listopada 28, 2019

B jak BEZPIECZEŃSTWO

B JAK BEZPIECZEŃSTWO

„Wstydzę się, że nie mogę zapewnić wszystkim pełnego poczucia bezpieczeństwa od wszelkiej krzywdy”. (Julian Apostata)

Zaczęłam od słów rzymskiego cesarza Juliana, który jak mało kto miał świadomość, że nawet on, władca imperium nie jest w stanie zapewnić wszystkim tego niezmiernie ważnego uczucia, jakim jest bezpieczeństwo. My, osoby przewlekle chore potrzebujemy zaś bezpieczeństwa jak ryby wody. Niestety, życie nie zawsze je nam zapewnia. Nie ma idealnego świata i już ponad tysiąc sześćset lat temu cesarz czuł się odpowiedzialny za to, że nie może go zapewnić.

BEZPIECZEŃSTWO to uczucie, które sprawia, że czujemy się komfortowo. Nie martwimy się o to, że zostaniemy sami; że zabraknie nam finansów; że nagle runą wszystkie nasze plany. Niestety. W obliczu przewlekłej choroby to poczucie bezpieczeństwa zostaje zachwiane lub wręcz rozpada się na kawałki jak kryształowa kula. Zostajemy sami, przytłoczeni ciężarem myśli o dniu dzisiejszym i przyszłości.
Ilu z nas w jednej chwili straciło bliskich i znajomych, którzy odwrócili się żeby „nie mieć kłopotu”?
 Ilu z nas stanęło przed dylematem: czynsz czy leczenie? 

Poczucie bezpieczeństwa stało się nagle tylko abstrakcyjnym pojęciem, które przestało mieć znaczenie w starciu z ponurą rzeczywistością. Pewnie wielu z Was wylało morze łez i otarło się o zimną ścianę bezsilności. Przy konfrontacji z tym pojęciem chyba niewielu wyszło z niej obronną ręką. Sama należę do tego grona, więc nie zamierzam opowiadać Wam bajek o tym, że można strzelić palcami i wyczarować sobie bezpieczeństwo albo, że wystarczy modlitwa lub medytacja. Nie… To tak nie działa, choć czasem chciałoby się, żeby to było takie proste… Zamierzam jednak podkreślić, jak ważne jest dla nas poczucie bezpieczeństwa.


Każdy przewlekle chory, niezależnie od tego, czy jest to stwardnienie rozsiane, nowotwór, czy inna ciężka choroba potrzebuje poczucia bezpieczeństwa. Ba, potrzebuje go każdy człowiek na świecie!
Może to być świadomość, że jest ktoś obok nas, kto poda rękę, gdy będziemy czuli się gorzej albo po prostu przytuli w chwili smutku.
Może to być świadomość, że jesteśmy komuś potrzebni: w domu, w pracy, w kręgu znajomych.
To fundament, na którym budujemy swoje życie. Ciężko zaś budować cokolwiek, gdy ten fundament chwieje się na wszystkie strony. Bezpieczeństwo to nie puste, nic nie znaczące słowo. To coś, czego potrzebujemy na co dzień, nie od święta. To ono dodaje nam sił, pewności i wiary, że może być tylko lepiej.

Agnieszka Maciąg w swoich kartach afirmacyjnych „Słowa dla duszy” zawarła jedną myśl: „ Zawsze jestem w bezpiecznej przestrzeni, która pozwala mi rozwijać się i rozkwitać”.
Przyznaję, sama byłam sceptycznie nastawiona do tych słów, bo przecież jak większość z nas nie mam stabilnego gruntu materialnego ani oparcia w bliskich. Mam tylko mamę, która mnie wspiera i jest  moją ostoją. Coś jednak nie dawało mi spokoju. Tym czymś była owa „bezpieczna przestrzeń”. Nie mogło to być legendarne „El Dorado”, bo żaden z Hiszpanów go nie odnalazł, choć złota przywieźli co niemiara. Nie mógł to też być mityczny Avalon, gdyż otulałyby ją mgły i magiczne zaklęcia. Owa „bezpieczna przystań” musiała być zatem w nas. Zrozumiałam, że aby ją odnaleźć i poczuć się w niej bezpiecznie musimy znaleźć miejsce i czas, by głęboko odetchnąć i poczuć się bezpiecznie: TU i TERAZ.
Nie zmienimy przeszłości, przyszłość jest dla nas kolejną kartą księgi życia, której jeszcze nie przełożyliśmy.
Możemy więc zatrzymać chociaż tę chwilę, której nikt nam nie odbierze; w której będziemy bezpieczni i spokojni.
Pewnie zaraz po niej nastąpi cała lawina zdarzeń, która może nas przytłoczyć, jednak gdzieś w sobie będziemy mieć tą „bezpieczną przystań”, gdzie będziemy tylko dla siebie: bezpieczni i niezagrożeni przez nikogo. Miejsce, do którego możemy uciec w każdej chwili, by zregenerować siły.
Brzmi może banalnie, ale nie jest to wcale proste. To tak naprawdę pierwszy z wielu kroków, jakie musimy jeszcze zrobić, żeby w tej trudnej sytuacji odnaleźć SIEBIE.

O bezpieczeństwie znacznie więcej napisaliby ci, którzy mają oparcie w rodzinie i bliskich; którzy mogą na nich liczyć w każdej sytuacji i nie muszą martwić się o kolejny dzień, rehabilitację czy leki. Jednakże wielu z nas nie ma tego komfortu. W jednej chwili rozpada się życie i musimy budować je od nowa: kamień po kamieniu, cegła po cegle. Musimy odzyskiwać poczucie pewności, wpływu na to co dzieje się z nami i wokół nas, aż wreszcie poczucie bezpieczeństwa.
Czy to możliwe? Odpowiadam szczerze: nie wiem. Wiem tylko, że bezpieczeństwo jest nam potrzebne, by móc patrzeć w przyszłość. Ta przestrzeń jest nam potrzebna, byśmy w niej mogli odnaleźć najbardziej zagubioną istotę: samego siebie i dopiero wtedy zebrać siły do walki z chorobą.

Życzę zarówno sobie, jak i każdemu z Was poczucia bezpieczeństwa niezależnie od stanu i sytuacji w jakiej jesteśmy.

Życzę zarówno sobie, jak i każdemu z Was, byśmy mieli swoją „bezpieczną przestrzeń”, która pozwoli nam – wbrew chorobie – iść naprzód i nawet w mroku dostrzec światełko nadziei.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Anna Koprowska-Głowacka , Blogger