grudnia 25, 2019

Cieszynianki - kwiaty niespełnionej miłości

CIESZYNIANKA HANKA

            Na pięknej ziemi cieszyńskiej znaleźć można niewielkie kwiatki, które zakwitają, gdy tylko oddali się zima, a pierwsze cieplejsze podmuchy wiatru przynoszą oddech nadchodzącej wiosny. Są to cieszynianki, które stały się już dawno symbolem tych niezwykłych terenów. Skąd zaś się wzięły? O tym wspominają legendy.
            Było to w czasach, gdy wojska szwedzkie  dotarły aż do Cieszyna. Krwawe zmagania wojenne, jakie przetaczały się także przez te ziemie zbierały swoje żniwo. Nie było miejsca, gdzie ktoś nie opłakiwałby syna lub męża; gdzie nie płonęłyby wsie i miasteczka. Szwedzi jednak również ponosili ogromne straty, ich oddziały topniały niczym lody na wiosnę, a śmierć była nieodłączną ich towarzyszką.
            Pewnego dnia drogą wiodącą nieopodal Cieszyna zdążał niewielki szwedzki oddział okrwawiony po niedawnym starciu. Żołnierze maszerowali z trudem, gdyż zarówno zmęczenie, jak i rany odbierały im siły. Starali się jednak zachować szyk i dotrzeć do obozu, by tam wreszcie odpocząć. Niemal na końcu szedł młody chłopak o jasnym spojrzeniu i burzy blond włosów, które niesfornie opadały mu na czoło spod kapelusza. Z krwawiącej rany na czole wciąż płynęła krew, ale jakby jej nawet nie zauważał. Szedł dalej z trudem powłócząc nogami: byle naprzód, byle nie stracić z oczu towarzyszy broni. Gorące słońce odbierało mu siły, ból zaciemniał umysł, a wszystko wokół wirowało w dziwnym kołowrocie. On jednak wciąż maszerował zaciskając dłoń na zawieszonym na szyi jedwabnym woreczku, do którego matka włożyła mu grudkę szwedzkiej ziemi.
- Dla ciebie, mamo – szeptał spierzchniętymi ustami – Dla ciebie przetrwam to wszystko, by powrócić do domu… do ciebie… do ukochanej Szwecji…
            W pewnej chwili jednak słabość zwyciężyła. Zatrzymał się i przez chwilę stał nieruchomo wpatrując się w daleki punkt na horyzoncie. Zdało mu się nagle, że widzi matkę stojącą w progu ich domu w Sztokholmie. Wyciągała do niego ramiona i uśmiechała się pogodnie.
- Wróciłeś, synku…
Niebieskie oczy młodzieńca zamgliły się i wyciągnął ręce, by paść w jej ramiona. Nie zaznał jednak matczynego uścisku, lecz padł bez czucia w pył drogi. Oddalający się żołnierze nawet tego nie zauważyli. 

