kwietnia 05, 2020

Opowieści pisarki z czasów pandemii

Opowieści z czasów pandemii

Jako pisarka lubię przyglądać się światu i ludzkim zachowaniom. Teraz, w czasach pandemii jest to tym bardziej ciekawe, że z ludzi często wychodzi nie tylko prawdziwa natura, ale i pierwotne instynkty. Notuję też sobie różne reakcje i dialogi. Cóż, często uczestniczę w takich sytuacjach. Jestem osobą niepełnosprawną, ale to nie znaczy, że nie widzę, nie słyszę i nie analizuję.

Jedno jest tylko przykre. Wśród naprawdę wielu szlachetnych inicjatyw, w których ludzie narażają zdrowie i życie, pojawia się coraz więcej agresji, niechęci i poczucia władzy. Napiszę o dwóch sytuacjach, w których brałam udział.

Przed apteką

Wraz z mamą stałyśmy w kolejce do apteki (niestety muszę wykupywać leki na SM i astmę). Wszyscy stali nie pod ścianami budynków a w poprzek deptaku, żeby był dostęp do rzeźnika i pasmanterii (gdzie dobrzy ludzie kupują materiały na maseczki) oraz możliwość przejścia dla przechodniów. Przed nami i za nami starsi i młodsi ludzie. OK. Przepisowe odstępy były zachowane. Wszyscy grzecznie czekali na swoją kolej.
W pewnym momencie na ulicy pojawiły się dwie młode damy. Obrzuciły wszystkich pogardliwym wzrokiem i zaczęły głośno komentować tak, żebyśmy słyszeli:
- Co za prymitywy i bezmózgowcy. Trzeba by wezwać służby, żeby zrobić z nimi porządek. Niech się nauczą, jak postępować i siedzą w domu.
- A te staruszki to chyba mają wyznaczone godziny, w których powinny przychodzić i nie przeszkadzać innym.
- No tak, ale to zachowanie jest karygodne! Jak tak można? Ich chyba tylko śmierć czegoś może nauczyć". No cóż... Wszyscy popatrzyli na siebie i... Nawet nie było czego komentować.
 Kurtyna spadła.


Jak widać nawet przestrzegając przepisów można narazić się "najmądrzejszym". Siedzę w domu, ale robię to tylko ze względu na sytuację, rozsądek, zdrowie mamy i innych ludzi. Nie ze względu na bezprawne przepisy, które narzuciła nam władza. Wychodzę, bo chleb, leki i inne produkty same się nie przyniosą. Do tego bez jakiegokolwiek wyjścia całkowicie przestałbym chodzić. Jest mi tylko przykro, że ludzi w podobnej sytuacji coraz częściej nazywa się bezmózgowcami.
OK. Najwyraźniej nie mam mózgu, a moje myślenie to tylko uboczny efekt obijania się orzeszka w pustej przestrzeni czaszki.


LIDL

         Dwa dni temu, w nocy miałam zaostrzenie choroby. W takich sytuacjach nie wolno mnie zostawić samej, gdyż w każdej chwili mogę stracić przytomność. Jeżeli już wychodzę, to wsparta nie tylko na kuli, ale na ramieniu mamy. Tak też było tego dnia.
         Mama, seniorka w wieku 73 lat szła zrobić zakupy. Poszłyśmy razem do Lidla, gdyż jest blisko naszego mieszkania. Było ok. godziny 11:30. Stanęłyśmy w kolejce. Przepisowe odstępy zachowane. Przed nami i za nami także osoby około pięćdziesiątki (czyli nawet nie 65+). Wszystkie przed nami zostały wpuszczone bez problemu. Nadeszła nasza kolej. Zaczekałyśmy aż wyjdą dwie osoby i weszłyśmy do środka. Zgodnie z nakazami założyłyśmy rękawiczki, rozsunęły się drzwi i weszłyśmy. Nagle zza przysłowiowego węgła wyskoczyła pani ekspedientka, która najwyraźniej robiła za „bramkarza”. Z krzykiem kazała nam wyjść. Osłupiałyśmy. Mama stwierdziła, że ma prawo zrobić zakupy o tej porze. Pani obrzuciła ją spojrzeniem i wciąż agresywnym, podniesionym głosem zarządziła:
- Pani może wejść, a ta niech zaczeka. („TA”, czyli ja)
         Mama zaczęła tłumaczyć, że mam znaczny stopień niepełnosprawności oraz całkowitą niezdolność do pracy i samodzielnej egzystencji, więc nie może mnie zostawić na zewnątrz. Czy była reakcja? Była, a jakże.
         Ekspedientka mało nie wyskoczyła z własnej skóry. Nie dała dokończyć mojej mamie zdania, tylko krzyknęła, że w takim razie mamy przyjść po 12-tej i wtedy zrobić zakupy. OK, tylko moja mama ma chore nogi i nie jest w stanie biegać kilka razy dziennie po potrzebne produkty. Nie było sensu dyskutować. Powiedziałyśmy „do widzenia” i wyszłyśmy ze sklepu.

         Jak widać ekstremalne sytuacje rodzą w ludziach nie tylko agresję, ale budzą również inne instynkty: choćby satysfakcję z poczucia władzy nad innymi. Kultura i empatia zostają zepchnięte gdzieś w głębokie czeluści niepamięci. Zaczyna się walka o przetrwanie i wykorzystywanie danej przez innych władzy. Zastanawiacie się, czy ostatecznie zrobiłyśmy zakupy?
         Tak. Niedaleko jest Żabka. Poszłyśmy tam. Na dzień dobry zapytałyśmy ekspedientkę, czy możemy wejść. Nie było problemu. Pani była bardzo grzeczna i pomocna. I takim osobom naprawdę należy się premia: za kulturę osobistą, empatię i szacunek wobec drugiego człowieka niezależnie od sytuacji.

         Dochodzę do wniosku, że jeżeli matka Natura zafundowała nam tego wirusa, żebyśmy ogarnęli się jako ludzie, to niestety... nie zdajemy tego egzaminu.
Nie zdajemy egzaminu z poszanowania dla ziemi: wystarczy spojrzeć choćby na walające się wszędzie rękawiczki jednorazowe.
Nie zdajemy egzaminu z przyzwoitości i empatii. Z jednej strony są ludzie, którzy narażają zdrowie i życie żeby pomagać innym oraz tacy, którzy z potrzeby serca pomagają starszym i słabszym. Z drugiej jednak narastają: agresja, nienawiść, pogarda, chęć wykorzystywania władzy i poczucie własnej wyższości nad innymi.

To przykre. Takie sytuacje pokazują jednak wiele. Ja tylko obserwuję i zastanawiam się, czy będę miała okazję te wszystkie sytuacje opisać. Zarówno dobre, jak i złe.
W końcu rolą pisarza jest pokazywanie rzeczywistości, więc proszę o więcej.
Pozdrawiam.
Wasz bezmózgowiec i prymityw.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Anna Koprowska-Głowacka , Blogger