RYCERZ I CÓRKA MŁYNARZA
Brda
Piękna Wita o bursztynowych oczach i
włosach niczym kasztany była jedyną córką młynarza z Brdy. Kochała przyrodę i
jak nikt inny znała wszystkie sekrety otaczających lasów. Uśmiechała się do
każdego drzewa i każdej rośliny, szanowała leśne duchy strzegące mrocznych
ostępów i dziękowała za wszystkie dary, jakich nie skąpiła jej przyroda Za dnia
zbierała grzyby, jagody i poziomki, odpoczywała na słonecznych polanach
spoglądając na niebo i podziwiając słońce rozbłyskujące w koronach drzew, lecz
wieczorami nigdy nie wychodziła z domu, by nie narazić się władającemu lasami
Borucie. W okolicy nie było najmniejszej ścieżki, której by nie przemierzyła.
O jej urodzie mówiono w całej
okolicy. Chłopcy z Brdy często próbowali zwrócić na siebie jej uwagę. Ona
jednak uśmiechała się tylko i zbywała ich wesołym żartem, lub zdawkową
grzecznością. Szybko ostygły więc gorące serca, zaś urażeni młodzieńcy uznali,
że dziewczyna jest zbyt dumna, albo zbyt zarozumiała, by się z nimi zadawać.
Martwiło to nieco młynarza, który rad byłby widzieć porządnego zięcia. Wita
jednak uśmiechała się do ojca i umykała do lasu. Wolała biegać po lasach i
radować się pięknem przyrody.
Pewnego
razu, gdy wracała z koszykiem pełnym jagód, spotkała tajemniczego młodzieńca.
Jego jasne, bystre spojrzenie i serdeczny uśmiech od razu zwróciły uwagę
dziewczyny. Był to Sulimir, syn rycerza z niedalekiego grodu. Młodzi,
zaskoczeni niespodziewanym spotkaniem, przyjrzeli się sobie bez słowa, jednak w
oczach obojga zapłonął ten sam płomień. Minęli się w milczeniu, choć odchodząc
oglądali się jeszcze za siebie, jakby szukając przelotnych spojrzeń.
Od tego czasu, jak za sprawą
tajemniczej siły, zaczęli widywać się coraz częściej. Z początku były to
przypadkowe spotkania. Później jednak ich myśli wciąż biegły ku sobie i tylko
szukali pretekstu do kolejnego wspólnego spaceru, rozmowy, czy choćby wymiany
uśmiechów. Nim się spostrzegli, ich sercami zawładnęła tak gorąca miłość, że
nie wyobrażali sobie życia bez siebie. Ostatecznie, Sulimir postanowił rzucić
na szalę całe swoje uczucie. Gdy jednego dnia siedzieli na zalanej słońcem
polanie, spojrzał na nią z wielką czułością.
-
Wito… Kocham cię tak, jak nikogo na świecie.
-
I ja cię kocham, Sulimirze.- odpowiedziała szczerze. Słoneczne promienie igrały
w jej oczach o barwie bursztynu, a uśmiech zdawał się rozjaśniać całą twarz-
Wiesz o tym doskonale.
-
A czy zostałabyś moją żoną?- zapytał niespodziewanie.
-
Tak!- odpowiedziała bez zastanowienia i zarzuciła mu ręce na szyję.
-
Niech więc tak będzie. O naszej miłości wiedzą na razie tylko te lasy i duchy
je zamieszkujące. Wkrótce dowie się także cały świat. Porozmawiam z mym ojcem,
by pozwolił mi ciebie zaślubić. Musi zrozumieć naszą miłość.- dodał żarliwie.
Odtąd tylko czekał sposobności do
rozmowy z ojcem. Okazja nadarzyła się w kilka dni później. Starszy już wiekiem
rycerz od długiego już czasu spoglądał na syna z nadzieją, iż stanie się godnym
dziedzicem rodu. Rozglądał się też za odpowiednią panną, która by mogła zostać
jego małżonką.
-
Czas najwyższy, byś się ożenił, synu.- zaczął niespodziewanie rozmowę- Trzeba
ci znaleźć pannę z dobrego domu, równą urodzeniem i godną ciebie.
-
Też tak uważam, ojcze.- odparł Sulimir z nadzieją, że może zdoła przekonać ojca
do swojej wybranki. Zasiadł naprzeciw niego przy stole i spojrzał na pooraną zmarszczkami
twarz. Uśmiechnął się, choć zdawał sobie sprawę, iż uśmiech ten nie wypadł zbyt
pewnie- Ja już taką znalazłem.
-
Co?!- ojciec uniósł groźnie brew ku górze i spojrzał surowo na syna. Nie
wyobrażał sobie, że młodzieniec będzie próbował samodzielnie decydować o
własnym losie- A kogóż ty sobie znalazłeś? Jakąś wiejską dziewkę, która ci
zawróciła w głowie?
-
Nie, ojcze. To piękna i mądra dziewczyna. Kocham ją.
-
Kim więc jest? Znam ją?
Potrząsnął przecząco głową.
Odetchnął głęboko, by zebrać się na odwagę i wyznać ojcu imię swej wybranki.
Baczne spojrzenie starego rycerza, jednak nie zapowiadało łatwej przeprawy.
Sulimir nie miał jednak nic do stracenia.
-
To Wita, córka młynarza z Brdy.
-
Co?!- to jedno słowo, bardziej wykrzyczane, niż wypowiedziane przez ojca,
wystarczyło młodzieńcowi za odpowiedź.- Ty chyba oszalałeś! Córka młynarza?!
Byle dziewka ma zostać żoną rycerza?! Ja wszystko rozumiem! I gorącą,
młodzieńcza krew i miłosne porywy, ale na takie małżeństwo zgody nie wyrażę!
-
Ojcze, ale ja ją naprawdę kocham. Jestem pewien, że skoro ją poznasz, z chęcią
nas pobłogosławisz.- zapewniał Sulimir.
-
Nigdy!- krzyknął rycerz i zerwał się z miejsca, groźnie wymachując ręką- Nigdy
na to nie pozwolę! Zapamiętaj sobie! Nigdy nie pozwolę, żeby córka młynarza
została twoją żoną!
Sulimir z trudem stłumił cisnące mu
się do oczu łzy żalu i gniew, który ogarnął jego serce. Co tchu popędził do
lasu, na poszukiwanie Wity. Siedziała na polanie, rękoma oplatając kolana, w
oczekiwaniu na ukochanego. Słońce igrało na jej kasztanowych włosach
sprawiając, że wyglądały jak płomienna aureola. Odetchnął głęboko i
wyszedł cienia.
-
Wito…
-
Sulimirze! Bałam się, że już nie przyjdziesz!- zawołała i zerwawszy się z
miejsca podbiegła do niego.
Otoczył ją ramionami i przygarnął do
siebie. Nie wiedział, jak powiedzieć jej o rozmowie z ojcem. Wita jednak
domyśliła się wszystkiego sama.
-
Nie zgodził się?- zapytała cicho. Gdy nie odpowiedział od razu, westchnęła-
Wiedziałam. Jestem przecież tylko córką młynarza. Gdzie mi tam do rycerskiego
stanu. Moja nadzieja okazała się tak ulotna, jak ulotne są nici babiego lata.
Ale… spodziewałam się tego…
-
Nie mów tak! Dla mnie jesteś najważniejsza! Kocham cię i znajdę sposób, byś
została moją żoną. Jeśli ojciec nie ustąpi, ożenię się z tobą wbrew jego woli.-
odpowiedział stanowczo.
-
Nie, Sulimirze. Zbyt wiele masz do stracenia.- wyszeptała ze łzami w oczach i
uciekła do wsi.
Od tego czasu dni obojga były pełne
smutku. Ich każde spotkanie zroszone było łzami, a cierpienie młodych serc
rosło w miarę upływu czasu. Stary rycerz niezłomnie trwał w swoim postanowieniu
i nie zamierzał ustąpić. Wita, coraz bardziej zrozpaczona, przestawała już
wierzyć, że ich miłość przezwycięży wszystkie przeszkody tak, jak zapewniał ją
ukochany. Sulimir zaś nie znajdował już słów pocieszenia, by przywrócić uśmiech
na jej twarzy.
Pewnego wieczoru Wita nie mogła
znaleźć sobie miejsca. Wbrew odwiecznemu zwyczajowi wyszła więc z chaty i
usiadła nad brzegiem Brdy. Księżyc świecił jasno i migotał w nurcie rzeki.
Dziewczyna rozpłakała się rozpaczliwie. Ciemna noc przypominała jej przyszłość-
taką, jaką widziała w swych wyobrażeniach, zaś jasny blask księżyca zdawał się
być odbiciem jedynego promienia w życiu- miłości do Sulimira. Świat, niedawno
tak jeszcze radosny i życzliwy, stał się dla niej mroczną otchłanią bez
wyjścia.
-
Nie płacz już dziewczyno.- usłyszała nagle czyjś śpiewny głos.
Zaskoczona podniosła głowę.
Nieopodal, zanurzona po kolana w wodzie stała przed nią nieziemsko piękna panna z wieńcem kwiatów na długich włosach, odziana w
zieloną suknię, połyskującej miejscami niczym rybia łuska.
-
Kim jesteś?- wyszeptała zaskoczona.
-
Jestem opiekunką tej rzeki. Śmiertelnicy nazywają mnie brzeginią- tak samo, jak
i moje siostry.- odpowiedziała z uśmiechem- Nie lękaj się jednak. Jestem też
opiekunką tych, którzy mają czyste serca. Ty zaś i twój ukochany jesteście
sobie przeznaczeni.
-
Wiesz o nas?- zdumiała się dziewczyna.
Brzeginia skinęła głową.
-
Oczywiście. Widziałyśmy was nie jeden raz i znamy historię waszej miłości. Wraz
z siostrami jesteśmy gotowe wam pomóc. Prawdziwa miłość warta jest tego, by
wspomogły ją wszelkie siły; także te nieśmiertelne. Zamierzamy jutro udać się
do ojca twego lubego i ostrzec go przed tym, co grozi nieszczęśnikom łamiącym
boskie prawa. A miłość jest największym prawem. Zachowaj więc miłość do swego
Sulimira. On kocha cię równie gorąco, jak uprzednio.
Nowa nadzieja pojawiła się w sercu
Wity. Podziękowała gorąco bogince. Ta jednak uśmiechnęła się tylko i z pluskiem
zniknęła w wodach Brdy. Dziewczyna wróciła do domu, lecz jeszcze długo w noc
nie mogła uwierzyć w to niezwykłe spotkanie.
Nazajutrz dwie siostry brzeginie
rzeczywiście pojawiły się w grodzie rycerza. Wywołały nie lada zamieszanie, gdy
jako rzeczne boginki szły przez ulice w pełnej krasie. Bił od nich blask, który
aż zmuszał mieszkańców do mrużenia oczu. One jednak przemknęły przez gród i
weszły do dworu starego rycerza. Zdziwiony przyjął je uprzejmie i zgodził się
wysłuchać. Ledwo tylko padły pierwsze słowa i usłyszał imiona Sulimira i Wity,
uderzył dłońmi w poręcze krzesła, na którym siedział.
-
Nigdy!
-
Rozważ to w swym sercu, rycerzu.- odpowiedziała jedna z nich- Jesteś
człowiekiem wielu zasług, szanowanym przez swych ludzi i mieszkańców okolicy,
lecz to wszystko jest ulotne. My możemy sprawić, że do końca swoich dni cieszyć
się będziesz szczęściem i błogosławieństwem, a wszelkie siły natury będą
sprzyjały tak tobie, jak i twym poddanym. Wystarczy, że pobłogosławisz związek
dwojga młodych, kochających się ludzi i uszanujesz prawo miłości.
-
Powiedziałem już wyraźnie! Nigdy się na to nie zgodzę!- krzyknął.
-
Dla nas nie ma słowa nigdy. Jeżeli odrzucisz nasze zapewnienia i nie pozwolisz
młodym na ślub, stracisz wszystko. Siły natury sprowadzą nieszczęścia na twoją
głowę, bo sprzeciwienie się miłości, to największa zbrodnia.
Stary rycerz aż drżał cały z
oburzenia. Nikt nigdy nie ważył się stawiać mu warunków, a jedyną osobą, od
której przyjmował rozkazy był tylko jego książę. Tymczasem te dwie dziwne panny
śmiały stawiać mu żądania, jakby miały władzę większą nawet od samego księcia.
-
Nie pozwolę!- krzyknął po raz wtóry i wskazał im drzwi- Wynoście się stąd
natychmiast, zanim nie zawołam straży!
Brzeginie wyszeptały tylko kilka
słów, których nawet nie zdołał usłyszeć i odeszły. Dla Wity i Sulimira nastały
jednak ciężkie dni. Dziewczyna każdego wieczoru chodziła zapłakana nad Brdę i
siadała na brzegu z nadzieją, że może ponownie ukaże się jej rzeczna boginka i
podsunie jakąś radę. Także Sulimir wymykał się z grodu i przybiegał, by choć
odrobinę czasu móc dzielić z ukochaną. Przytulali się wówczas do siebie i
trzymając się za ręce, zapewniali o niezmiennej miłości.
-
Przetrwamy to, najdroższa.- powtarzał młodzieniec- Mój ojciec ugnie się w
końcu. Zobaczysz. Musimy tylko wierzyć.
-
Ale moja wiara oparta jest tylko na miłości do ciebie.- łkała Wita.
Pewnego wieczoru zdarzyła się rzec
niezwykła. Z rzeki wyłoniło się kilka boginek. Podpłynęły szybko do brzegu.
Zaskoczony Sulimir zerwał się z miejsca, ale dziewczyna chwyciła go za rękę.
-
To boginki Brdy. Nie zrobią nam krzywdy.- odpowiedziała cicho.
-
Próbowałyśmy wpłynąć na ojca twego ukochanego.- odezwała się jedna z nich-
Niestety, droższa mu duma niż dobro własnego syna. Mamy więc dla was inny
sposób.
-
Jaki?- zapytała Wita. W jej bursztynowych oczach odżyła nadzieja.
-
Zrobię wszystko, by móc być na zawsze z ukochaną.- zapewnił Sulimir.
Usiadły tuż obok nich i śpiewnymi
głosami zaczęły opowiadać o kryształowym pałacu na dnie rzeki, gdzie panuje
spokój i wieczna radość zaś ci, którzy tam trafią na wieki już będą szczęśliwi.
-
Możemy was tam zabrać. Odtąd jednak będziecie musieli żyć w głębinach Brdy i
tylko w noce nowiu księżyca wolno wam będzie wyjść na brzeg i cieszyć się
pięknem okolicy. Wybór należy tylko do was.
-
Pójdę wszędzie tam, gdzie będę mógł żyć u boku Wity. Nawet, gdyby przyszło mi
zamieszkać w wodnych odmętach.- odparł żarliwie i spojrzał na ukochaną.
-
Gdzie ty, Sulimirze, tam i ja… na wieki.- wyszeptała, spoglądając mu w oczy.
Brzeginie otoczyły zakochanych barwnym
korowodem i zaczęły śpiewać pieśń o cudownym pałacu z kryształu, pogrążonym w
rzecznych falach, gdzie żyć można przez wieczność w miłości i szczęściu. W
pewnej chwili ujęły ich za ręce i poprowadziły za sobą do Brdy. Spokojne wody
zamknęły się nad ich głowami.
Rodzice Wity długo szukali córki.
Ojciec, który przeczuwał, że dziewczyna mogła z rozpaczy rzucić się do rzeki
całymi dniami przeczesywał pobliskie zarośla, a pływając w łodzi długimi
drągami badał dno. Wszystko nadaremno.
-
Wszystko przez tego chłopaka. Miłość do rycerza nie mogła się inaczej skończyć.
Ojciec Sulimira także rozpaczał.
Stary wdowiec, po utracie jedynego dziecka stał się zupełnie samotny. Im dłużej
zastanawiał się nad własnym uporem, tym bardziej żałował decyzji.
-
Dziewka była z gminu- mruczał do siebie- ale miałbym chociaż syna, a może i
synowa nie byłaby taka zła.
Na wszystko było już jednak za
późno. Tak, jak przestrzegły go brzeginie, wszystkie nieszczęścia zaczęły
spadać na jego głowę. Utrata jedynego syna i dziedzica była jednak najsroższym
z nich. Zmarł wkrótce potem ze zgryzoty, jako ostatni ze swego rodu.
Tymczasem Wita i Sulimir wciąż żyją
w kryształowym pałacu na dnie Brdy. W noce nowiu księżyca wyłaniają się z wody
i przytuleni do siebie wędrują drogami, znanymi sobie z dawnego życia. Można
ich wówczas spotkać nad brzegiem rzeki. Ci, którzy ich spotkają mogą mówić o
wielkim szczęściu, bowiem z całą pewnością w życiu nigdy nie zabraknie im
prawdziwej miłości. Czasami usłyszeć można także śpiew brzegi, które choć skryte
przed oczyma śmiertelnych wciąż śpiewają swe pieśni. W pierwszej chwili zdawać
się może, że to tylko szum wiatru i cichy plusk fal, ale jeśli ktoś wsłucha się
dobrze, z pewnością usłyszy nie tylko melodię, ale i poszczególne słowa.
Więcej opowieści w książce: "Legendy z Kociewia i Borów Tucholskich", Gdynia 2015
Więcej opowieści w książce: "Legendy z Kociewia i Borów Tucholskich", Gdynia 2015
Długie
OdpowiedzUsuń