stycznia 11, 2019

Sydonia von Borck – czarownica czy ofiara?, część 1

E.Burne-Jones,
Sidonia von Bork,1860
 Bogactwo, pochodzenie, duma, mądrość, charyzma, walka o należną pozycję i zjawiskowa uroda nie zawsze były przepustką do lepszego życia. Bardzo często mogły zaprowadzić prosto na stos. Tak właśnie było w przypadku pięknej Sydonii von Borck.

Część 1

Pochodzenie i młodość
            Sydonia von Borck pochodziła z jednego z najświetniejszych i najstarszych rodów na Pomorzu. Kiedyś istniało nawet pomorskie przysłowie: „To jest tak stare jak rodzina Borków i diabłów”.
Sydonia przyszła na świat w 1548 roku w „Wilczym Gnieździe”, jak określano zamek w Strzmielach. Była najmłodszym dzieckiem hrabiego Otto von Borcka i Anny von Schwiecheld. Jej rodzeństwem byli: Ulryk urodzony w 1545 oraz Dorota. Od najmłodszych lat była rozpieszczana i przekonywana o swojej wyjątkowości. W istocie wyróżniała się zarówno niepospolitą urodą, jak i intelektem. Szybko nauczyła się czytać i pisać. Lubiła pogłębiać wiedzę, o czym świadczyła jej biblioteczka. Można z całą pewnością stwierdzić, że
posiadała wykształcenie  wyższe od większości szlachcianek.
W roku 1551 zmarł hrabia Otto. Wychowanie trójki dzieci spadło na barki Anny. Radziła sobie doskonale. Sydonia nadal pozostawała ulubienicą rodziny i hrabina chciała, by zyskała jak najwyższą pozycję. Ostatecznie udało jej się umieścić córkę na dworze księcia pomorskiego Filipa I w Wołogoszczy. Została dwórką księżnej Anny Saskiej. Jej uroda i intelekt szybko przyciągnęły uwagę szczególnie męskiej części dworu. Młoda hrabianka nie była jednak „łatwą zdobyczą” dla bywalców dworu. Zbyt inteligentna, by wdać się w romans i zbyt pewna swojej wartości ignorowała wszelkie zaloty.

Narodziny uczucia
            Miłość jednak w końcu poruszyła sercem pięknej Sydonii. Na dwór w Wołogoszczy wrócił ze studiów w Greifswaldzie, Wittenberdze oraz Paryżu czwarty z synów księcia Filipa, Ernest Ludwik. Mawiano, że był nie tylko najbardziej urodziwy z braci, ale także najbardziej romantyczny. Opowieści o młodym księciu zwróciły uwagę hrabianki. Okazało się, że Ernest Ludwik rzeczywiście miał nieco melancholijne usposobienie, grywał na lutni i śpiewał tęskne pieśni.
            Książę szybko zauważył piękną dwórkę. Młodzi zakochali się w sobie. Nie podobało się to księciu Filipowi, który miał nadzieję, że Ernest szybko znudzi się dziewczyną. Tymczasem wśród szeptów i zaklęć o wiecznej miłości, młody książę obiecał Sydonii, iż ją poślubi. Serce hrabianki należało do Ernesta, a obietnica ślubu stała się dla niej tylko pieczęcią prawdziwej miłości, która spotkała ją na dworze.

Układ rodzeństwa
            Nieszczęście spadło niespodziewanie i ugodziło zarówno w Sydonię, jak i jej starszą siostrę Dorotę. Wiosną 1568 roku zmarła ich matka, Anna  von Schwiecheld. Wszystkie plany i marzenia rozprysły się w jednej chwili jak kryształ. W teorii opiekę nad dziewczętami przejmował ich brat, Ulryk, który był również zobowiązany do wykonania testamentu ojca. Hrabia jednak nie zamierzał dzielić się majątkiem z siostrami.
Już 9 czerwca 1568 roku, przy pośrednictwie Krzysztofa von Schwicheld i Messiga von Borcke zawarł z siostrami układ spadkowy. Wymusił na nich zrzeczenie się praw majątkowych po rodzicach. Dorota i Sydonia miały zostać spłacone, on zaś przejmował cały dobytek. Zapisy wskazują na to, że przysługiwało im po 500 talarów reńskich, a w przypadku zamążpójścia po 1000 florenów posagu. Brat obiecywał również zapewnienie dóbr ruchomych typu: kufry, ubrania, pościel, kosztowności i sprzęty domowe, a wśród nich dwa złote puchary (ten z herbem matki miał trafić do rąk Sydonii). Ulryk zapewniał, iż siostry mogą mieszkać dalej w Strzmielu na jego utrzymaniu, a jeśli zechcą odejść zapewni im odpowiednią pozycję społeczną. Okazało się to tylko pustymi obietnicami.

Walka o spadek
Ulryk poślubił Otylię von Dewitz, która nie zyskała sympatii sióstr von Borck. W Strzmielach zaczęło dochodzić do kłótni i konfliktów tak ostrych, że Dorota i Sydonia musiały opuścić gniazdo rodzinne. Od tej chwili zaczęło się ich tułacze życie i walka o należne im prawa. Tułanie się po dworach krewnych lub korzystanie z gościnności książęcego dworu były dla hrabianek upokorzeniem. Obie zamierzały jednak wyegzekwować od brata jego zobowiązania. Zwróciły się ze skargą do księcia Jana Fryderyka. Jako kobiety nie mogły
występować w procesach, więc książę powołał dla nich w lutym 1570 roku opiekunów prawnych. Byli to: Martin i Hasse von Wedel z Krzywnicy. Byli spokrewnieni z rodziną Borcków, więc dobrze znali konflikt i mieli doprowadzić do ugody między rodzeństwem. We
wrześniu 1572 roku doszło do porozumienia w Krępcewie, na mocy którego Ulryk zobowiązał się do przestrzegania umowy spadkowej. Niestety, była to znowu tylko obietnica.

Ostania nadzieja
            Podczas, gdy Dorota jeszcze liczyła na dobrą wolę Ulryka, Sydonia wciąż spoglądała w kierunku dworu. Książę Ernest Ludwik był jej ostatnią nadzieją. Kochała go nadal, a obietnica zaślubin dodawała jej sił. Wierzyła, że kiedy ukochany dotrzyma przyrzeczenia, Ulryk zapłaci za wszystkie krzywdy i upokorzenia, jakich dopuścił się wobec niej i jej siostry. Serce Ernesta Ludwika również wyrywało się do pięknej hrabianki, ale rodzina wciąż naciskała go na zaślubiny zgodne z interesem księstwa. Sydonia jednak wciąż czekała. Niejeden szlachcic starał się o rękę pięknej córki hrabiego Otto von Borcka, ale konsekwentnie odmawiała. Jej serce należało tylko do Ernesta.
            Tymczasem księciu zabrakło stanowczości i siły charakteru. Ugiął się w końcu pod naciskiem rodziny i zasłaniając się interesem rodu, 20 października 1577 roku ożenił się z Zofią Jadwigą, córką księcia Brunszwiku. W ten sposób złamał nie tylko książęce przyrzeczenie, ale i serce Sydonii. Hrabianka nie mogła znieść żalu i upokorzenia. Zrozpaczona nie zamierzała dłużej gościć na książęcym dworze. Później opowiadano, że opuszczając  dwór w Wołogoszczy rzuciła klątwę na ród Gryfitów. Miała ona brzmieć, iż pół wieku nie przeminie, a cała dynastia zejdzie bezpotomnie z tego świata.

Dalszy ciąg sporu o spadek
Tego samego roku Dorota i Sydonia  ponownie oskarżyły brata o niewypłacanie im należności. Książę Jan Fryderyk nakazał mediacje. Podpisano kolejną ugodę, lecz i ta nie rozwiązała konfliktu między rodzeństwem. W 1579 roku pojawiły się kolejne skargi na Ulryka. Książę Jan stracił cierpliwość. Posłał do Strzmiel swego egzekutora, który miał ściągnąć alimenty z dóbr Borcka. Ulryk jednak sprzeciwił się książęcej egzekucji.
Doprowadziło to do procesu w Szczecinie w lutym 1581 roku. Ulryk von Borcke stanął przed Sądem Nadwornym. Na pierwszej rozprawie pojawił się sam książę w otoczeniu dworu, by przysłuchiwać się zeznaniom. Ulryk bronił się jak tylko potrafił. Dowodził, że wielkie bunty poddanych utrudniają mu życie; że jest w bardzo ciężkiej sytuacji materialnej i tylko dlatego zalega z wypłatą należności. Tego już było za dużo. Siostry zarzuciły Ulrykowi kłamstwo. Zawsze bardziej wybuchowa Sydonia zarzuciła bratu złe zarządzanie rodzinnym majątkiem i uzyskała potwierdzenie swych słów u innych świadków. Przedłożyła również listę obecnych żądań. Proces toczył się dwa lata. Wyrok był korzystny dla sióstr. Zgodnie z nim, w wypadku zamążpójścia miał obowiązek wypłacić 1000 florenów wiana i 300 florenów każdej na wesele. Natomiast w przypadku pozostania ich w stanie panieńskim został zobowiązany do przekazywania im po 30 florenów rocznie oraz naturaliów. Ponadto sąd nakazał mu wypłatę po 40 florenów na spłacenie długów, jakie musiały zaciągnąć, by utrzymać się w czasie, gdy zwlekał z zapłatą należności. Ulryk nie zgodził się z wyrokiem i wniósł apelację do Sądu Kameralnego Rzeszy. Ponownie sprawa utknęła w martwym punkcie.

Tułaczy los
            W tym czasie siostry mieszkały w Stargardzie. W 1584 roku w mieście wybuchł wielki pożar, podczas którego spłonęło ich mieszkanie. Dorota i Sydonia znowu pozostały z  niczym. Musiały zaciągnąć kolejne pożyczki i ponownie zwrócić się do księcia. Sydonia coraz częściej bywała w Szczecinie, gdzie osobiście mogła dopilnować doręczania pism. Korzystała wówczas z gościny Brockhausenów i przez nich została wplatana w proces o zniesławienie księcia Jana Fryderyka oraz malwersacje finansowe. Powołana została na świadka w procesie przeciwko księciu Janowi Fryderykowi. Opowiadano, że Sydonia wiedziała zbyt wiele na temat wykorzystywania przez niego władzy wobec niektórych dwórek. Na szczęście została oczyszczona z zarzutów, lecz niechęć Domu Książęcego wobec niej się pogłębiła. 
W roku 1591 nowy wyrok Sądu Nadwornego nakazał Ulrykowi coroczną wypłatę 33 florenów dla sióstr, spłacenie naturaliów oraz zapewnienie mieszkania w Resku. Dorota i Sydonia nie były zachwycone. Wolałyby, żeby brat kupił im mieszkanie, a nie wynajmował. Żadna nie wierzyła, że będzie wnosił za nie opłaty. Książę Jan Fryderyk miał jednak dość sporu rodzeństwa i polecił siostrom zamieszkać w przygotowanym przez Ulryka mieszkaniu.
Dorota i Sydonia jednak dobrze znały brata. Ulryk wprawdzie wynajął im mieszkanie, lecz hrabianki miały zamieszkać w jednej izbie z właścicielem. Nie opłacił też najmu. Na szczęście córki hrabiego von Borck wciąż miały obok siebie życzliwych ludzi. Zwrócili się do księcia meklemburskiego o wstawiennictwo dla nich u Jana Fryderyka. Ostatecznie żona Ulryka, Otylia wynajęła szwagierkom dom w Resku. Wydawało się, że sytuacja się uspokoi.


E.Burne-Jones,
Sidonia von Bork,1860


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Anna Koprowska-Głowacka , Blogger