listopada 28, 2019

C jak CEL

C jak CEL

„Żeby przeżywać życie, trzeba widzieć w nim sens. Żeby chcieć rano wstać z łóżka, trzeba widzieć w tym jakiś cel”.  
(Janusz Leon Wiśniewski)

            Kiedy zaczęłam zastanawiać się nad cytatem, jakim otworzyć tę część, przypomniały mi się słowa Janusza Leona Wiśniewskiego. To prawda, każdy z nas musi mieć jakiś cel, żeby rano powiedzieć sobie: DOŚĆ, trzeba wstać i znowu zmierzyć się z życiem.

Czym właściwie jest cel? W teorii to coś, do czego dążymy i chcemy osiągnąć. Dla jednego celem będzie zdobycie szczytu w Himalajach, dla innego duża rodzina albo samodzielne wstanie z łóżka. Czy któryś z tych celów jest ważniejszy? Nie! Każdy z nich wymaga siły, samozaparcia i odwagi. Tak, odwagi, bo żeby zacząć dążyć do wyznaczonego celu trzeba przejść mnóstwo krętych ścieżek. Każda z nich ma inne imię: Zwątpienie, Wahanie, Bezsilność, Złość, Nadzieja, Radość, itd. Pewnie każdy z nas mógłby wymienić ich znacznie więcej.

Skoro jednak każdy z nas ma jakiś cel, pozostaje zasadnicze pytanie, w jaki sposób go osiągnąć – zwłaszcza, gdy ogranicza nas choroba. Sama wielokrotnie przekonałam się, że to, co niegdyś byłabym w stanie zrobić w ciągu jednego dnia, teraz zajmuje mi tydzień, a niekiedy i więcej. Takie ograniczenia działają bardzo demotywująco, a cel… potrafi nagle stać się ciężarem, a nie pragnieniem.

Chyba każdy z nas przechodził przez podobne dylematy i miał ochotę rzucić wszystko. Jakie myśli przechodzą wówczas przez głowę? Najczęstsze to: „Nie dam rady”, „A po co mi to?”, „Mam dosyć”, „Z tego nic nie będzie”. Znajome teksty, prawda? Do tego od razu pojawiają się towarzysze takich stwierdzeń: smutek, niska samoocena, brak wiary w siebie i negatywne nastawienie do życia.  Człowiek zaczyna wątpić, brakuje sił i ochoty, a cel… oddala się i znika za horyzontem. W takich chwilach przypominam sobie powiedzenie, że najciemniej jest przed samym świtem. Dlatego mimo wszystko zawsze staram się uchwycić delikatną, pajęczą nić, na której próbuje ulecieć mój cel, przytrzymać ją i wygrzebać się z tego dołu, w którym wszystko wydaje się ciemne i nieosiągalne.


Na szczęście wizja celu ma w sobie taką moc, że potrafi wyzwolić w nas energię, siłę do działania i zmusić organizm, by po raz kolejny poderwał się i zawalczył o swoje. Nieważne, że będzie to trwało znacznie dłużej i przyjdzie nam do niego dążyć małymi kroczkami. Ważne, by cel przyświecał nam jak przysłowiowa latarnia, a damy radę.
Ambrose Bierce napisał: „Cel to zadanie, jakie wyznaczamy naszym marzeniom.” Nie dajmy się zepchnąć z drogi, która prowadzi nas do realizacji marzeń. Pamiętajmy, że każda podróż zaczyna się od jednego, nawet najmniejszego kroku. Nie mamy nic do stracenia. Możemy tylko zacząć podróż.

Osobiście staram się zamieniać zwykłe cele na „cele mocy”. Pewnie zastanawiacie się, co to za różnica? Otóż zwykłe cele to takie, które po prostu musimy spełnić. Ja bym wręcz stwierdziła, że to obowiązki. Tymczasem „cele mocy” to te cele, które napełniają nas wewnętrzną, pierwotną mocą i chęcią działania – wbrew wszelkim przeciwnościom.

Ażeby zacząć działać i osiągnąć „cele mocy” należy spełnić 5 warunków. Określiłam je jednym słowem: AKANT. Dlaczego w ten sposób? Ta roślina była rzeźbiarskim motywem dekoracyjnym, zaś my niczym rzeźbiarze musimy nasze cele wykreować, wypracować i wreszcie… osiągnąć.

Każdy cel powinien spełniać następujące warunki:
A – atrakcyjny
K – konkretny
A – ambitny
N – naturalny
T – terminowy
Pozwolę sobie rozwinąć ten skrót nieco bardziej dokładnie.

ATRAKCYJNY cel mobilizuje nas do działania, jednocześnie zaś wyzwala siłę przyciągania oraz energię, by dążyć do jego realizacji. Warto pamiętać, że skoro cel prędzej czy później skonfrontuje się z naszymi przyzwyczajeniami i ograniczeniami, musi być na tyle atrakcyjny, by wyjść zwycięsko nawet z takiego starcia. To my tak naprawdę jesteśmy największymi wrogami naszych celów. My i nasz wewnętrzny krytyk, który od początku szepcze nam: „To i tak się nie uda”, „Szkoda czasu” itp. Każdy z nas zna to licho, które siedzi gdzieś w nas i często skutecznie zniechęca nas do działania. Pamiętajmy więc, żeby nasz cel był atrakcyjny.

KONKRETNY cel ma kształt, formę i możemy go poczuć wszystkimi zmysłami. Chodzi przede wszystkim o to, by nasza wyobraźnia mogła sobie stworzyć obraz zrealizowanego celu. Pierwsze i zasadnicze pytanie, jakie musimy sobie zadać to: „Co jest moim celem?” Konkrety nas mobilizują, działają stymulująco i komunikują się z naszą podświadomością. Podświadomość zaś odpowiada już za dalsze etapy realizacji celu: szczególnie, gdy potrzeba tu kreatywności, iluzji i wyobraźni. Jeżeli poddamy jej konkrety, będzie to dla niej sygnał do działania. Zaufajmy jej podszeptom.

AMBITNY cel nie oznacza, że mamy od razu wymyślać sobie cele, które wymagają od nas wielkich poświęceń albo ogromnego wysiłku. Chodzi o to, żeby to, co pragniemy wykraczało ponad zwykłą codzienność i wymagało podjęcia innych działań niż zwykle. Dzięki temu, że włożymy w działania uwagę i pracę, satysfakcja z osiągania poszczególnych etapów będzie o wiele większa. Karol Bunsch napisał: Mierzy się ponad cel, by trafić do celu”. Nie bójmy się więc naszych ambicji. One popychają nas do działania.

NATURALNY cel możemy również nazwać po prostu realnym. Wyznaczajmy sobie cele, które możemy naturalnie osiągnąć. Nie każdy jest w stanie zdobyć Koronę Ziemi, tak samo jak nie każdy może przebiec maraton. Niech cele będą ambitne i atrakcyjne, ale w granicach naszych możliwości. Wyznaczenie sobie celu, który całkowicie przekracza nasze możliwości może być później powodem frustracji i zniechęcić do podejmowania innych działań. Jeżeli nawet mamy problem z realizacją zamierzeń, postawmy sobie w miarę prosty cel, a satysfakcja z jego osiągnięcia z pewnością stanie się zachętą do podniesienia poprzeczki. Poza tym doda nam pewności siebie, zwiększy poczucie własnej wartości i przygotuje do podejmowania kolejnych wyzwań. Sami będziemy wówczas chcieli działać dalej i nawet nasz „wewnętrzny krytyk” nas nie zatrzyma.

TERMINOWY cel to taki, który ma swój początek i koniec. Określenie terminu, w jakim chcemy zrealizować cel również jest nam potrzebny. Możecie zapytać „Dlaczego? W końcu liczy się efekt, a nie czas”. Owszem, jednak termin narzuca nam pewną kontrolę nad podejmowanymi działaniami. Dzięki temu możemy kontrolować poszczególne etapy, sprawdzać czy zbliżamy się do celu i ewentualnie modyfikować nasze przyzwyczajenia, które często robią wszystko, żeby nas zniechęcić. Terminy możemy więc traktować jak znaki na naszej drodze do osiągnięcia celu. Mamy świadomość, że nic nie trwa wiecznie, więc i realizacja każdego zamierzenia musi mieć swój początek i koniec. W końcu… gdy osiągniemy jeden cel, możemy ruszyć w drogę do następnego.

Życzę Wam wspaniałych „celów mocy” i ich realizacji!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Anna Koprowska-Głowacka , Blogger