Przemarsz żołnierzy obserwowała ze swej chaty uboga rodzina Zabystrzanów. Słyszeli niejedno o okrucieństwie Szweda i lękali się, że stracić mogą skromny dach nad głową. Oddział jednak odszedł nawet nie spojrzawszy w kierunku ich zagrody. Westchnęli z ulgą i wrócili do swych codziennych zajęć.
- Ojcze, pójdę sprawdzić czy odeszli. – oświadczyła niespodziewanie ich córka Hanka.
- Poszalałaś, dziecko?! A jużci któryś ze Szwedów zechce cię na kochanicę wziąć?! Co wtedy?
- Ostrożna będę, wyjdę jeno do tych zarośli niedaleko drogi i spojrzę czy nie wracają. – zapewniła.
            Rodzice znali upór Hanki i doskonale wiedzieli, że jak decyzję jaką podejmie to już nikt jej od niej nie odwiedzie. Poradzili więc jeno, by była ostrożna i szybko wróciła do chaty. Dziewczyna skinęła głową i wybiegła na pole. Szwedów nigdzie nie było widać, więc ostrożnie ruszyła w kierunku drogi. Nagle, na trakcie dojrzała coś ciemnego; coś, co przypominało ludzką postać.
- Cóż to? Przecie by swojego bez pochówku nie zostawili. – szepnęła do siebie i zbliżyła się zaciekawiona.
Gdy zobaczyła, że to szwedzki żołnierz omal nie krzyknęła. Twarz miał jednak jeszcze młodzieńczą, nie znać na niej było okrucieństwa ni gniewu. Pochyliła się i delikatnie odgarnęła  jasne włosy z czoła. Wielka, wciąż krwawiąca rana wskazała powód. W tej samej chwili głębsze westchnienie dobyło się z piersi rannego, a oddech stał się wyraźniejszy.
- Żyjesz! – szepnęła.
Pełne współczucia serce dziewczyny zadrżało. Nie mogła pozostawić młodzieńca na pewną śmierć. Musiała mu pomóc. Nie była w stanie go unieść samodzielnie, więc niewiele myśląc pobiegła do chaty.
- Ojcze! Ojcze! – wołała już z dala.
            Wystraszeni rodzice spiesznie otworzyli drzwi myśląc, że wróg ściga ich córkę.
- Pomóżcie, ojcze! Tam na drodze leży ciężko ranny człowiek…
- Szwed pewnikiem? – wzruszył Zabystrzan ramionami. Mało to szwedzkich trupów widział w ciągu tych miesięcy? Jeden więcej nie stanowił dla niego różnicy. – Pewnie zaraz zemrze, to go zakopię żeby się jego truchło nie walało po gościńcu.
- Ojcze! – Hanka była oburzona, a serce jej biło niespokojnie. Wiedziała, że liczy się każda chwila – On jeszcze żyje! Pomóc mu trzeba, a nie do ziemi posyłać! Prędzej!
            Stanął osłupiały mężczyzna, spoglądając w zdumieniu na córkę. Jej dobre serce mogło tylko ściągnąć na nich niepotrzebne kłopoty.
- No idźże! – jego żona niespodziewanie stanęła po stronie córki – Szwed nie Szwed! Jak człowiek żyje, to trzeba go ratować. Bóg go sądzić będzie, a nie my.
             Pełen wątpliwości ruszył więc z córką, by przynieść rannego do chaty. Gdy przerzucał go sobie przez ramię, żołnierz jęknął tylko cicho z bólu, lecz oczu nie otworzył. Hanka szła tuż obok trzymając go za rękę.
- Dyć to jeszcze chłopiec! – zawołała matka dziewczyny widząc młodego Szweda.
            Spiesznie przygotowała posłanie, na którym go złożono i zabrała się za przyrządzanie gorącego napoju z miodem. Hanka usiadła tuż przy Szwedzie i delikatnie jęła przemywać ranę na jego czole. Te zabiegi sprawiły, że odzyskał przytomność. Widząc tuż obok piękną dziewczynę pomyślał w pierwszej chwili, że musi być w niebie. Spróbował się nawet uśmiechnąć, lecz z cienia w jaki jego wzrok był jeszcze spowity wyłonili się i jej rodzice.  W jasnych oczach młodzieńca strach się odbił i jął się niespokojnie dookoła rozglądać. Był wszak w obcym miejscu, pośród ludzi, których intencji nie znał.
- Spokojnie… Jesteś tu bezpieczny. – szepnęła dziewczyna i pogładziła jego rękę.
            Choć nie zrozumiał ni jednego słowa, dźwięk głosu dziewczyny był tak kojący, że odetchnął. Nie mogło przecie grozić mu nic złego, gdy tuż obok niego siedziała tak łagodna istota. Hanka zaś delikatnie skończyła opatrunek i podała napój gorący przez matkę przygotowany.  Zabystrzanie oddalili się pozostawiając córkę z młodzieńcem.
- Dziękuję. – zdołał tylko wyszeptać i choć nie znał jej języka wiedział, iż został zrozumiany.
            Wkrótce zapadł w twardy sen, który trwał nieprzerwanie przez trzy dni i trzy noce. Gdy wreszcie otworzył oczy, znów ujrzał przy sobie piękną dziewczynę. Pragnął usiąść i żarliwie podziękować jej za opiekę, jednak słabość tak wielka nim owładnęła, iż zdołał jeno dłoń jej ująć w swoją i  z wdzięcznością spojrzeć w oczy.
            Nie potrzeba było słów, by młodzi się zrozumieli. Hance serce zabiło gwałtowniej i uścisnęła mu rękę uśmiechając się pogodnie.
- Dobrze będzie… Zobaczysz, szybko do zdrowia powrócisz…
            Była to jednak jeno wiara niezachwiana, która miała zbyt małą moc, by życie młodzieńca uratować. Choć bowiem Zabystrzanie nie szczędzili starań, choć Hanka niemal nie odstępowała łoża rannego Szweda, rana nie chciała się goić. Mijały dni. Chłopak coraz bardziej słabnącym głosem opowiadał jej o ukochanej Szwecji, o domu w dalekim Sztokholmie i matce, która na niego tam czekała. Hanka nie rozumiała go wprawdzie, lecz słuchała tych słów niczym najpiękniejszej melodii. Podobnie i on z zachwytem w niebieskich oczach słuchał słów pocieszenia, gdy zmieniała mu opatrunki i podawała posiłki. Nie trzeba wszak słów, by serca odnalazły zrozumienie, a miłość rozkwitła wbrew wszelkim przeciwnościom. Cóż jednak, gdy miłość ta skazaną była na klęskę; gdy śmierć czyhała już w cieniach domostwa, by zabrać ze sobą duszę konającego?  Nikt bowiem na ziemi nie był w mocy uratować młodzieńca.
            Pewnego ranka, gdy słońce dopiero wstawało na niebie, Hanka usiadła przy łożu Szweda. Jak co dnia chciała zmienić mu opatrunek, lecz zdumiały ją jego oczy z mocą wpatrzone w jej twarz. Pobladła. Był w nich żal bezgraniczny i jakaś wielka prośba. Wyciągnął drżącą rękę podając dziewczynie jedwabny woreczek.
            Nie pojmując jeszcze, ujęła w dłonie ów skarb największy, który dotąd z szyi nie zdejmował. On zaś gestem pokazał, by rozsypała jego zawartość kiedy już śmierć go zabierze. Hanka spojrzała do środka i pojęła dlaczego tak często zaciskał swe dłonie na tym niepozornym woreczku. Była w nim bowiem ziemia najpewniej przywieziona z dalekiej Szwecji. Skinęła głową, choć łzy napływały jej do oczu.
            Jeszcze tego samego dnia młody Szwed zmarł.  Zabystrzanie zadbali o jego godny pochówek, a Hanka rozsypała ziemię na świeżo usypanej mogile. Łez wylanych nad tą niepotrzebną śmiercią nikt nawet nie liczył… Dziewczyna nie mogła pogodzić się ze stratą ukochanego. Często przychodziła do grobu, by choćby posiedzieć chwil parę – tak, jak niegdyś przy jego łożu boleści. Próbowała też zasadzić najpiękniejsze kwiaty, ale wszystkie szybko więdły, ledwie tylko wychynąwszy z ziemi. Nie mogła tego pojąć, wszak ludzie mawiali, iż spod jej rąk wyrastały najcudniejsze ogrody. Jakież więc było jej zdumienie, gdy wczesną wiosną grób cały zakwitł niewielkimi kwiatkami o zielonych płatkach. Hanka przez czas długi wpatrywała się bez słowa w te niewielkie roślinki – tak piękne i kruche jak miłość, która połączyła dwa tak odległe, a zarazem bliskie serca.
Ludzie szybko wytłumaczyli sobie skąd wzięły się te nigdy nie widziane kwiaty uznając, iż wykwitły z umiłowanej szwedzkiej ziemi skropionej łzami dziewczęcia. Do dziś można natknąć się na nie wędrując po łąkach i lasach cieszyńskiej ziemi.

Z książki: "Legendy i opowieści z czasów wojen polsko - szwedzkich" 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Anna Koprowska-Głowacka , Blogger