sierpnia 01, 2020

Trzy siostry i zatopione dzwony

legenda z okolic Serocka

Momentmal z Pixabay

Kujawy i Pomorze legendami stoją

         Śmiało można powiedzieć w ten sposób, gdyż sięgając do źródeł niemal wszędzie natykamy się na podania i legendy z tych terenów. To powód do dumy, ale zarazem wielkie zobowiązanie dla nas – tych, którzy starają się zachować te unikalne, choć coraz bardziej zapominane teksty. Pamiętajmy, że przetrwały  wieki; w czasach, gdy nikt ich nie spisywał, a były przekazywane wyłącznie ustnie. Większość z nich zanotowano w szczątkowych wersjach w XIX wieku. Teraz to my musimy zadbać, by nie zatonęły w morzu niepamięci.

         Poniżej przedstawiam jedną z legend, pochodzącą z gminy Koronowo, z okolic Serocka.

 

Trzy siostry i zatopione dzwony

Nieopodal Serocka znajdował się niegdyś gród, którego sercem był niewielki kościółek z trzema dzwonami. Niestety, stało się wielkie nie szczęście. Zarówno gród, jak i świątynia zapadły się pod ziemię, a w ich miejsce pojawiło się piękne, otoczone lasami jezioro. Wkrótce w pobliżu rycerze zakonu krzyżackiego wybudowali zamek, który służył im do wypadów na okoliczne miejscowości. Wokół warowni powstała szybko wieś, a w niej nowy kościół. Ziemie te były jednak przez wieki niespokojne. Niejedna wojenna zawierucha przetoczyła się przez okolice, ścierały się tu wszak wpływy książąt pomorskich, Zakonu Krzyżackiego i Polski.

O kościele zatopionym w jeziorze nie sposób było jednak zapomnieć. Podczas najważniejszych świąt słychać było, jak biją jego dzwony, a woda niosła ich echo hen daleko, aż do okolicznych wsi. Bicie odzywało się jednak także podczas niebezpieczeństwa.


Podczas jednej z wojen dzwony z nowego kościoła zabrano, by przetopić je na cele wojenne. Zmartwiło to mieszkańców, którzy nie wyobrażali sobie świątyni bez dzwonów wzywających na modlitwę. Postanowili więc odnaleźć zatopiony kościół. Wielu śmiałków próbowało, ale wszystko nadaremnie. W końcu zwołano naradę u sołtysa. Sołtys przyjął wszystkich bardzo gościnnie, uznając, że wspólnie może zdołają coś uradzić. Wśród mieszkańców był pewien starzec, którego uważa- no za prawdziwego mędrca. Jego zapytano więc o radę. – Dzwony pragną wrócić na ziemie, by służyć ludziom – stwierdził zamyślony. – Po to wszak powstały.

– Jednak nikomu nie udało się ich wydostać. Próbowało zaś już wielu. Nawet rybacy nie dali rady – odparł sołtys.

– To prawda. A to dlatego, że dzwony mogą wydostać tylko ci, którzy mają niewinne serca. Trzeba tam posłać dzieci, najlepiej dziewczęta.

– Dobrze, ale dzwony są ciężkie. Dziewczynki nie udźwigną takiego ciężaru. Trzeba by im dodać wóz z końmi.

– Nie, nie trzeba – zaprzeczył starzec. – Dzwony same przyjdą wraz z nimi. Musi to jednak się odbyć w wigilię Bożego Narodzenia.

Po naradzie zdecydowano, że nad jezioro wyślą trzy córki ubogiego chłopa z okolicy. Dziewczynki i ich rodzice zostali wezwani do sołtysa. Zdziwieni i zaniepokojeni stawili się nazajutrz. Sołtys wraz ze starcem wytłumaczyli, jaką misję chcą im powierzyć. Niespodziewanie najmłodsza z sióstr zapytała:

– A dostaniemy coś za to? Matka chciała ją skarcić, lecz sołtys uśmiechnął się tylko.

– Dostaniecie piękne podarki na gwiazdkę – takie jakich nigdy u was nie było.

Dziewczynka z radości aż klasnęła w ręce.

– Tylko módlcie się przy tym i nie myślcie o żadnych ziemskich sprawach – dodał starzec.

Wszyscy czekali zatem do świąt. Gdy nadeszła wreszcie wyczekiwana przez wszystkich wigilia Bożego Narodzenia, dziewczęta były gotowe. Wieczorem pożegnali je rodzice i mieszkańcy, a starzec jeszcze raz przypomniał o tym, jak mają postąpić. Następnie ruszyły w drogę. Śnieg skrzył się w blasku księżyca, niebo było usiane gwiazdami, nawet lekki podmuch wiatru nie mącił tej niezwykłej chwili. Siostry dotarły nad jezioro około północy. Wiedziały, że za chwilę usłyszą dźwięk zatopionych dzwonów. Uklękły więc, odmawiając modlitwę.

Jeszcze nie przebrzmiały ostatnie słowa, a  spod skutego lodem jeziora doszły je odgłosy rozkołysanych dzwonów. Po chwili rozległ się trzask pękającego lodu i dzwony wyłoniły się na powierzchnię. Powoli zbliżyły się do dziewcząt. Te bez lęku podniosły się z kolan i jedna po drugiej zabierały dzwony ze sobą. Mimo swej wielkości okazały się nadzwyczaj lekkie, tak że wszystkie trzy niosły je bez żadnego trudu. Spojrzały na siebie uradowane wypełnieniem zadania.

Im jednak bardziej oddalały się od jeziora, tym częściej myliły się im słowa modlitwy. Coraz częściej ich myśli uciekały w stronę obiecanych przez sołtysa podarków. Najstarsza myślała o nowej sukni, o jakiej zawsze marzyła, średnia o butach, najmłodsza zaś o kolorowych wstążkach.

– Ciekawe, czy dostaniemy to, czego najbardziej chcemy – niespodziewanie odezwała się jedna z nich, przerywając modlitwę.

– Ano, ciekawe – odparła druga i powróciły do modlitw.

Te myśli zaczęły jednak coraz bardziej ciążyć je ku ziemi, a tym samym sprawiły, że dzwony stawały się coraz bardziej ciężkie.

– Już nie dam rady. Odpocznijmy chwilę – westchnęła najmłodsza i położyła dzwon na śniegu.

Siostry poszły za jej przykładem. Jakież było ich zdumienie, gdy dzwony zajęczały cicho, jakby z rozpaczliwą skargą, i zaczęły zsuwać się na powrót do jeziora. Na próżno dziewczęta próbowały je dogonić. Na powrót osunęły się w głębiny i tkwią tam do dziś.

 

 

Z książki: Legendy z Kociewia i Borów Tucholskich, Gdynia 2015


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Anna Koprowska-Głowacka , Blogger