O
sclerosis multiplex, czyli o stwardnieniu rozsianym napisano już mnóstwo
naukowych rozpraw i publikacji. Osoby chore również dzieliły się
swoimi doświadczeniami z tą nieprzewidywalną chorobą. Wprawdzie wolę, by
postrzegano mnie poprzez to, co robię, a nie na co choruję, wiele osób prosiło,
bym napisała o własnych doświadczeniach. Po długim wahaniu zdecydowałam
się to zrobić.
Prosto. Bez udziwnień. Bez udawania, że nie jest tak źle.
Prosto. Bez udziwnień. Bez udawania, że nie jest tak źle.
Jak
wskazują statystyki, SM jest najbardziej powszechną chorobą układu nerwowego,
która bardzo często dotyka osoby młode, będące u szczytu swoich możliwości.
Przyczyna choroby wciąż pozostaje nieznana, a co za tym idzie nie ma
skutecznego leku, który przywróciłby pełną sprawność organizmu. Wiadomo, że
zniszczeniu ulega mielina- substancja otaczająca włókna nerwowe centralnego
układu nerwowego. To tak, jakby kable elektryczne zostały pozbawione
zabezpieczającej je otoczki. Skutkiem tych uszkodzeń mogą być poważne
zaburzenia, jednak u każdego choroba przebiega inaczej. Nie ma dwóch takich
samych przypadków, więc nie sposób przewidzieć symptomów SM, które pojawią się
w przyszłości. W większości przypadków, oprócz leków objawowych najskuteczniejsza jest
rehabilitacja, jednak w naszym kraju trzeba na nią czekać miesiącami. Często jest
to już zbyt późno, by cofnąć niektóre objawy. Pozostaje rehabilitacja prywatna, ale na to potrzeba pieniędzy. Pytanie - skąd te pieniądze wziąć? Jest ono o tyle bolesne, że większość z nas zostaje z problemem sama lub tylko z najbliższymi osobami. dlatego nie dziwcie się, proszę, gdy osoba chora na SM (nawet wyglądająca na zdrową) zbiera 1% podatku. Ta "zdrowa" osoba może za pół godziny leżeć sparaliżowana, stracić wzrok lub zwijać się z bólu. Żaden z eSeMowców nie wie, co go czeka za chwilę.
Wrócę jednak do mojego przypadku. Kiedy
usłyszałam diagnozę SM, paradoksalnie poczułam ulgę. Może dziwnie to brzmi lecz
stanowiło to wreszcie jakiś punkt zaczepienia- mogłam w końcu nazwać wroga, z
którym przyszło mi się mierzyć i oswoić z myślą, że pozostanie ze mną do końca
życia, podobnie jak inne choroby. W tym wypadku wróg okazał się jednak znacznie
bardziej wymagający i okrutny, gdyż podstępnie odebrał mi szansę na takie
życie, o jakim marzyłam. Nie miałam
wyboru. Musiałam dostosować się do rzeczywistości i zaakceptować fakt, że nic
już nie będzie takie, jak do tej pory. Znajomości zweryfikowały się same- w
końcu nie każdy chciał kontynuować znajomość z „kaleką”. To akurat był plus
całej sytuacji, pokazał bowiem ludzką naturę otaczających mnie ludzi. Nigdy nie
zapytałam „dlaczego”, nie miałam i nie mam też pretensji do świata. Uważałam,
że każdy z nas przychodzi na świat z przyznaną mu pewną pulą doświadczeń, które
musi przeżyć. Zdania nie zmieniłam do tej pory, choć SM już kilkukrotnie
obróciło w niwecz moje plany. Staram się z nim żyć, choć wiem, jak zaskakujące są jego kaprysy. To trochę tak, jak mieszkanie z uciążliwym współlokatorem, który
nijak nie chce się wynieść, a i wyrzucić go nie sposób. Trzeba więc w jakiś
sposób odnaleźć się w trudnej sytuacji. Problem w tym, że ten "współlokator" ma całą gamę sposobów, by przy okazji zniszczyć Twoje ciało i psychikę.
Nie będę opisywała
wszystkich objawów SM, bo to praktycznie niemożliwe. Napiszę o tych, które są najbardziej charakterystyczne i przy okazji odniosę się do własnych doświadczeń z nimi związanych.
NIEDOWŁADY
To
zmniejszenie siły lub ograniczenie zakresu ruchu, powstałe na skutek zmian w
centralnym układzie nerwowym. Mam niedowład czterokończynowy, spastyczny, jestem
typowym tetraplegikiem. Owszem, poruszam się i funkcjonuję, jednak w zależności
od dnia w różnym zakresie. Są dni, kiedy do przemieszczania się wystarczy mi
jedna kula, innym razem dwie albo wózek. Każdy dzień jest inny. Wszystko zależy
od napięcia nerwów, czyli od nasilenia spastyczności. Podobnie jest z rękoma.
Niestety, nie jestem w stanie niczego przygotować, gdyż wszystkie garnki
poleciałyby mi na ziemię (nie utrzymam ich w rękach). Jeśli piję, kubek
najczęściej podtrzymuję drugą ręką, żeby… po prostu nie rozlać. Jeśli jem, to pokrojenie mięsa jest już poza moimi możliwościami. Piszę głownie
na komputerze, gdyż palce nie mają takiej sprawności i wyglądałoby to jakby kura
pisała pazurem. Pytanie zasadnicze: kto by to odczytał? Poza tym mam zasadę, iż nie jem nic, czego nie jestem w stanie pokroić. Nie zawsze bowiem i nie w każdej sytuacji jest ktoś bliski, kogo można o taką przysługę poprosić. A tego typu sytuacje zdarzają się bardzo często... Ponadto nogi mają tendencję do tego, że zapominają o swoim istnieniu. Zdarza się, iż mózg ich nie zauważy i wówczas ląduję na ziemi czekając aż w ogóle zaczną działać. To jest tak, jakby po prostu ich nie było. Na szczęście, jak dotąd, po jakimś czasie, jestem w stanie ruszyć stopą, nogą i powoli podciągnąć się do góry ze wsparciem drugiej osoby. Strach się bać co by było, gdyby mózg całkowicie o nich zapomniał.
SPASTYCZNOŚĆ
To
skurcze i sztywność mięśni. Wiadomo, uczestniczą one przy każdym wykonywanym
przez nas ruchu. Problem w tym, gdy zostaną uszkodzone włókna nerwowe. Powoduje
to zaburzenia w ich funkcjonowaniu. Mięśnie stają się sztywne- ich napięcie
bywa takie, że przypominają kamienie. Ażeby wykonać jakikolwiek ruch, potrzeba
znacznie więcej siły. To tak, jakby zamiast np. nogi trzeba było unieść żelazną
szynę kolejową, a żeby wykonać ruch rękoma, pokonać olbrzymi opór jaki stawia.
Bywa, że przy rozciąganiu mięśni dochodzi do dodatkowych skurczów, które
powodują wygięcie kończyny w nienaturalny sposób lub do drgań, których nie
sposób kontrolować. Spastyczność nie tylko utrudnia poruszanie się, ale wywołuje
nieustanny ból, który zmienia tylko amplitudę natężenia. Przyznaję, czasem jest
tak silny, że człowiek po prostu płacze. Stopa lub ręka potrafią obrócić się niemal o 180 stopni. Drganie całego ciała potrafi zaś
uniemożliwić poruszanie się i jedyne co pozostaje, to czekać aż minie. Leki są,
owszem. Mogą one jednak co najwyżej złagodzić napięcie. Nie wszystkie też
działają. Ponadto do spastycznych skurczów może dojść zupełnie niespodziewanie.
ZMĘCZENIE
Zmęczenie
towarzyszy mi niemal nieustannie. Nie jest to forma zmęczenia, jakie zdrowy człowiek
odczuwa po dużym wysiłku fizycznym lub intelektualnym. To dziwne,
obezwładniające uczucie, które dopada znienacka (czasem wstaję już zmęczona) i
sprawia, że wykonanie najprostszych czynności wydaje się wysiłkiem ponad
wszelkie możliwości. Nie chcę jednak rezygnować ze wszystkiego, co dotychczas
robiłam. Staram się więc dostosowywać czynności do aktualnego samopoczucia i…
ułatwiać sobie pewne sprawy tak, jak to tylko możliwe. Organizacja czasu staje
się niekiedy priorytetem. Bywają jednak dni, kiedy nie mam innej możliwości,
jak poddać się i po prostu przeczekać najgorsze. Takie pozbawienie sił bywa frustrujące i
potrafi odebrać poczucie własnej wartości. Obrazowo pisząc, jest to takie uczucie,
jakby ktoś niespodziewanie odłączył człowieka od prądu, wyłączył zasilanie. Jednocześnie
lubią nasilać się przy tym wszystkie inne objawy.Kilka razy zdarzyło się, że ratowałam się w ostatniej chwili przed upadkiem. Mózg, jak ja to mówię "centrala" odłączyła się tak niespodziewanie, że traciłam świadomość i (nie ma znaczenia, czy stałam, czy siedziałam).
BÓL
Jeszcze
niedawno mówiono, że SM nie boli. Tymczasem ból jest nieodłącznym towarzyszem. W
SM wyróżnia się zwykle dwie natury bólu: ból neuropatyczny oraz mięśniowo-
szkieletowy. Wynika on zarówno z zaburzeń czucia (dyzestezji), które powodują
uczucie mrowienia czy palenia tak, że każdy dotyk wywołuje ból oraz ze
wzmożonego napięcia mięśni (spastyczności) objawiającego się sztywnieniem
kończyn i skurczami kończącymi się często wykręcaniem ich w różne strony. Poza
tym często pojawia się ból pleców, głowy oraz uczucie ściskającego, bolesnego
gorsetu, który dodatkowo utrudnia oddychanie. Bywają także dni, kiedy pojawia
się ból u podstawy kręgosłupa i w biodrach, skutecznie ograniczający poruszanie
się. Utrzymujący się nieustannie ból potrafi zakłócić normalne funkcjonowanie i
sprawić, że ma się wszystkiego dość. Bywa, że nawet trudno go opisać. Są dni,
kiedy człowieka boli po prostu wszystko i ma wrażenie, jakby każda komórka bolała w innym natężeniu. Wywołuje to poczucie kompletnej
bezradności i chaosu w organizmie. Poza tym od kilku miesięcy (aktualizacja 2018) leczę się w Poradni Bólu Przewlekłego. Nie było możliwości funkcjonowania.
DRŻENIA
Drżenia,
szczególnie rąk, skutecznie utrudniają życie i stwarzają problemy w życiu
codziennym. Nagle wyzwaniem okazuje się utrzymanie w ręku kubka, napisanie
krótkiego listu, czy wykonanie prostych prac domowych. Sięganie po cokolwiek przypomina wyzwanie roku, bo drżenie wywołuje napięcie, napięcie stres, a przy stresie bywa, że widzę wszystko podwójnie lub obraz jest zamazany. Bywa również, iż- podobnie, jak w przypadku bólu- odnosi
się wrażenie, jakby każda komórka ciała drżała w innym rytmie i trudno to
opanować, by nie było zbyt widoczne.Poza tym trafienie w konkretny klawisz podczas pisania, staje się wówczas wielkim wyczynem.
DRĘTWIENIA
Drętwienia
całego ciała- od twarzy aż po kończyny- to jeden z najczęściej powszechnych
objawów SM. Na szczęście drętwienie pojawia się i po jakimś czasie znika.
Niestety, trzeba się liczyć z faktem, iż najprawdopodobniej nie skończy się to
na jednym epizodzie.Poza tym drętwienia dotykają różne części ciała, np. dzisiaj stopa, jutro ręka, a za tydzień cała noga. Nigdy nie wiemy, co zdarzy się następnym razem.
ZAWROTY GŁOWY
Zawroty
głowy pojawiają się bardzo często. Niekiedy bywają tak silne, że nie sposób
uniknąć bliskiego spotkania z ziemią. Utrzymanie równowagi jest wówczas ponad
ludzkie możliwości. Poza tym powodują mdłości i poczucie totalnej bezradności-
zwłaszcza, gdy przy najmniejszym ruchu odnosi się wrażenie, jakby ziemia
falowała razem z nami. Z tego też powodu osoby, które nas widzą mogą uznać, iż
nie jesteśmy trzeźwi. Chodzenie wężykiem, czy nagłe zatoczenie się jest
natomiast sposobem na utrzymanie się na nogach i uniknięcie bliskiego spotkania
trzeciego stopnia z ziemią. Bywa, że sama staram się iść prosto, a nagły zawrót głowy spowoduje nie tylko mdłości, ale takie zatoczenie się , iż chodnik jest za wąski. Dlatego nie lubię chodzić przy krawężnikach.
