Chcę,
by postrzegano mnie przez pryzmat tego, co robię, a nie na co choruję. Nie
zaprzeczam jednak, że mam stwardnienie
rozsiane, zmusza mnie często do zwolnienia tempa lub zrobienia przerwy od
życia. Tak, to prawda. Są dni, kiedy normalne życie mnie przerasta, a rzeczy
zupełnie banalne dla zdrowych, dla mnie są niczym wyprawa na K2. Nie chcę
jednak, żeby niemoc i choroby odcięły mnie od rzeczywistości. Dlatego też
staram się iść cały czas naprzód. Stąd też tytuł artykułu w czasopiśmie Neuropozytywni [nr 1(24) 2018]: „Do końca
się nie poddam”.
Zapraszam
do lektury!
Oto
mały fragment: „Kiedy SM pokazuje mi swoją okrutną twarz, powtarzam sobie, że
muszę pozbierać się z miliona kawałków, na jakie się rozpadam. Staram się
jednak i walczę, bo dopóki trwa walka, dopóty upadek nie jest klęską, tak jak
przegrana bitwa nie oznacza końca wojny. Walczę, by kolejny dzień nie był
gorszy od poprzednich. Mam nadzieję, iż nie poddam się do samego końca.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz