był twoim ojcem, to się nie zmieni. Uznał cię za swoje dziecko i pokochał tak, jak tylko ojciec może kochać córkę.
- Ale..?
- Życie dał ci człowiek, który zginął tu, w tym mieście. Na placu, przez który już wielokrotnie przechodziłaś.
- Zginął?
- Został ścięty. – te ostatnie słowa wymówił z wyraźnym trudem. Domyślał się, jak wielkie wzburzenie ogarnęło dziewczynę.
         Catalina otworzyła szeroko oczy. To, co mówił Miguel wydawało się nierealne, niemożliwe. Nikt nigdy nawet nie zasugerował, że może nie być córką hrabiego de Lemos. Czy przez te lata żyła w niewiedzy, czy też wuj mylił się w swoich podejrzeniach. Poza tym, skoro jej rzekomy ojciec został ścięty, musiał dopuścić się zbrodni lub zdrady, a to budziło w niej jeszcze większe przerażenie. Łzy popłynęły jej po policzkach.
- To… To niemożliwe! – krzyknęła. Spojrzała jeszcze na twarz alkada, uniosła lekko suknię i wybiegła.
         Miguel przez chwilę słuchał, jak zbiega ze schodów. Trzasnęły drzwi. Westchnął i ponownie spojrzał na obraz. Gra świateł sprawiła, że twarz kobiety zdawała się żyć. Pokręcił głową.
- Leonor, dlaczego to na mnie spadł ten obowiązek? Dlaczego jej nie powiedziałaś?
         Niestety, nie mógł liczyć na odpowiedź. Zamiast tego, z całą jaskrawością wróciły wspomnienia. Wspomnienia z czasów, gdy każdy dzień był walką o życie, a śmierć zawsze znajdowała się w cieniu wróciły ze zdwojoną siłą.



2 komentarze:

  1. Świetnie napisany wpis. Czekam na wiele więcej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję. To tylko robocza wersja z początku powieści, którą mam nadzieję kiedyś dokończyć. Pozdrawiam serdecznie

      Usuń

Copyright © Anna Koprowska-Głowacka , Blogger