ZBURZENIA MOWY
Jest
to kolejny aspekt SM, który wpływa bezpośrednio na relacje z innymi ludźmi.
Zaburzenia mowy mogą być drobne, powodujące lekkie seplenienie czy kłopot z
wymawianiem poszczególnych głosek, jak i na tyle poważne, że uniemożliwiają
poprawną komunikację. Mowa skandowana, czy wręcz bełkotliwa skutecznie potrafi
zniechęcić do prowadzenia jakiejkolwiek konwersacji. Kłopoty z mową mogą
pojawiać się od czasu do czasu, ale bywa, że są trwałe. Są to najczęściej:
dyzartria, która powoduje, że mowa staje się wolniejsza, niewyraźna lub nawet
bełkotliwa, trudności z opanowaniem brzmienia i tonu głosu, czy długie przerwy
między słowami oraz dysfazja, czyli trudności w zrozumieniu mowy lub
znajdowaniu właściwych słów. Niekiedy miewam i takie problemy, więc jeśli
powiem coś niewyraźnie, bardzo proszę o wyrozumiałość. W razie potrzeby,
powtórzę.
ZABURZENIE CZUCIA
Zaburzenia
czucia to brak rozpoznawania przez mózg bodźców płynących ze środowiska i
organizmu oraz zdolności reagowania na nie. W moim przypadku to często
nieumiejętność rozpoznania temperatury (myłam już włosy i kąpałam się we wrzątku)
oraz brak uczucia bólu w niektórych fragmentach ciała (można mi robić zastrzyki
i tak ich nie poczuję) albo przeciwnie nadmierne oczuwanie i to w zupełnie absurdalny sposób.
BRAK KOORDYNACJI RUCHOWEJ
Nazywana
jest także ataksją lub niezbornością ruchów. Sprawia ona kłopoty niemal na
każdym kroku. Mięśnie nie chcą słuchać poleceń mózgu, co wywołuje serię różnych
objawów, jak choćby problemy z chodzeniem (chwiejny chód, na szerokiej
podstawie), niezgrabność ruchów kończyn górnych podczas wykonywania
precyzyjnych ruchów, czy choćby trudności z wykonywaniem ruchów naprzemiennych.
No cóż, dać mi talerzyki, a na pewno nie przetrwają zbyt długo; kazać mi nawlec
nitkę na igłę, to prędzej zgubię igłę. Jeśli zaś mowa o chodzeniu- zwykle
zajmuję dwa razy tyle miejsca, niżby się to komuś wydawało. W końcu moje nogi
potrzebują trochę więcej przestrzeni, żeby się przemieścić. To, że nie widzę
odległości i czasem wpadam na różne rzeczy, to już zupełnie inna historia.
ZABURZENIA POZNAWCZE
Trudno
pisać o tego typu zaburzeniach, ale przy SM zdarza się to relatywnie często.
Kłopoty z pamięcią, zaburzenia koncentracji, czy trudności przy rozwiązywaniem
zadań stanowią nie lada problemy. O przysłowiowym położeniu kluczy na stole i
szukaniu ich wszędzie dookoła już nawet nie wspomnę. Bywa również tak, że
zadania, które kiedyś nie stanowiły problemu teraz są wyzwaniem, a znalezienie
właściwego słowa okazuje się gigantycznym wysiłkiem, by przeszukać wszystkie
zakamarki mózgu. Jedną z przyczyn tego stanu rzeczy może być zmęczenie
spowalniające pracę umysłu oraz stres zmniejszający zdolność koncentracji. Inne
przyczyny wynikają jednak bezpośrednio z samej istoty choroby. Niestety,
człowiek wolniej myśli, trudniej mu się skupić, a niekiedy potrafi stracić
orientację w doskonale mu znanym terenie. Nie pozostaje jednak nic innego, jak
nieustannie ćwiczyć pamięć i zmuszać się do intelektualnego wysiłku. W końcu to
najlepszy sposób na stymulację mózgu. Niestety,
ja również myślę wolniej niż kiedyś i nie potrafię już wykonywać kilku rzeczy
jednocześnie. Musiałam zwolnić obroty, chociaż nie powiem, że się z tym
pogodziłam. W tym wypadku jestem na etapie ciągłego buntu. Jeżeli o czymś
zapomnę, mogę co najwyżej rozłożyć ręce i stwierdzić: Mam sklerozę na
multipleksie i papiery na nie. W końcu nazwa naszej choroby to sclerosis multiplex.
ZABURZENIA PĘCHERZA
Jest
to zazwyczaj temat najbardziej wstydliwy, o którym wielu chorych nie wspomina
nawet lekarzom. Tymczasem zaburzenia zwieraczy pojawiają się bardzo często i
wywołują dyskomfort oraz… problemy. Poza tym to nie tylko wizja korzystania z
wkładów anatomicznych, ale możliwe bóle brzucha i pleców, gorączka i zapalenie.
Naprawdę, nie można wstydzić się takich kłopotów. Lekarz może tylko pomóc i
zapobiec dodatkowym powikłaniom, jakich żaden eSeMowiec nie chce. Zaburzenia
opróżniania pęcherza takie jak naglące parcia, zaleganie moczu i kłopoty z jego
utrzymaniem są czyś zupełnie normalnym. Nie należy więc pomijać tego milczeniem
lub zakrywać całunem wstydu. To element fizjologii taki sam, jak oddychanie.
TRUDNOŚCI Z POŁYKANIEM
Ryzykiem
tych problemów jest możliwość zadławienia, niemożność przełykania pokarmów, a
nawet zapalenie płuc. W moim przypadku bywa tak, że przełyk zamyka się niespodziewanie, np. zbyt szybko
podczas jedzenia czy picia. Wywołuje to paskudny ból oraz uczucie rozrywania przełyku.
INNE
Poza
tymi najczęstszymi, wątpliwymi atrakcjami, pojawiają się u mnie inne elementy eSeMowego
folkloru, jak choćby uczucie przebiegania prądu wzdłuż kręgosłupa, zaburzenia
smaku, węchu, wzroku, słuchu czy wahania nastroju. Można by wymieniać jeszcze
wiele, jednak skupiłam się na tych najważniejszych.
No
cóż, napisałam Wam szczerze, jak choroba uprzykrza mi życie. Może i wielu
stwierdzi, że przecież nie wyglądam na chorą, jednak każdy „towarzysz
nieszczęścia” doskonale to zrozumie. Wszyscy bowiem spotykają się z takimi
opiniami. Choroby nie widać na twarzy- żaden z nas nie naklei sobie na czole
kartki z napisem: „Mam SM”, ale zmagamy się z nią każdego dnia i w każdej
chwili. Nawet w chwilach, gdy uśmiechamy się szeroko i opowiadamy np. o planach
na najbliższe wakacje.
Osobiście,
mimo lepszych i gorszych dni, nie zamierzam rezygnować ze swoich planów na życie i na przekór
chorobie chcę zdobyć jeszcze niejeden Mount Everest. Zamierzam pisać, spotykać
się z Czytelnikami i działać na tych polach, na których jeszcze potrafię. Co
prawda nie spełnię już wszystkich marzeń, ale na pewno zmierzę się jeszcze z wieloma
wyzwaniami.
Dobrze, że o tym piszesz. Ja niby zdrowa jestem, tzn. mojego SM po mnie nie widać, ale o tych bólach pojawiających się w dziwnych miejscach raczej nie wspominam neurologowi, bo część z nich utożsamiam z układem pokarmowym. A może warto by przy najbliższej okazji? Ale właśnie - co ja powinnam powiedzieć lekarzowi to wiem przed wizytą i po niej. W trakcie... zapominam. I właśnie przez zaburzenia pamięci wychodzi, że w sumie jestem zdrowa.
OdpowiedzUsuńI to, co piszesz na końcu też jest bardzo ważne. Powinnam wracać do tego wpisu, by nie zniechęcać się do swoich Everestów... choćby były wielkości Gór Świętokrzyskich :-)
Jukkasarasti- dziękuję za ten komentarz. Sama nie lubię pisać o chorobie i o tym, co potrafi zrobić z człowiekiem. Tutaj też napisałam tylko o tych objawach, które najbardziej uprzykrzają życie. W sumie... Ten post powstał właśnie po to, by inni "współtowarzysze niedoli" wiedzieli, że nie są osamotnieni w tych zmaganiach, a zdrowi, by nie patrzyli na nas tylko przez pryzmat "uśmiechniętej buzi".
