David Martí, Czarownice z Arnes
Wydawnictwo: Bellona
Miejsce i rok wydania: Warszawa
2014
ISBN: 978- 83- 11- 13057- 9
Liczba stron: 262
Oskarżenia
o czary nadciągają do katalońskiego miasteczka epoki wielkich odkryć.
Bohaterkom chroniącym sekretną księgę grozi ze strony inkwizycji śmierć na
stosie!
Książki o czarownicach i procesach o
czary zawsze budziły moją ciekawość. Kiedy więc w księgarni zauważyłam
„Czarownice z Arnes” nie mogłam przejść obojętnie. Już po przejrzeniu kilku
stron wiedziałam, że powieść musi trafić na moją półkę. Owszem, zaintrygował
mnie przede wszystkim główny temat, a mianowicie opowieść o czarownicach
mieszkających w małym miasteczku Arnes, które muszą zmierzyć się z narastającym
fanatyzmem i ograniczonym sposobem myślenia mieszkańców. Równie godny uwagi był
jednak wątek Księgi Wiedzy Tajemnej, przekazywanej z pokolenia na pokolenie i
chronionej przez wybranych. Jako, że takie połączenie historii, fikcji
literackiej i niezwykłych sekretów zawsze stanowiło dla mnie niebywałą gratkę,
nie mogłam się oprzeć pokusie.
David Martí to hiszpański pisarz
urodzony w Barcelonie, autor książek takich jak: „Czarownice z Arnes”, „Łowca
czarownic”, czy „Śpiący wojownik”. Wcześniej pracował jako wykładowca,
konsultant i specjalista od projektów związanych z technologią. Pewnego dnia
postanowił wszystko rzucić i całkowicie zmienić swoje życie. Jak widać, udało
mu się osiągnąć cel. Tematyka związana z czarownicami jest zaś mu najwyraźniej
bliska, skoro ich wątek pojawia się również w innych tytułach jego
autorstwa.
Akcja powieści „Czarownice z Arnes”
rozpoczyna się w 1533 roku, w niewielkim katalońskim miasteczku. Jedna z
bohaterek, Maria rodzi wówczas dziecko. Przy porodzie asystuje jej matka
Magdalena, która szczęśliwa z narodzin wnuczki oddaje ją pod opiekę przodkiń i
sił natury. Słowa modlitwy słyszy proboszcz, który zdolny jest do wszystkiego,
by usunąć wszystkich heretyków i czarownice. Tym razem udaje się zażegnać
niebezpieczeństwo, jednak kobiety nie zdają sobie sprawy jak ciemne chmury
zaczynają gromadzić się nad nimi. Po latach Maria postanawia opowiedzieć
nastoletniej córce Lunie o tym, jak ważny jest ród, z którego się wywodzą i jak
wielki sekret pozostaje w ich rękach. Przy tej okazji przekonuje się, że córka
również posiada dar, który w owych czasach staje się przekleństwem. Świadkiem
tego jest pewien mnich z pobliskiego klasztoru, niejaki Salvador. Na szczęście
to człowiek, który dostrzega dzieło Boga tam, gdzie niejeden duchowny rad byłby
widzieć diabelskie sztuczki. Rychło staje się on przyjacielem i powiernikiem
Luny. Czasy jednak nie sprzyjają przyjaźni i wspólnym poszukiwaniom wiedzy.
Ogarniająca ludzi histeria przed czarownicami, umiejętnie podsycana przez
inkwizycję skutecznie niszczy wszystko to, co wydawało się trwałe. Dymy
unoszące się z płonących stosów zasnuwają niebo coraz bliżej Arnes, aż
docierają także do tego spokojnego miasteczka.
Tymczasem Maria i Luna mają do
wykonania misję, która może poprowadzić je na śmierć. To w ich rękach pozostaje
bowiem ów chroniony i przekazywany przez
wieki sekret. Jest nim oprawiona w skórę, ozdobiona wizerunkiem rosnącego
księżyca otoczonego gwiazdami Zaklęta Księga, zwana też Księgą Wiedzy Tajemnej.
Zawiera ona całą wiedzę o magii naturalnej. Dotąd uzupełniana była przez
kolejne pokolenia o nowe mądrości, znane tylko nielicznym. Księga wciąż zawiera
puste kartki, gotowe do zapełnienia, stanowiące jednocześnie symbol nadziei…
nadziei dla kolejnych pokoleń.
Czy
zapisanie kolejnych stronic będzie rolą Marii, czy Luny?
Czy
bohaterowie zdołają ocalić księgę, czy też spłonie ona wraz z czarownicami,
które wciąż udaje się znaleźć wśród zwykłych mieszkanek okolicy?
Jaką
wreszcie rolę odegra w ich życiu mnich i uzdrowiciel Salvador?
Tego
nie będę zdradzała. Niech „Czarownice z Arnes”, kartka po kartce zdradzą Wam
wszystkie tajemnice.
Powieść „Czarownice z Arnes”
przyciąga tematem procesów czarownic – może wydawać się dziwne, jak wielu
Czytelników interesuje się tym zagadnieniem, choć w jego tle, na stosach żywcem
płoną ludzie ( wiem, sama do nich należę) i niebanalną okładką, na której uwagę
zwraca nie tyle kobieca postać, co księżyc w pełni. Wskazuje on jednoznacznie,
że główną bohaterką tej historii jest właśnie Luna, córka Marii (wszak Luna
była boginią księżyca). Mimo trudnego tematu, powieść czyta się lekko i z
prawdziwą przyjemnością. Fabuła jest ciekawa, a bohaterowie przedstawieni
bardzo realistycznie. Trochę szkoda, że David Martí całą historię umieścił na 262 stronach, gdyż
ucierpiało na tym sporo wątków, które można by rozbudować. Stąd pojawia się u
mnie takie poczucie braku czegoś, co umknęło gdzieś na kartach powieści. Mimo
tego jednego „ale” polecam książkę, jako dobrą powieść o wartkiej akcji,
przemyślanej fabule i wyrazistych bohaterach.
Chyba jednym z najlepszych
podsumowań powieści jest cytat, gdy Maria zaczyna zastanawiać się nad swoją
prawdziwą naturą. Nie będę tu niczego streszczała, po prostu oddam głos
bohaterkom:
„ – Matko, chciałam porozmawiać z
tobą o innej sprawie.
Maria zawahała się, zanim poruszyła
kwestię, która od kilku dni chodziła jej po głowie.
- Mów.
- Czy jesteśmy czarownicami?
Magdalena
nie chciała odpowiedzieć wprost.
-To nie jest takie proste
–wyszeptała do siebie, po czym zbliżyła się do córki, żeby ją ucałować. I aby
złagodzić sytuację, mówiła dalej, żartując – Nie sądzę. Nie mamy żadnej narośli
na nosie! Nie potrafimy nawet latać na miotłach! – A poważniejszym tonem dodała
– Mario, nie jesteśmy czarownicami. Jesteśmy wybrankami. (…)”
Polecam! Czas spędzony przy tej
książce z pewnością nie będzie czasem straconym, a jeżeli z uwagą wczytacie się
w treść z pewnością zadacie sobie kilka pytań, na których odpowiedzi będzie
trzeba szukać w innych lekturach i… w symbolice, która kształtowała się przez
wieki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz