stycznia 11, 2019

Sydonia von Borck – czarownica czy ofiara?, część 2

obraz nieznanego artysty z XVIII w

Część 2

Pierwsze oskarżenia
            W 1592 roku zmarł niespodziewanie książę Ernest Ludwik. Na wspomnienie dawnej miłości, serce Sydonii zabiło silniej, lecz miała zbyt dużo zmartwień, by rozpamiętywać dawne czasy. Jednakże to wydarzenie stało się początkiem pierwszych oskarżeń pod adresem pięknej hrabianki. Przypomniano sobie bowiem o rzekomej klątwie, którą rzuciła odchodząc z dworu Gryfitów.

Kolejne nieszczęścia
            Siostry von Borck mieszkały w Resku z nadzieją, że skończyło się wreszcie pasmo nieszczęść i upokorzeń. Mimo tak wielkich starań rodziców, żadna z nich nie wyszła za mąż i nie posiadała nic, co byłoby więcej warte od ich rodowej dumy. Niestety, w 1593 roku w mieście wybuchł pożar, który doszczętnie strawił dom, w którym mieszkały. Szlachcianki ponownie zostały bez dachu nad głową. Tym razem uznały, że każda powinna iść własną drogą. Dorota zamieszkała u przyjaciół w Krzywnicy, zaś Sydonia zdecydowała się nie opuszczać Reska.

Dumna i niezależna
            Sydonia wynajęła jedną izbę z komorą, by wszystkim pokazać swoje nieszczęście i to, na jaką poniewierkę skazał ją brat. Chciała, by mówiono, że ona – córka bogatego i potężnego rodu; hrabianka, przed którą chyliły się niegdyś głowy szlachciców i wybranka serca księcia Ernesta musiała mieszkać jak żebraczka i prosić innych o chleb; że została wydziedziczona przez własnego brata i nie mogła doprosić się sprawiedliwości u książąt tej ziemi.
Kilkakrotnie myślała, by na złość Ulrykowi wyjść za mąż. W tym wypadku musiałby wypłacić jej wiano i dać pieniądze na wesele. Miała nawet narzeczonych, wszak niejeden szlachcic chętnie poślubiłby tak piękną i wykształconą hrabiankę, ale… Dumna, niezależna i uparta Sydonia wciąż nie potrafiła zapomnieć o przysiędze, jaką przed wieloma laty złożył jej książę Ernest Ludwik. Kiedy patrzyła na tych, którzy jej wyznawali miłość i proponowali śluby, nadal widziała twarz ukochanego. Żal, gorycz i niespełniona miłość nie pozwalały jej oddać się innemu. Wybrała więc życie w poniewierce i nieustannym tułactwie z nadzieją, iż Ulryk wreszcie wywiąże się ze swoich obowiązków.
Kolejna interwencja opiekunów prawnych sióstr Brock sprawiła, że książę nakazał Ulrykowi nie tylko wynajęcie nowego domu, ale i zwrot kosztów jakie siostry poniosły po pożarze. Hrabia pokornie zgodził się z wyrokiem, ale wcale nie kwapił się do jego wykonania.


Powrót do Strzmiela
Dorota i Sydonia miały już dosyć tułania się po pomorskich miastach. Chciały wrócić w rodzinne strony. Nie chciały nawet zamieszkać we dworze. Wystarczał im jakiś dom z ogrodem, by mogły wreszcie odzyskać spokój. Książę Jan Fryderyk powołał komisję, która miała zakończyć spór, który toczył się już od 25 lat. Po roku zapadła decyzja. Dorota i Sydonia miały zamieszkać w Strzmielu; w domu, który Ulryk został zobowiązany wybudować. Nakazano mu również wypłacać alimenty z dóbr w Rogowie i Siedlicach, których nie mógł sprzedać ani zastawić.
Ulryk jednak znowu wyłgał się od wyroku. Niespełna rok później przekazał ziemie w Rogowie i Siedlicach synowi Ottonowi, który nie zamierzał utrzymywać ciotek, których nie spłacił ojciec. Doszło do otwartego sporu, którego finał znowu znalazł się w sądzie. Tym razem znowu rozpoczęło się pasmo nieszczęść. W 1600 roku zmarła Dorota, a wkrótce książę Jan Fryderyk. Zmarł bezpotomnie, więc znowu zaczęto szeptać o klątwie Sydonii.

Kolejny proces
            Władzę po księciu Janie Fryderyku przejął Barnim XII. Sydonia wiedziała, że Ulryk wykorzysta okazję, by pozbyć się poprzednich wyroków. Nie była to już rozpieszczona i naiwna dziewczyna, ani łagodna i uprzejma dwórka. Coraz bardziej uparta i zawzięta postanowiła go uprzedzić. Zwróciła się do księcia o majątek po Dorocie. Ulryk tłumaczył, że wszystko, co należało się Dorocie wydał na spłacenie jej długów i przygotowanie godziwego pogrzebu. To doprowadziło Sydonię do wybuchu. Zarzuciła bratu kłamstwo. Oświadczyła, że zagarnął cały spadek po zmarłej siostrze, a ciało zostawił bez pogrzebu i dopiero ona zadbała o pochówek. Tym razem jednak sąd jej nie uwierzył. Sędziom nie podobała się samowolna, inteligentna i wybuchowa hrabianka, w dodatku osobiście występująca w swoim imieniu. Książę Barnim również patrzył na nią podejrzliwie. W końcu zmarło już dwóch jego braci, a opowieść o klątwie już dawno zdążyła dotrzeć na dwór. W 1602 roku sąd zdecydował, że cały majątek Doroty należy do Ulryka von Borck. To był cios dla Sydonii.

Pasmo klęsk
Hrabianka Sydonia von Borck, niegdyś najpiękniejsza wśród książęcych dwórek, została sama, nie mając zupełnie nic. Niedawno skończyła pięćdziesiąt cztery lata. Na jej twarzy wciąż widać było ślady dawnej urody, lecz czasy jej świetności dawno już przeminęły. Ponadto nie posiadała własnego domu, ani żadnych szans na odzyskanie od brata choć części spadku. Jakby mało było nieszczęść, napadł ją niejaki Jakub Stettin i dotkliwie pobił. Dobrze wiedziała, kto stał za tym brutalnym atakiem. Bez zwłoki wytoczyła sprawę napastnikowi, oskarżając go o pobicie na rozkaz Ulryka. Proces przedłużał się niemiłosiernie aż do 1605 roku. Wprawdzie uznano winę oskarżonego, ale to musiała zapłacić koszty sądowe.
W 1603 roku zmarł Ulryk. Niestety, nie zakończyło to konfliktu, gdyż ziemie, z których Sydonia miała wyznaczone uposażenie, przejął w zastaw jej kuzyn Jost von Borck. Zobowiązania przejął syn Ulryk, Otto, ale nie zamierzał ich wykupywać. Jost natomiast nie zamierzał spłacać cudzych należności.
Tego samego roku bezpotomnie odszedł kolejny książę z rodu Gryfitów – Barnim XII. Historia klątwy rzuconej przez hrabiankę von Borck była już jednym z najważniejszych tematów. Nie obawiał się jej jednak książę Bogusław XIII, który miał liczne potomstwo. Kiedy wspominano o tym na dworze, uśmiechał się tylko drwiąco

Klasztor w Marianowie
Od 1604 roku Sydonia odnalazła nieco spokoju  w klasztorze w Marianowie. Mieszkały tam panny ze szlachetnych rodów, które nie mogły wyjść za mąż. Sama hrabianka nie czuła powołania do życia w zakonie. W ciągu lat poniewierki, nieustannych procesów sądowych i upokorzeń, nauczyła się walczyć o swoje sprawy. Jej charakter, duma i upór były przyczyną nieustannych konfliktów w klasztorze. Wciąż procesowała się też o alimenty z  Ottonem i z Jostem von Borck.
Nie zamieszkała z innymi siostrami, które patrzyły na nią podejrzliwie, lecz zajęła mały domek na terenie klasztoru. Z racji urodzenia i wieku została zastępczynią siostry przełożonej, ale tylko na rok. W 1605 roku tej funkcji pozbawiła ją Magdalena von Petersdorf. Urażona duma nie pozwoliła Sydonii ustąpić bez walki. Odwołała się do księcia Bogusława XII, który wysłał komisję pod przewodnictwem Joachima von Wedel, by rozpatrzył ten spór. Zanim jednak zdążył zająć stanowisko, zmarł książę Bogusław. Trzy lata później odeszli z tego świata Magdalena von Petersdorf i Joachim von Wedel. Nową przeoryszą została Agnes von Kleist, z którą Sydonia wkrótce też popadła w konflikt. Złożyła na nią skargę do nowego księcia Filipa II. Władca wysłał komisję pod przewodnictwem jej kuzyna Josta von Borck. To doprowadziło ją do pasji. Jost był przecież zaangażowany w inny spór prawny i nie powinien był rozsądzać tego sporu. Oskarżyła go więc o wykorzystywanie piastowanych urzędów dla osiągania prywatnych celów.

Narastająca niechęć
            Sydonia mieszkała w osobnym domku i niechętnie brała udział w życiu wspólnoty. Siostry patrzyły na nią podejrzliwie i niechętnie. Ona zaś, tak często krzywdzona przez innych, coraz bardziej odsuwała się od ludzi. Wszystkie wydarzenia odcisnęły piętno na jej i tak niełatwym charakterze. Rozpieszczana w dzieciństwie, uwielbiana w młodości, została skazana na poniewierkę i upokarzana na każdym kroku – nawet tutaj, w miejscu, które miało być azylem dla takich panien jak ona. Dlatego też potrafiła po imieniu nazywać kłamstwa i oszustwa, wskazywać fałsz i obłudę, a ponadto nie rezygnowała z walki o należną jej schedę. Bywało, że wybuchała gniewem i w złości odgrażała się ludziom. Jej „życzenia” i „przepowiednie” sprawdzały się zaś zbyt często. Ci, którzy do tej pory byli jej przychylni zaczęli powoli się odsuwać widząc, że kobieta zaczyna stąpać po śliskim gruncie.
            Jedyną osłodą był dla niej ogród klasztorny. Mogła tam rozmawiać ze zwierzętami i ptakami, które – w przeciwieństwie do ludzi – nigdy jej nie skrzywdziły. Miała nawet swojego ulubionego czarnego kota, którego nazwała Chim. Zamiast modlić się z innymi mniszkami wolała zgłębiać naukę o ziołach i medycynie. Pomocna okazała się w tej kwestii zielarka Wolde Albrechts, która przekazała jej część swojej wiedzy. Pozostałe nauki czerpała z ksiąg i własnych doświadczeń. Szybko zdobyła nie tylko biegłość w tej dziedzinie, ale także rozgłos. Zgłaszało się do niej coraz więcej chorych z prośbą o pomoc. Nie odmawiała nigdy i ratowała każdego, nie zważając na jego stan. Poza tym samodzielnie warzyła piwo, które uchodziło za najlepsze w okolicy. Nie podobało się to siostrom, patrzącym na nią z coraz większą podejrzliwością.
Zamiłowania Sydonii stały się dla niej niebezpieczne. Wystarczył już tylko jeden krok, by niewygodną kobietę oskarżyć o czary.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Anna Koprowska-Głowacka , Blogger