UsuńJeżeli chodzi o te bóle to powiem tak: warto powiedzieć! Naprawdę warto. Ja sama myślałam przez kilka lat, że te bóle nie mają nic wspólnego z SM. Dowiedziałam się o tym dopiero w ubiegłym roku i byłam zaskoczona. Też zrzucałam na układ pokarmowy albo stres. A tu niespodzianka. SM potrafi zaskoczyć. No i w jeszcze jednej kwestii się zgodzę. Mam to samo: gdy idę do neurologa połowy objawów i tak nie pamiętam, bo przecież w danej chwili akurat mi nie dokuczają. Mam specjalny kwestionariusz, który staram się wypisać przed wizytą, uwzględniając właśnie takie dziwne rzeczy, ale i tak o części zapominam. Skleroza, nie da się ukryć. ;)
Co się zaś tyczy "Everestów"... Niektóre mają wysokość małego pagórka, ale dla nas to i tak szczyt do zdobycia. Mawia się, że najważniejsze jest to, by się nie cofać. Każdy krok,nawet ten najmniejszy sprawia, że pokonujemy własne słabości i mimo wszystko idziemy naprzód. Nie ma znaczenia w jakim tempie. W końcu na sprinterów się nie nadajemy.
Pozdrawiam bardzo serdecznie i życzę zdrowia. :)
Dziękuję za wpis.
OdpowiedzUsuńDziękuję za przeczytanie. Pozdrawiam :)
UsuńŻycie z taką chorobą musi być trudne. Życzę dużo wytrwałości i siły każdego dnia!
OdpowiedzUsuńProblemy z poruszaniem może na pewno troszkę zniwelować laska lub kule, które posiadają też uchwyty do montowania na ścianie, dzięki czemu nie zawadzają i nie osuwają się na podłogę przez co łatwo po nie sięgnąć. Na szczęście dzisiaj mamy coraz więcej możliwości na poprawę komfortu życia.
Dziękuję, Pani Kasiu. Poruszam się właśnie dzięki kuli (przy pogorszeniu w ruch idzie chodzik albo wózek). Bez uchwytów też nie wyobrażam sobie życia. Niestety, choroba zmusza do szukania i stosowania rozwiązań, które chociaż trochę ułatwiają funkcjonowanie. Pozdrawiam
UsuńDziękuję Aniu za Twój wpis. Podoba mi się to, że piszesz o naszych prawdziwych, codziennych zmaganiach z chorobą. Dodam jeszcze, że warto wspomniec o skutkach ubocznych leków-mdłościach, gorączce, pieczeniu całego ciała itd. Te wszystkie artykuły w stylu "mam sm i żyję normalnie" to wg.mnie fikcja. Pozdrawiam Cie serdecznie i zycze pogody ducha:)
OdpowiedzUsuńDziękuję za ten wpis. :) Mam podobne odczucia, gdy czytam o tym "jak pięknie żyje się z SM". To tak, jakby nie było żadnych utrudniających życie objawów; dni kiedy ma się dość wszystkiego, bo cierpienie jest ponad skalę wytrzymałości i postępującej niesprawności. Dziękuję, że poruszyłaś/ eś temat skutków ubocznych leczenia. Te wszystkie piękne opowieści prowadzą do wielu przekłamań i są ludzie którzy traktują naszą chorobę z lekceważeniem. A rzeczywistość jest zupełnie inna.
UsuńMimo to, wbrew wszystkiemu staram się cieszyć każdym dniem, który jest względnie znośny i po to opracowuję projekt motywacyjny dla eSeMków. Bo wbrew wszystkim i wszystkiemu też mamy prawo do życia i korzystania z tego, co jeszcze jesteśmy w stanie zrobić. Jak zwykle powtarzam dla jednego będzie to podróż życia, a dla innego choćby samodzielne zjedzenie posiłku. Tylko my wiemy, co ta choroba potrafi zrobić. Dziękuję raz jeszcze i bardzo serdecznie pozdrawiam. :)