listopada 08, 2018

Legendy chełmińskie - Garnuszek łez

Wiem, że już bardzo długo czekacie na nowe wydanie „Legend chełmińskich”. Zapewniam jednak: książka zostanie wydana tak, jak większość moich publikacji w gdyńskim wydawnictwie Region. Nie będzie to bynajmniej poprawiona wersja poprzedniej publikacji, lecz zupełnie inna pozycja, w której znajdą się nowe, dotąd mało znane legendy. 
Na zachętę opublikuję jedną z nich. Jest to „Garnuszek łez” - legenda praktycznie zapomniana, zachowana jedynie u Lucjana Siemieńskiego.

GARNUSZEK ŁEZ

            Dawno temu żyła w Chełmnie kobieta, która bardzo kochała swoje dzieci. Najstarsze z nich, mały Jasio, był wątłym chłopcem o delikatnej urodzie. Obrażał się często, gdy brano go za dziewczynkę. Matka śmiała się tylko i głaskała płowe włoski synka.
- Nic się nie martw. Będziesz starszy, zmężniejesz i nikt cię już nie pomyli.
- To ja już chcę być starszy. – odpowiadał.
            Niestety, los okazał się dla niego okrutny. Nim minęło dziesięć lat jego życia, zachorował i wkrótce zmarł. Ogromna rozpacz ogarnęła rodzinę. Nad ciałem Jasia płakali rodzice, bracia i siostry, a nawet sąsiedzi, którzy dobrze znali całą rodzinę. Ciało pochowano w prostej, sosnowej trumience na cmentarzu przy kościele pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Na świeżo usypanym grobie złożono kwiaty polnych kwiatów i podlano je słonymi łzami bólu i cierpienia. 

 
            Mijały dni, tygodnie i miesiące. Życie na pozór wróciło do normy. Wspominano Jasia z czułością i miłością tak, jakby wciąż był obecny w rodzinie. Jedynie matka nie potrafiła przekroczyć tej granicy, poza którą wysychają łzy, a spokój pojawia się w miejsce bólu.
- Pan Bóg powołał go do siebie. – tłumaczył łagodnie mąż – Nie nam rozstrzygać jego wyroki.
- Ale on był taki malutki. – szlochała – Miał przed sobą całe życie…
- Pozwól mu odejść. – dodała jej matka; kobieta, która sama straciła kilkoro dzieci – Wciąż płacząc trzymasz przy sobie jego duszyczkę. Pozwól mu iść do nieba. Niech raduje się pomiędzy aniołkami.
            Te słowa jeszcze bardziej poruszyły zrozpaczoną matkę. Osunęła się na kolana i zaczęła głośno szlochać. 

- Jeśli chcesz płakać, płacz nad tymi, którzy się rodzą. To przed nimi cała wędrówka po tym padole łez. – ciągnęła – Ci, którzy odeszli są już szczęśliwi. Pogódź się ze stratą synka. Pozostałe dzieci też cię potrzebują.
- Masz rację, mamo. – przyznała, lecz nie potrafiła pogodzić się ze stratą.
            Starała się jednak nie płakać przy mężu i dzieciach. Jednak kiedy zostawała sama, siadała w kącie izby i płakała rozpaczliwie. Wszystko przypominało jej ukochanego syna. Bywało też, że budziła się w nocy, wciąż na nowo przeżywając jego śmierć. Każdego dni, niezależnie od pory roku czy pogody szła na cmentarz, by choć przez jakiś czas posiedzieć przy grobie zmarłego. Tam mogła szlochać, z głową opartą o skromny krzyż i wspominać najpiękniejsze chwile.
            Pewnego dnia wybrała się na jutrznię. Zanim jednak weszła do kościoła, skręciła w wąską alejkę między grobami, by odwiedzić grób Jasia. Było to tuż przed świtem. Pasma mgieł snuły się tuż nad ziemią, spowijając cmentarz sinym całunem. Uklękła przy krzyżu i rozpłakała się.
- Jasiu, mój kochany Jasiu…
            Coś poruszyło się we mgle. Jakiś ptak zatrzepotał skrzydłami i zerwał się gwałtownie do lotu. Jego głos był ostry, jakby ostrzegający. Kobieta podniosła głowę. Odsunęła ciemne kosmyki włosów, które przykleiły się do mokrych policzków. Rozejrzała się dookoła. W oddali widziała majaczący kościół.
- Mamo… – usłyszała nagle.
            Zadrżała. Jej wielkie, brązowe oczy zamgliły się. To był głos jej syna. Nie mogła się przecież mylić.
- Jasiu? – zapytała.
            Z mgły wyłoniła się postać chłopczyka. Krzyknęła zdumiona, ale odruchowo wyciągnęła do niego ręce.
- Jasiu. – powtórzyła drżącym głosem.
            Chłopiec nie padł jej w ramiona, jak to robił za życia. Zatrzymał się niedaleko i popatrzył na nią ze smutkiem. Dopiero teraz zauważyła, że trzyma coś w rękach. Był to spory garnuszek po brzegi wypełniony wodą.
- Mamo, musiałem przyjść do ciebie. – odpowiedział cicho i uniósł naczynie na wysokość jej oczu.
- Co się stało, synku? Co to takiego? – dopytywała, wciąż nie wierząc własnym oczom.
            Z trudem powstrzymywała się, by nie podbiec i nie objąć dziecka. Ubrany był tak, jak złożono go do grobu. Zwykle blade policzki były teraz zupełnie białe, lecz oczy jaśniały nieziemskim blaskiem. Wydawał się tak rzeczywisty, a jednak należał do innego świata. Mimo całej rozpaczy miała tego świadomość.
- Mamo, muszę dźwigać ten garnuszek.
- Dlaczego? Czy dobry Pan Bóg nie wpuścił cię do nieba?
- Nie mogę tam iść, bo muszę zbierać twoje łzy. – odparł cichutko.
- Moje łzy? Moje… – nie dokończyła. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że łzy wciąż płyną po jej policzkach i tak samo ściekają po trzymanym przez chłopca garnuszku.
- Proszę, mamo. Ja też za Toba tęsknię… Bardzo tęsknię, ale pozwól mi odejść do nieba. Dopóki płaczesz, twoje łzy wpadają tutaj, a to trzyma mnie na ziemi. Kiedyś będziemy znowu razem. Zaczekam tam na ciebie, mamo.
- Jasieńku… – jęknęła kobieta unosząc dłonie do twarzy.
- Jeszcze nie czas na ciebie, mamo. Jesteś potrzebna tacie i mojemu rodzeństwu. Wiedz, że wciąż was kocham. I nie płacz już. Bardzo proszę…
            Obraz syna stawał się coraz bledszy, choć chciała zatrzymać go jak najdłużej. Teraz, gdy go ujrzała, serce jeszcze bardziej przepełniło się bólem i rozpaczą. Zamrugała oczami, podczas gdy on rozpływał się wraz z mgłą. Łzy ponownie popłynęły po jej twarzy.
- Mamo, proszę – usłyszała – Nie płacz już, proszę…
            Głos był już tak cichy, że łatwo było pomylić go ze świstem wiatru w koronach drzew. W końcu ucichł. Kobieta klęczała jeszcze przez chwilę przy grobie syna. Powoli podniosła się i poszła do kościoła. Podczas nabożeństwa szczególnie żarliwie modliła się za duszę Janka i błagała, by Bóg dodał jej sił na dalsze życie. Widok syna z ciężkim od łez garnuszkiem w drobnych rączkach sprawił, że postanowiła pogodzić się z jego śmiercią i tak, jak radziła matka, pozwolić mu odejść w spokoju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Anna Koprowska-Głowacka , Blogger