Z kart historii
Free Fotos z Pixabay |
Ci, którzy pamiętają trochę faktów z historii z pewnością kojarzą tzw. "ogień grecki", który był postrachem wrogów Cesarstwa. Woda nie mogła go ugasić, więc stanowił potężną broń na lądzie i morzu. Ogień można było zdusić wyłącznie na trzy sposoby. Za pomocą octu, piasku lub… wina. W tej historii zaś to właśnie wino pełni kluczową rolę.
Historia wydarzyła się w IX wieku.
Pewnej bezksiężycowej nocy statek należący do floty Rusi odłączył się przypadkowo od pozostałych i płynął bez celu w pobliżu wybrzeża Azji Mniejszej. Niespodziewanie ktoś na pokładzie wszczął alarm. W oddali rzekomo dostrzegł zabójcze "siphonophory" miotające ogień. Zaczęła się panika. Spiesznie wytoczono beczki z winem, by odeprzeć atak.
Jakiś czas później okazało się, że alarm był fałszywy, a alarmujący... zaspany. Niestety, wino okazało się prawdziwe i mocne. Aż żal było nie sprawdzić jego skuteczności.
Skutki okazały się opłakane.
Podobno wesoły ruski statek przez osiem
dni błąkał się po morzu. Dopiero po tym czasie zdołał odnaleźć resztę floty. O konsekwencjach jakie wyciągnięto wobec kapitana nie wiadomo.
(Na podstawie: M. Siuchniński, Gazeta tysiąclecia, Warszawa 1966)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz