listopada 01, 2018

David Martí, Czarownice z Arnes

David Martí, Czarownice z Arnes
Wydawnictwo: Bellona
Miejsce i rok wydania: Warszawa 2014
ISBN: 978- 83- 11- 13057- 9
Liczba stron: 262

            Oskarżenia o czary nadciągają do katalońskiego miasteczka epoki wielkich odkryć. Bohaterkom chroniącym sekretną księgę grozi ze strony inkwizycji śmierć na stosie!

            Książki o czarownicach i procesach o czary zawsze budziły moją ciekawość. Kiedy więc w księgarni zauważyłam „Czarownice z Arnes” nie mogłam przejść obojętnie. Już po przejrzeniu kilku stron wiedziałam, że powieść musi trafić na moją półkę. Owszem, zaintrygował mnie przede wszystkim główny temat, a mianowicie opowieść o czarownicach mieszkających w małym miasteczku Arnes, które muszą zmierzyć się z narastającym fanatyzmem i ograniczonym sposobem myślenia mieszkańców. Równie godny uwagi był jednak wątek Księgi Wiedzy Tajemnej, przekazywanej z pokolenia na pokolenie i chronionej przez wybranych. Jako, że takie połączenie historii, fikcji literackiej i niezwykłych sekretów zawsze stanowiło dla mnie niebywałą gratkę, nie mogłam się oprzeć pokusie.

            David Martí to hiszpański pisarz urodzony w Barcelonie, autor książek takich jak: „Czarownice z Arnes”, „Łowca czarownic”, czy „Śpiący wojownik”. Wcześniej pracował jako wykładowca, konsultant i specjalista od projektów związanych z technologią. Pewnego dnia postanowił wszystko rzucić i całkowicie zmienić swoje życie. Jak widać, udało mu się osiągnąć cel. Tematyka związana z czarownicami jest zaś mu najwyraźniej bliska, skoro ich wątek pojawia się również w innych tytułach jego autorstwa. 

            Akcja powieści „Czarownice z Arnes” rozpoczyna się w 1533 roku, w niewielkim katalońskim miasteczku. Jedna z bohaterek, Maria rodzi wówczas dziecko. Przy porodzie asystuje jej matka Magdalena, która szczęśliwa z narodzin wnuczki oddaje ją pod opiekę przodkiń i sił natury. Słowa modlitwy słyszy proboszcz, który zdolny jest do wszystkiego, by usunąć wszystkich heretyków i czarownice. Tym razem udaje się zażegnać niebezpieczeństwo, jednak kobiety nie zdają sobie sprawy jak ciemne chmury zaczynają gromadzić się nad nimi. Po latach Maria postanawia opowiedzieć nastoletniej córce Lunie o tym, jak ważny jest ród, z którego się wywodzą i jak wielki sekret pozostaje w ich rękach. Przy tej okazji przekonuje się, że córka również posiada dar, który w owych czasach staje się przekleństwem. Świadkiem tego jest pewien mnich z pobliskiego klasztoru, niejaki Salvador. Na szczęście to człowiek, który dostrzega dzieło Boga tam, gdzie niejeden duchowny rad byłby widzieć diabelskie sztuczki. Rychło staje się on przyjacielem i powiernikiem Luny. Czasy jednak nie sprzyjają przyjaźni i wspólnym poszukiwaniom wiedzy. Ogarniająca ludzi histeria przed czarownicami, umiejętnie podsycana przez inkwizycję skutecznie niszczy wszystko to, co wydawało się trwałe. Dymy unoszące się z płonących stosów zasnuwają niebo coraz bliżej Arnes, aż docierają także do tego spokojnego miasteczka. 

            Tymczasem Maria i Luna mają do wykonania misję, która może poprowadzić je na śmierć. To w ich rękach pozostaje bowiem ów chroniony  i przekazywany przez wieki sekret. Jest nim oprawiona w skórę, ozdobiona wizerunkiem rosnącego księżyca otoczonego gwiazdami Zaklęta Księga, zwana też Księgą Wiedzy Tajemnej. Zawiera ona całą wiedzę o magii naturalnej. Dotąd uzupełniana była przez kolejne pokolenia o nowe mądrości, znane tylko nielicznym. Księga wciąż zawiera puste kartki, gotowe do zapełnienia, stanowiące jednocześnie symbol nadziei… nadziei dla kolejnych pokoleń.
Czy zapisanie kolejnych stronic będzie rolą Marii, czy Luny?
Czy bohaterowie zdołają ocalić księgę, czy też spłonie ona wraz z czarownicami, które wciąż udaje się znaleźć wśród zwykłych mieszkanek okolicy?
Jaką wreszcie rolę odegra w ich życiu mnich i uzdrowiciel Salvador?
Tego nie będę zdradzała. Niech „Czarownice z Arnes”, kartka po kartce zdradzą Wam wszystkie tajemnice.

            Powieść „Czarownice z Arnes” przyciąga tematem procesów czarownic – może wydawać się dziwne, jak wielu Czytelników interesuje się tym zagadnieniem, choć w jego tle, na stosach żywcem płoną ludzie ( wiem, sama do nich należę) i niebanalną okładką, na której uwagę zwraca nie tyle kobieca postać, co księżyc w pełni. Wskazuje on jednoznacznie, że główną bohaterką tej historii jest właśnie Luna, córka Marii (wszak Luna była boginią księżyca). Mimo trudnego tematu, powieść czyta się lekko i z prawdziwą przyjemnością. Fabuła jest ciekawa, a bohaterowie przedstawieni bardzo realistycznie. Trochę szkoda, że David Martí całą  historię umieścił na 262 stronach, gdyż ucierpiało na tym sporo wątków, które można by rozbudować. Stąd pojawia się u mnie takie poczucie braku czegoś, co umknęło gdzieś na kartach powieści. Mimo tego jednego „ale” polecam książkę, jako dobrą powieść o wartkiej akcji, przemyślanej fabule i wyrazistych bohaterach.

            Chyba jednym z najlepszych podsumowań powieści jest cytat, gdy Maria zaczyna zastanawiać się nad swoją prawdziwą naturą. Nie będę tu niczego streszczała, po prostu oddam głos bohaterkom:
„ – Matko, chciałam porozmawiać z tobą o innej sprawie. 
Maria zawahała się, zanim poruszyła kwestię, która od kilku dni chodziła jej po głowie.
- Mów.
- Czy jesteśmy czarownicami?
            Magdalena nie chciała odpowiedzieć wprost.
-To nie jest takie proste –wyszeptała do siebie, po czym zbliżyła się do córki, żeby ją ucałować. I aby złagodzić sytuację, mówiła dalej, żartując – Nie sądzę. Nie mamy żadnej narośli na nosie! Nie potrafimy nawet latać na miotłach! – A poważniejszym tonem dodała – Mario, nie jesteśmy czarownicami. Jesteśmy wybrankami. (…)”

            Polecam! Czas spędzony przy tej książce z pewnością nie będzie czasem straconym, a jeżeli z uwagą wczytacie się w treść z pewnością zadacie sobie kilka pytań, na których odpowiedzi będzie trzeba szukać w innych lekturach i… w symbolice, która kształtowała się przez wieki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Anna Koprowska-Głowacka , Blogger