lutego 28, 2017

Eglé i Žaltis




Dawno, dawno temu nad pięknym jeziorem wznosił się wspaniały zamek, w którym mieszkał bogaty kunigas (książę, przywódca pruskiego grodu). Żyło mu się spokojnie, miał dobrą żonę i gromadkę dzieci: dwunastu synów i trzy córki. Najmłodsza z nich, Eglé była też najpiękniejsza. Często chodziła nad jezioro, przeglądała się w jego przejrzystej toni, a rozczesując złociste włosy, nuciła cicho. Nie wiedziała, że za każdym razem ktoś uważnie ją obserwował i coraz bardziej miłował.
            Pewnego letniego wieczoru postanowiła wykąpać się w czystych wodach. Nagle, tuż przy niej wynurzył się wielki, czarny wąż. Dziewczyna wystraszyła się i zaczęła płynąć w kierunku brzegu. Daremna była to próba. Gad doścignął ją bez trudu i oplótł się wokół niej. Ku zdumieniu dziewczyny przemówił ludzkim głosem:
- Zostań moją żoną, piękna córko kunigasa, a pokażę ci kim jestem.
             Eglé rozpłakała się, bo jakże mogła zostać żoną węża? Bezskutecznie próbowała uwolnić się z uścisku.
- Nie mogę. Wróć do swoich, tak jako i my między swemi żyjemy.- odpowiedziała cicho.
- Zostań moją żoną.- powtórzył, spoglądając na nią uważnie- Daj mi słowo, że to uczynisz, a uczynię cię panią w swym królestwie.
- Jakież to twoje królestwo?- pomyślała- Błota i głębiny jeziora. I ja miałabym tam mieszkać?
            Nie powiedziała jednak tego głośno z obawy, że może się utopić lub zginąć w wężowym uścisku. Skinęła głową.
- Dobrze. Zostanę twoją żoną.- odpowiedziała
- Zatem czekać będę aż słowa dotrzymasz i przyjdziesz jako panna młoda nad brzeg jeziora.- zasyczał wąż, zwolnił uścisk i zniknął w wodzie.
            Eglé szybko wydostała się na brzeg i co tchu pobiegła do zamku. Cała drżąca opowiedziała rodzicom swoją przygodę.
- Zapomnij o tym, dziecinko.- uspokajała ją matka, obejmując czule- Człowiek nie może poślubić węża. Może to ci się przyśniło?
- Nie, mamo. To naprawdę się wydarzyło.
- Cichaj ty.  Znajdziemy rozwiązanie.
            Minęły trzy dni. Eglé uspokoiła się nieco i już zaczęła myśleć, że może rzeczywiście cała historia jej się tylko wydawała. Rankiem otworzyła szeroko okno i spojrzała na zielone drzewa, lazurową toń jeziora i niebieskie niebo. Po chwili jednak zamarła. Pod zamkiem dostrzegła bowiem węże, które pełzły ze wszystkich stron pod zamek. Były wszędzie: na trawie, kamieniach, drzewach, a niektóre wspinały się na wyniosłe mury. Pobladła, przypominając sobie spotkanie i daną obietnicę.
- Mamo, tato!- zawołała- Już po mnie, nieszczęsnej! Swaty przyszli, chcą mnie od was zabrać!
- Nie wychodź, siedź cicho.- odparła matka- Postaramy się coś zaradzić.

            Kunigas i jego żona wiedzieli, że z taką ilością węży nie dadzą rady. Wpuścili je do zamku, przyjęli w głównej sali i poprosili o cierpliwość. Węże zgodziły się i położyły wygodnie na ziemi. Tymczasem matka Eglé wymknęła się ukradkiem do chaty mądrej staruszki, o której mawiano, że jest wiedmą.
- Co robić? Węże przyszły po naszą najmłodszą córkę. Chcą ją na żonę dla swojego władcy.
- Oszukać węże nie sztuka.- odpowiedziała cicho staruszka- Dajcie im gęś białą niczym śnieg, przybraną w kwiaty jak pannę młodą.
            Kunigas i jego zona posłuchali rady. Kazali schwycić białą gęś, ozdobić ją wiankiem kwiatów i wydali ją swatom. Wydawało się, że podstęp się udał. Węże zabrały gęś i udały się w drogę powrotną. Jednak na pobliskim drzewie siedziała kukułka, która nagle zaczęła wołać:
Kuku kuku,
dzieweczkę sobie zatrzymali
W zamian wam gąskę wyswatali
            Węże zawróciły i powtórnie poprosiły  oddanie córki. Tym razem staruszka poradziła im wydać białą owcę. Historia jednak się powtórzyła.
Kuku kuku
Dzieweczkę sobie zatrzymali
W zamian wam owieczkę wyswatali.
            Po raz trzeci zawróciły węże do zamku i tym razem zostały oszukane, gdyż zdesperowani rodzice wydali im białą krowę. I tym razem kukułka zdradziła podstęp.
Kuku kuku
Dzieweczkę sobie zatrzymali
W zamian wam krowę wyswatali.
            Tego było już dosyć. Największy z węży uniósł się i zasyczał.
- Danej obietnicy nie godzi się łamać nawet córce kunigasa. Przyszliśmy po narzeczoną naszego króla i ją chcemy dostać. Jeżeli nie dotrzymacie słowa, wasz zamek przestanie istnieć.
            Westchnęli ciężko rodzice, lecz nie mieli innego wyjścia, jak spełnić żądanie węży. Matka poszła do Eglé i opowiedziała jej o wszystkim.
- Pójdę ja za mąż za tego gada, sama mu przecież składałam obietnicę.- wyszeptała.
            Siostry w milczeniu ubrały ją w piękną, białą suknię, przybrały w wianek spleciony z polnych kwiatów. Wszyscy z trudem hamowali łzy cisnące się do oczu.
- Pójdźmy więc…
            Węże pokłoniły się Eglé i niezwykły pochód ruszył w stronę jeziora. Rodzina dziewczyny patrzyła ze smutkiem, jak oddalają się od zamku. Jedynie kukułka wesoło śpiewała:
Kuku kuku
Idzie piękna narzeczona,
Godna króla i uczona!
Smukła idzie niczym sosna,
Lica ma jak cudna wiosna!
            Kiedy dotarli na miejsce i struchlała ze strachu Eglé stanęła na brzegu, zauważyła ruch w głębinach jeziora. Domyśliła się, że to narzeczony płynie w jej kierunku. I rzeczywiście, na brzeg wypełzł wielki, czarny wąż- ten sam, którego spotkała podczas kąpieli. Zamknęła na chwilę oczy, by odetchnąć i nabrać odwagi. Jakież było jej zdumienie,      gdy po otwarciu ich ujrzała pięknego młodzieńca w bogatym stroju, który wyciągnął rękę w jej stronę.
- Tak, piękna. To mi dałaś słowo.- stwierdził z uśmiechem, widząc zaskoczenie malujące się na zarumienionej twarzy.
- Ale…- zaczęła, starając się zrozumieć to, co się wydarzyło.
- Ludzie widują mnie najczęściej pod postacią węża. Mam na imię Žaltis, jestem bogiem tych wód. Odtąd ty będziesz dzieliła ze mną życie bogini. To jest dar dla ciebie.- dodał i złożywszy ręce dmuchnął w jej kierunku.
            Od tego momentu Eglé przestała być istotą śmiertelną, gdyż Žaltis ofiarował swej wybrance zarówno nieśmiertelność, jak i wieczną młodość. W jednej chwili twarz dziewczyny otoczył nieziemski blask, a oczy zajaśniały niczym gwiazdy. Podali sobie ręce i zstąpili w głębiny. Tam, na dnie jeziora wspólnie wkroczyli do kryształowego pałacu. Wszystko lśniło kolorami tęczy, mieniło się od blasku wody i ogromnych bogactw. Jeszcze tego samego dnia rozpoczęło się huczne weselisko, które trwało trzy tygodnie.
            Eglé szczerze pokochała swego boskiego małżonka. Żyli szczęśliwie, niczego im nie brakowało. Žaltis tak bardzo miłował swoją żonę, że gotów był spełnić każdy jej kaprys, zanim jeszcze powiedziała choć słowo. Tak minęło 9 lat. W tym czasie małżonkom urodziło się troje dzieci- trzech chłopców: Ažuolas, Uosis i Beržas oraz dziewczynka Drebulė.
            Pewnego dnia, Ažuolas, który bawił się u stóp matki, podniósł na nią wzrok.
- Czy ty też masz mamę i tatę?- zapytał.
            Zaskoczona Eglé przypomniała sobie o pozostawionej rodzinie. Przez te wszystkie lata nawet o nich nie myślała. Teraz słowa najstarszego z synów ścisnęły jej serce. Jakże musieli postarzeć się przez te lata? Co też działo się na ziemi, podczas jej nieobecności? Czy rodzeństwo też założyło swoje rodziny i są równie szczęśliwi co ona?
- Tak, kochanie.- odpowiedziała z uśmiechem- Mam mamę, tatę, braci i siostry. Mieszkają jednak ponad tymi wodami, w zamku nieopodal jeziora.
- A czy odwiedzimy ich kiedyś?
- Nie wiem.- westchnęła- Będę musiała porozmawiać z waszym ojcem. Może zgodzi się, żebyście poznali dziadków, ciocie i wujków.
            Ažuolas klasnął radośnie w ręce. Choć nic nie zostało ustalone, już cieszył się na samą myśl o tej podróży. Tymczasem Eglé udała się do męża.
- Chciałabym, żeby nasze dzieci poznały moją rodzinę.- zaczęła z uśmiechem.
- Na cóż im znajomość śmiertelnych?- wzruszył ramionami Žaltis, ale wystarczyło jedno spojrzenie żony, by zmienił zdanie- Dobrze więc… Masz tu kądziel, utkaj mi ją przed wyprawą.
            Eglé siadła do pracy, ale choć przędła dzień i noc, jedwabiu wciąż nie ubywało. Miała wrażenie, że mąż postanowił ją przechytrzyć i zatrzymać w pałacu. Pewnego wieczoru wymknęła się i odwiedziła staruszkę, która mieszkała w chatce niedaleko jeziora. Opowiedziała jej o wszystkim, a ta tylko pokiwała głową.
- Babuszko droga, jak mam utkać ten jedwab, bo coś mi się zdaje, że on zaczarowany.
- Nie mylisz się. Wrzuć kądziel do ognia, by się oczyścił, a zobaczysz co się stanie.
            Eglé posłuchała rady, a wróciwszy do pałacu rozpaliła ogień i wrzuciła kądziel do ognia. Nie minęła chwila, a z środka wyskoczyła ropucha, która nie pozwalała zakończyć jej pracy. Dopiero teraz mogła wykonać zadanie. Kiedy skończyła, powtórnie poszła do Žaltisa.
- Proszę. Czy to wszystko?
            Król wód nie krył zdziwienia, że żona wywiązała się z zadania, jednak nie dał tego po sobie poznać. Uśmiechnął się i podarował jej piękne trzewiki.
- Jak je zedrzesz, będziesz mogła z dziećmi pojechać do rodziny.
            Tym razem Eglé spodziewała się już jakiegoś podstępu. Założyła jednak buty i chodziła wszędzie, gdzie tylko mogły się uszkodzić. Wszystko jednak nadaremno, gdyż nie było na nich nawet jednej rysy. Ponownie więc poszła do staruszki.
- Babuszko, ja znowu po prośbie. Co z nimi zrobić? Mąż nie chce mnie puścić, a ja tak bardzo tęsknię do rodziców…
- Zanieś je do kowala, niech je przepali w piecu.
            Posłuchała rady, kowal trzewiki przepalił. Gdy założyła je na powrót okazało się, że stały się bardzo cienkie. Nie minęły trzy dni, a pękły. Udała się więc do męża i pokazała znoszone buty.
- No dobrze… możesz wybrać się do rodziców, tylko upiecz ciasto, bo nie godzi się iść w gości z pustymi rękoma.
            Zanim Eglé zabrała się do pracy, Žaltis nakazał pochować przed nią wszystkie naczynia tak, by nie miała w czym upiec ciasta. W kuchni pozostało tylko sito. Gdy to zobaczyła, załamała rozpaczliwie ręce. Jakże bowiem miała przynieść wody bez wiadra? Jakże zagnieść ciasto bez naczynia? Już miała zrezygnować, gdy postanowiła jeszcze raz poradzić się staruszki. Ta uśmiechnęła się tylko.
- Zaklej dziury w sicie żytnim chlebem. 
            I tym razem Eglé wyszła z opresji. Kiedy ciasto było już gotowe poszła do męża. Tym razem nie zamierzał już odwodzić jej od odwiedzin u bliskich. Pomógł jej i dzieciom przeprawić się na brzeg i ucałował wszystkich na pożegnanie.
- Pamiętaj, Eglé, nie bądź tam dłużej niźli dziewięć dni. A kiedy będziesz chciała wrócić, wraz z dziećmi stań tu, na brzegu i zawołaj po trzykroć:
Žaltisie, mój mężu,
Twa żona cię woła!
Jeśliś żywy- mój kochany,
Niech zaszumi woda rzeczna,
Niech z odmętu tryśnie piana,
Biała piana, piana mleczna!
Jeśliś martwy i w ciemności pływasz
Niech się wielka fala wzbije,
Pianą krwawą się pokrywa!
- Dobrze, mężu. Spamiętam.- zapewniła, całując go na pożegnanie.
            Žaltis przytulił jeszcze do siebie dzieci i dodał.
- Wy zaś nikomu nie zdradźcie, jak mnie wezwać. Będę na was czekał.
            Eglé wraz z dziećmi udała się więc do rodzinnego zamku. Gdy tylko weszła na dziedziniec, zapanowała wielka radość. Wszyscy wybiegli na jej powitanie, ściskając i całując zarówno ją jak i dzieci. Ugościli prawdziwie po królewsku, a pytań zaś nie było końca. Każdy chciał wiedzieć, jak żyje się jej wśród węży i wodnych stworzeń; jak ją mąż traktuje; czego uczą się dzieci. Kobieta zaś opowiadała i opowiadała o świecie, którego żadne z nich nie mogło nawet dotknąć. Czas mijał jej tak szybko, że ani się spostrzegła, gdy minął tydzień jej wizyty. Poza tym tęskno już jej było do ukochanego męża.
            Szczęśliwa, że mogła spotkać rodzinę i przedstawić swoje dzieci nie podejrzewała, że bracia knuli za jej plecami plan, w jaki sposób zatrzymać ją na zawsze w zamku. Jedynym wyjściem było uśmiercić Žaltisa, jednak musieli najpierw poznać sposób, w jaki trzeba go wywołać z jeziora. Eglé niczego im nie zdradziła, więc postanowili dowiedzieć się tego od dzieci. Zabrali więc najstarszego syna do lasu i próbowali nakłonić go do wyjawienia sposobu wezwania króla węży. Ažuolas jednak nic nie powiedział i uciekł do matki. Podobnie było z
Uosisem i Beržasem. Oni również nie zdradzili ojca. Nie skutkowały ani prośby, ani groźby. Chłopcy milczeli jak zaklęci.  Pozostało im jednak jeszcze najmłodsze dziecię, córka Drebulė. Dziewczynka początkowo milczała, ale ciemny las i potężni wujowie wywołali w niej taki strach, że cichutko wypowiedziała zaklęcie, którym można było przywołać jej ojca.
            Zadowoleni z siebie bracia wrócili do zamku, zabrali ze sobą kosy i udali się nad jezioro. Stanęli na brzegu i zawołali po trzykroć:
Žaltisie, mój mężu,
Twa żona cię woła!
Jeśliś żywy- mój kochany,
Niech zaszumi woda rzeczna,
Niech z odmętu tryśnie piana,
Biała piana, piana mleczna!
Jeśliś martwy i w ciemności pływasz
Niech się wielka fala wzbije,
Pianą krwawą się pokrywa!
            Gdy tylko skończyli, woda zabulgotała, wzniosła się biała fala i na brzegu stanął Žaltis we własnej postaci. Rozejrzał się dookoła za żoną i dziećmi, ale zamiast nich dojrzał braci Eglé. Ci rzucili się na niego i rozsiekli kosami na kawałki. Zadowoleni z siebie wrócili do zamku, ale słowem nie wspomnieli siostrze o tym, co wydarzyło się nad jeziorem.
            Na dziewiąty dzień Eglé postanowiła wrócić do męża. Podziękowała za gościnę, uściskała wszystkich i wraz z dziećmi podążyła w stronę jeziora. Stanęła nad brzegiem i zawołała tak, jak ją nauczył:
Žaltisie, mój mężu,
Twa żona cię woła!
Jeśliś żywy- mój kochany,
Niech zaszumi woda rzeczna,
Niech z odmętu tryśnie piana,
Biała piana, piana mleczna!
Jeśliś martwy i w ciemności pływasz
Niech się wielka fala wzbije,
Pianą krwawą się pokrywa!
            Woda wzburzyła się, coś w głębi zabulgotało i zamiast białej piany, wraz z którą przybyłby jej ukochany, ujrzała krwawą pianę. Zabarwiła ona wodę na czerwono, barwiąc jej trzewiki i skraj sukni. Eglé pobladła, padła na kolana i zapłakała gorzkimi łzami.
- Cóż stało się, mój mężu? Nikomu nie powiedziałam, jak cie przywołać. Nikomu nie zdradziłam naszej tajemnicy.
            Z otchłani dobył się głos Žaltisa.
- Nie ty, słodka Eglé tu zawiniłaś. Nie zawiniła też nasza córeczka, która ze strachu sekret nasz wyjawiła. To twoi bracia mnie zamordowali!
            Zrozpaczona Eglé zaczęła płakać tak rozpaczliwie, że nawet dzieci nie były w stanie jej pocieszyć. Przytuliły się do niej, szlochając wraz z nią. Najbardziej zaś łzy roniła mała Drebulė.
- Co my teraz zrobimy, nieszczęśni? W domu morderców nasza noga nie postanie. Do pałacu Žaltisa wstępu już nie mamy. Przyjdzie nam się tułać po świecie i rozpaczać przez niejedno tysiąclecie… Bogowie wielcy i potężni, ulitujcie się nad nami. Nie zsyłajcie nas wieczną na poniewierkę.
            Bogowie ulitowali się nad nieszczęsną Eglé i jej dziećmi. Z odległego nieba rozległ się potężny grzmot, a wraz z nim głos nigdy przez nich nie słyszany:
Nie będziesz ty cierpiała w poniewierce
Bo wielkie i czyste masz swoje serce.
Zamienisz się w śweirk zawsze zielony,
W smutku jako i dzisiaj pogrążony.
Synowie twoi, co wierni zostali,
Słowa ojcu danego dotrzymali
Staną się dębem, jesionem i brzozą,
Które przed żadną burzą się nie strwożą.
Zaś córka niepewna, pełna lęków,
Nie pokaże światu pełni swych wdzięków.
Jej serce wypełniała słaba wiara,
Jako osika będzie zawsze drżała.
            Gdy słowa ucichły, nad brzegiem jeziora pojawiły się nowe drzewa: świerk, dąb, jesion, brzoza i osika. Świerk przez cały rok pozostaje zielony, zachowując wieczną urodę taką, jaką miała Eglé. Dąb, jesion i brzoza rosną dumnie ku górze, swoimi konarami starając się sięgnąć niebios. Natomiast drobna osika do dziś drży nawet przy najlżejszym podmuchu wiatru, na wspomnienie tego, że zdradziła własnego ojca.



Jedna z baśni dawnych Kresów (Litwa). Więcej szczegółów wkrótce. 

Na razie bez poprawek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Anna Koprowska-Głowacka , Blogger