Pisarka w czasie pandemii nie ma łatwo. W dodatku, gdy jest jeszcze osobą niepełnosprawną. Przez te miesiące, kiedy królowało hasło: „Zostań w domu” choroba postępowała i to w sposób znacznie szybszy niż ktokolwiek by przypuszczał. Cóż się jednak dziwić, skoro neurologa ostatni raz widziałam w styczniu, a rehabilitację mogłam rozpocząć dopiero w lipcu? Wyjazd na turnus rehabilitacyjny również przepadł i w tym roku już na niego nie pojadę.
Cały świat stanął. Na pierwszym planie był (i jest) koronawirus. Odnoszę wrażenie, że zapomniano o innych chorobach, które wymagają medycznej opieki. Tymczasem choruję na postępującą postać stwardnienia rozsianego i bez rehabilitacji moja niepełnosprawność tylko się pogłębia.
Można by powiedzieć, że... zaczęłam od początku. Całe szczęście, nadal chodzę. Zawdzięczam to jednak wyłącznie swojemu uporowi i wsparciu mamy. Prawda jest jednak taka, że widmo wózka już majaczyło na horyzoncie i bynajmniej nie był to „ostry cień mgły”. Bezwład, który dopadł lewą stronę ciała omal nie wykluczył mnie z funkcjonowania. Na szczęście dałam radę i powoli wracam do formy. Zobaczymy, co powie pani neurolog. Prywatną wizytę mam dopiero 28 września. Ot, szybciej się nie dało. O państwowej nawet nie marzę.
Zamrożenie gospodarki odbiło się także na kulturze. Przesunęły się prace nad książkami, zostały zawieszone spotkania autorskie. Znalazłam się w stanie zawieszenia z podpisanymi umowami i niepewnością jutra. Nawet wręczenie medalu i dyplomu w uznaniu zasług dla kultury Pomorza i Kujaw odbyło się w warunkach dalekich od jakichkolwiek standardów. Niestety, nie mogłam uczestniczyć w skromnej gali, która odbyła się w Urzędzie Wojewódzkim w Bydgoszczy w reżimie sanitarnym, więc medal otrzymałam później… w ogródku na rynku. Wprawdzie napisałam prośbę do władz, by Prezes mógł to zrobić w godniejszych warunkach, ale odpowiedzi nie dostałam żadnej. No cóż. Akurat takie podejście już mnie tu nie dziwi.
Mogę jednak napisać, że mimo pandemii coś zaczyna się dziać. Wskazują na to ostatnie dwa miesiące, czyli sierpień i wrzesień. To prawdziwe światełko nadziei w tunelu bezradności. Dwie korekty to zapowiedź dwóch nowych książek, które ukażą się w bliskiej przyszłości. Obie są napisane w baśniowych klimatach; obie łączy jeden żywioł: woda. Żywioł święty, oczyszczający ze złych energii, odradzający ducha i ciało oraz symbolizujący bezmiar możliwości.
W zawieszeniu pozostaje jeszcze jedna książka, a mianowicie pierwsza część powieści „Strażniczka Nawii”. Na pewno Was powiadomię, gdy i w tej kwestii sprawy pójdą naprzód. Wiem, że wiele osób czeka właśnie na tę pozycję. Cierpliwości. Ostatnie pół roku nauczyło nas wszystkich, że czasami pozostaje tylko czekanie.
Pracuję też nad kolejną książką, która z pewnością przypadnie do gustu miłośnikom czarownic. Tym razem obszar, który przedstawię będzie znacznie większy. W zasadzie to tereny od Szczecina do Kaliningradu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz