C
jak CEL
„Żeby
przeżywać życie, trzeba widzieć w nim sens. Żeby chcieć rano wstać z łóżka,
trzeba widzieć w tym jakiś cel”.
(Janusz
Leon Wiśniewski)
Kiedy zaczęłam zastanawiać się nad
cytatem, jakim otworzyć tę część, przypomniały mi się słowa Janusza Leona
Wiśniewskiego. To prawda, każdy z nas musi mieć jakiś cel, żeby rano powiedzieć
sobie: DOŚĆ, trzeba wstać i znowu
zmierzyć się z życiem.
Czym
właściwie jest cel? W teorii to coś, do czego dążymy i chcemy osiągnąć. Dla
jednego celem będzie zdobycie szczytu w Himalajach, dla innego duża rodzina albo
samodzielne wstanie z łóżka. Czy któryś z tych celów jest ważniejszy? Nie!
Każdy z nich wymaga siły, samozaparcia i odwagi. Tak, odwagi, bo żeby zacząć
dążyć do wyznaczonego celu trzeba przejść mnóstwo krętych ścieżek. Każda z nich
ma inne imię: Zwątpienie, Wahanie, Bezsilność, Złość, Nadzieja, Radość, itd.
Pewnie każdy z nas mógłby wymienić ich znacznie więcej.
Skoro
jednak każdy z nas ma jakiś cel, pozostaje zasadnicze pytanie, w jaki sposób go
osiągnąć – zwłaszcza, gdy ogranicza nas choroba. Sama wielokrotnie przekonałam
się, że to, co niegdyś byłabym w stanie zrobić w ciągu jednego dnia, teraz
zajmuje mi tydzień, a niekiedy i więcej. Takie ograniczenia działają bardzo
demotywująco, a cel… potrafi nagle stać się ciężarem, a nie pragnieniem.
Chyba
każdy z nas przechodził przez podobne dylematy i miał ochotę rzucić wszystko.
Jakie myśli przechodzą wówczas przez głowę? Najczęstsze to: „Nie dam rady”, „A po co mi to?”, „Mam dosyć”,
„Z tego nic nie będzie”. Znajome
teksty, prawda? Do tego od razu pojawiają się towarzysze takich stwierdzeń:
smutek, niska samoocena, brak wiary w siebie i negatywne nastawienie do życia. Człowiek zaczyna wątpić, brakuje sił i ochoty,
a cel… oddala się i znika za horyzontem. W takich chwilach przypominam sobie
powiedzenie, że najciemniej jest przed samym świtem. Dlatego mimo wszystko
zawsze staram się uchwycić delikatną, pajęczą nić, na której próbuje ulecieć
mój cel, przytrzymać ją i wygrzebać się z tego dołu, w którym wszystko wydaje
się ciemne i nieosiągalne.
Na
szczęście wizja celu ma w sobie taką moc, że potrafi wyzwolić w nas energię,
siłę do działania i zmusić organizm, by po raz kolejny poderwał się i zawalczył
o swoje. Nieważne, że będzie to trwało znacznie dłużej i przyjdzie nam do niego
dążyć małymi kroczkami. Ważne, by cel przyświecał nam jak przysłowiowa
latarnia, a damy radę.
Ambrose Bierce napisał: „Cel to zadanie, jakie wyznaczamy
naszym marzeniom.” Nie dajmy się
zepchnąć z drogi, która prowadzi nas do realizacji marzeń. Pamiętajmy, że każda
podróż zaczyna się od jednego, nawet najmniejszego kroku. Nie mamy nic do stracenia.
Możemy tylko zacząć podróż.
Osobiście
staram się zamieniać zwykłe cele na „cele
mocy”. Pewnie zastanawiacie się, co to za różnica? Otóż zwykłe cele to
takie, które po prostu musimy spełnić. Ja bym wręcz stwierdziła, że to
obowiązki. Tymczasem „cele mocy” to
te cele, które napełniają nas wewnętrzną, pierwotną mocą i chęcią działania –
wbrew wszelkim przeciwnościom.
Ażeby
zacząć działać i osiągnąć „cele mocy” należy spełnić 5 warunków. Określiłam je
jednym słowem: AKANT. Dlaczego w ten
sposób? Ta roślina była rzeźbiarskim motywem dekoracyjnym, zaś my niczym
rzeźbiarze musimy nasze cele wykreować, wypracować i wreszcie… osiągnąć.
Każdy
cel powinien spełniać następujące warunki:
A – atrakcyjny
K – konkretny
A – ambitny
N – naturalny
T – terminowy
Pozwolę
sobie rozwinąć ten skrót nieco bardziej dokładnie.
ATRAKCYJNY cel
mobilizuje nas do działania, jednocześnie zaś wyzwala siłę przyciągania oraz
energię, by dążyć do jego realizacji. Warto pamiętać, że skoro cel prędzej czy
później skonfrontuje się z naszymi przyzwyczajeniami i ograniczeniami, musi być
na tyle atrakcyjny, by wyjść zwycięsko nawet z takiego starcia. To my tak
naprawdę jesteśmy największymi wrogami naszych celów. My i nasz wewnętrzny
krytyk, który od początku szepcze nam: „To
i tak się nie uda”, „Szkoda czasu”
itp. Każdy z nas zna to licho, które siedzi gdzieś w nas i często skutecznie
zniechęca nas do działania. Pamiętajmy więc, żeby nasz cel był atrakcyjny.
KONKRETNY
cel ma kształt, formę i możemy go poczuć wszystkimi zmysłami. Chodzi przede
wszystkim o to, by nasza wyobraźnia mogła sobie stworzyć obraz zrealizowanego
celu. Pierwsze i zasadnicze pytanie, jakie musimy sobie zadać to: „Co jest moim celem?” Konkrety nas
mobilizują, działają stymulująco i komunikują się z naszą podświadomością. Podświadomość
zaś odpowiada już za dalsze etapy realizacji celu: szczególnie, gdy potrzeba tu
kreatywności, iluzji i wyobraźni. Jeżeli poddamy jej konkrety, będzie to dla
niej sygnał do działania. Zaufajmy jej podszeptom.
AMBITNY
cel nie oznacza, że mamy od razu wymyślać sobie cele, które wymagają od nas
wielkich poświęceń albo ogromnego wysiłku. Chodzi o to, żeby to, co pragniemy
wykraczało ponad zwykłą codzienność i wymagało podjęcia innych działań niż
zwykle. Dzięki temu, że włożymy w działania uwagę i pracę, satysfakcja z
osiągania poszczególnych etapów będzie o wiele większa. Karol Bunsch napisał: „Mierzy się ponad cel, by trafić do celu”. Nie bójmy się więc naszych ambicji. One popychają nas do działania.
NATURALNY
cel możemy również nazwać po prostu realnym. Wyznaczajmy sobie cele, które
możemy naturalnie osiągnąć. Nie każdy jest w stanie zdobyć Koronę Ziemi, tak
samo jak nie każdy może przebiec maraton. Niech cele będą ambitne i atrakcyjne,
ale w granicach naszych możliwości. Wyznaczenie sobie celu, który całkowicie przekracza
nasze możliwości może być później powodem frustracji i zniechęcić do
podejmowania innych działań. Jeżeli nawet mamy problem z realizacją zamierzeń,
postawmy sobie w miarę prosty cel, a satysfakcja z jego osiągnięcia z pewnością
stanie się zachętą do podniesienia poprzeczki. Poza tym doda nam pewności
siebie, zwiększy poczucie własnej wartości i przygotuje do podejmowania
kolejnych wyzwań. Sami będziemy wówczas chcieli działać dalej i nawet nasz
„wewnętrzny krytyk” nas nie zatrzyma.
TERMINOWY
cel to taki, który ma swój początek i koniec. Określenie terminu, w jakim
chcemy zrealizować cel również jest nam potrzebny. Możecie zapytać „Dlaczego? W końcu liczy się efekt, a nie
czas”. Owszem, jednak termin narzuca nam pewną kontrolę nad podejmowanymi
działaniami. Dzięki temu możemy kontrolować poszczególne etapy, sprawdzać czy
zbliżamy się do celu i ewentualnie modyfikować nasze przyzwyczajenia, które
często robią wszystko, żeby nas zniechęcić. Terminy możemy więc traktować jak
znaki na naszej drodze do osiągnięcia celu. Mamy świadomość, że nic nie trwa wiecznie,
więc i realizacja każdego zamierzenia musi mieć swój początek i koniec. W
końcu… gdy osiągniemy jeden cel, możemy ruszyć w drogę do następnego.
Życzę Wam wspaniałych „celów mocy” i ich realizacji!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz