W
ostatnich miesiącach coraz częściej zastanawiam się nad pewną kwestią. Tak często mówi się, iż z SM można żyć normalnie, w pełni cieszyć
się życiem i nie mieć żadnych ograniczeń. Tymczasem, gdy choroba daje o sobie
znać w sposób trudny do zniesienia i trzeba solidnie zacisnąć zęby żeby tego po
sobie nie okazać, do głowy przychodzą zupełnie inne myśli. Bo mimo pięknych
haseł są ograniczenia; są trudności, z którymi trzeba się zmierzyć; a każdy
sukces (nawet ten najmniejszy, zależnie od zaawansowania choroby) jest dla nas
niczym zdobycie najwyższego szczytu świata. To właśnie dzięki tym sukcesom,
potrafimy wyjść z szarości smutku i na swój sposób cieszyć się każdym dniem;
wykorzystywać każdą chwilę, w której choroba pozwala nam funkcjonować w miarę
normalnie. Jeżeli zaś kolejny dzień nie jest gorszy od poprzedniego, jest to
już powód do szczerej radości, bo daje nam namiastkę normalności.
Cóż
jednak, gdy wielu ludzi (nawet tych bliskich), widząc nas właśnie w takich chwilach uznaje, że ta choroba to
tylko jakieś „widzimisię”. W ten sposób wielokrotnie podcinają nam skrzydła.
Podam kilka banalnych przykładów, z którymi zetknął się chyba każdy chory na
SM:
- „Czy
on/ ona naprawdę jest chory/a? Gdyby rzeczywiście tak było, na pewno by tego
nie zrobił/a.”
- „Udaje!”
- „Udaje!”
-
„Przesadza!”
-
„Gdyby był/a tak chory/a jak ja!”
-
„Przecież nie wdać, żeby była chory/a.”
-
„No popatrz wczoraj to ledwo do sklepu się zawlókł/ zawlokła, a dziś mu/ jej
się wycieczek zachciewa.”
-
„Gdzie on/ ona chory/a? Pijany/a, że ledwo na nogach się trzyma i chodnik za
wąski.”
-
„Tak dobrze się trzyma, a jeszcze śmie zbierać 1%? Ciekawe na co mu to?”
Wypowiedzi tego typu mogłabym
mnożyć, ale nie ma takiej potrzeby. Każdy z nas spotkał się z dziesiątkami, o
ile nie setkami takich tekstów. Nie ma co wspominać o tych, które są
wypowiadane za naszymi plecami! To już w ogóle zakrawa o absurd!
Jednak nikt z tych krytykujących nie zadał sobie
trudu, by choćby pomyśleć, jak wielkim wysiłkiem i ciężką pracą okupiony jest
każdy nasz najmniejszy sukces. Dla zdrowego to drobiazg, dla nas wspinanie się
na szczyty Himalajów. Cóż bowiem
dostrzeże zdrowa osoba? Może problemy z chodzeniem lub wózek inwalidzki, może
wstrząsające nami dreszcze, może niewyraźną lub skandowaną mowę, może kłopoty
ze słuchem? Nic więcej. A przecież poza tym, co jest widoczne gołym okiem, dochodzi
szereg innych objawów. Czy ktoś widzi ból? No chyba, że dostrzeże grymas na
twarzy. Czy ktoś widzi spastyczność, niedowłady lub drętwienia, kiedy staramy
się to ukryć przed światem? No chyba, że podczas sięgania po coś wypadnie nam
to z rąk, zauważy niewyraźny podpis, dostrzeże nienaturalny sposób podnoszenia
się z miejsca lub dostrzeże zniekształcone kończyny. Czy ktoś widzi wszechogarniające
zmęczenie? Szybciej uzna to za przejaw lenistwa, niż objaw jakiejś choroby. Czy
ktoś widzi zawroty głowy lub zaburzenia wzroku? Co najwyżej uzna, że upiliśmy
się na dzień dobry. Czy ktoś widzi problemy z połykaniem? No chyba, że
zakrztusimy się zwykłą wodą. Czy ktoś widzi zaburzenia pęcherza? Raczej nikt
nie pomyśli, że takowe mogą zaistnieć. Czy ktoś widzi zmiany nastroju? W tym
wypadku prędzej uznają nas za niestabilnych emocjonalnie. Tymczasem tak wygląda
ta choroba.
Między innymi dlatego tak wiele
zależy od pomocy, którą otrzymujemy w ramach 1%, dzięki któremu możemy podjąć
rehabilitację, kupić leki łagodzące objawy albo potrzebny sprzęt ortopedyczny.
(W statucie każdej szanującej się fundacji jest określone na co można
przeznaczyć zebrane pieniądze). Każdy z nas chce żyć i funkcjonować w miarę
normalnie: bez ciągłego bólu, zmagania się ze słabościami i ograniczeniami. To,
by choć zbliżyć się do świata pełnosprawnych kosztuje nas naprawdę wiele
samozaparcia i uporu. Nie jesteśmy gorsi, by odstawić nas na boczny tor. Może i
żyjemy z wyrokiem, który wisi nad nami niczym miecz Damoklesa, ale jednak
żyjemy i chcemy cieszyć się tym życiem.
Na szczęście jest coraz więcej osób, które
dostrzegają, że nie jesteśmy gorsi i nie odsuwają nas na bok. I chwała im za
to! Oni wiedzą, co tak naprawdę kryje się za naszymi uśmiechami i pogodą ducha.
Dlatego proszę tych, którzy tak
bezrefleksyjnie krytykują, patrząc na te nasze uśmiechy -zanim ocenicie,
pomyślcie z czym musimy zmagać się na co dzień.
Dla każdego z nas dylematy są bardzo
proste, np.:
„Czy
dziś się podniosę?”
„Czy
utrzymam to w rękach?”
„Czy
będę wyraźnie mówić?”
„Czy
nadal będę wszystko pamiętać?”
„Czy
podołam obowiązkom?”
Smutne, ale prawdziwe... Czy
jest jeszcze ktoś, kto chciałby się zamienić? Bo takowe głosy słyszałam nie
tylko ja, ale i inni chorzy.
Ze mną jest bardzo podobnie. Ktoś
może uznać, że co mi może być, skoro piszę książki, bloga i jeszcze mam jakieś
plany na przyszłość. Ba, są tacy, którzy uważają to za dowód mojej dobrej
formy. Niewielu jednak zdaje sobie sprawę z tego, ile wysiłku mnie to kosztuje
i jak wiele razy musiałam walczyć z SM przy pisaniu każdej, kolejnej pozycji.
Tymczasem
to jest mój sposób na oderwanie się od rzeczywistości, zagłębienie się w
zupełnie inny świat i pokazanie, że mimo nieuleczalnej choroby można działać i
nie poddawać się słabościom. Jestem taka, jak każdy i nie chcę być definiowana
przez chorobę, ale przez to, co robię. Dlatego też cieszy mnie każda książka,
którą ukończę, bo wiem, że jest ona ważna. Nie tylko dla mnie, ale także dla
Czytelników. Wszak mogę dać coś od siebie. Podzielić się wiedzą, którą posiadam
i której SM mi nie odebrało, spotkać się z Wami i porozmawiać o tradycjach,
historii, pasjach i miłości do książek. Właśnie w takich chwilach choroba usuwa się na
dalszy plan.
<3 <3 <3
OdpowiedzUsuńIzabelo,takie już nasze życie. Pozdrawiam i ściskam. <3
UsuńAniu, my SM-ki trzymamy się razem w necie, na spotkaniach... W życiu codziennym pozostajemy sami, rzuceni na pożarcie lwów ulicy.
OdpowiedzUsuńIdąc zahaczam obcasem o płyty chodnikowe. Rozglądam się ostrożnie, czy aby nikt z przechodniów nie patrzy na mnie jak na pijaną... I znowu nierówna płyta! Potykam się, stres i nieunikniony wir w głowie. Przystaję aby uspokoić rozbiegany wzrok, próbując zachować pion. Przymykam oczy jak przy porażeniu światłem, powoli jest lepiej... Idę dalej mocno skupiając się na równowadze i orientacji. Zaraz wejdę do sklepu - uspokajam się - przy wózku na zakupy czuję się stabilniej...
Zakupy zrobione. Jakieś 2, może 3 kilo. Więcej nie! Bo znowu będzie kłopot. Trochę ciężej, przejdę 100 metrów i zakupy wypadną mi z omdlałej ręki. Będzie wstyd, bo przecież "nie wyglądam" na chorą. Idę do kasy, ale gdzie ta kasa?! Tutaj już byłam, tu nie ma... to chyba w innym kierunku... Jak tak dalej pójdzie, nie trafię do domu - denerwuję się w myślach...
.........................
Tak wygląda moje wyjście na malutkie zakupy.
A przecież, "tak dobrze się trzymam..." :(
-Maja
Maju, dziękuję Ci za te słowa. Napisałaś to, jak wygląda nasze życie na co dzień, a nie tylko w wyobraźni niektórych ludzi. Mogłabym podpisać się pod tym, co napisałaś po stokroć. Doskonale to znam.
UsuńDziękuję Ci po raz kolejny za to, że nie ubarwiłaś rzeczywistości, by pokazać "ładniejszą" twarz SMu. To prawda, trzymamy się i dowcipkujemy między sobą, ale rzeczywistość, w której żyjemy jest zupełnie inna.
Maju, pozdrawiam z całego serca i życzę dużo zdrowia i siły, żeby nigdy się nie poddawać. :*
Twarz mojego SMu jest dość ładna. Wciąż chodzę bardzo sprawnie. I wciąż uważam, że to ja jestem histeryczna i że to nie ma nic wspólnego z SM. Podobnie jak te powolne ruchy rąk, to stanie godzinami przy zlewie, chociaż każdy normalny człowiek pozmywałby tę ilość naczyń w 10 minut. To pakowanie zakupów przy kasie - już opanowałam sztukę takiego przesuwania się, żeby można było kasować następnego klienta... Tylko że ja zawsze byłam flegmatyczna i czasem po prostu nie wiem, gdzie się kończę ja z moimi wadami a gdzie zaczyna SM.
OdpowiedzUsuńjukkasarasti- mnie się wydaje, że to takie oswajanie dzikiego zwierzęcia, jakim jest nasze SM. W końcu będzie ono z nami do końca, więc trzeba z nim współistnieć. Łatwiej nam zresztą powiedzieć: a, bo to moje wady, niż przyznać się do problemów związanych z chorobą. Ja cały czas przekonuję sama siebie, iż nie jest wcale źle, daję sobie radę i do perfekcji opanowuję metody poruszania się, wykonywania pewnych czynności ( choćby wspomniane przez Ciebie pakowanie zakupów, czy zmywanie) i... uśmiechania się.
Usuń