Jako, że dziś mamy "Mikołajki" postanowiłam przedstawić Wam kolejny fragment mojej powieści "Strażniczka Nawii". Tym razem jest on związany z symboliką liczby siedem i jej znaczeniu dla wielu kultur.
Wieńce,
w które wplatano tylko siedem kwiatów były nie tylko ofiarą, ale i hołdem
składanym najwyżej bogini - Bogini Matce, Ziemi.
(...)
Siedzieli oboje na pniu powalonego drzewa. Słońce zdążyło już skryć się za
horyzontem i noc powoli obejmowała świat w swe władanie. Rozalia jednak nie
bała się mroku, który otaczał ich coraz bardziej. Spoglądała na zręczne ręce
ojca, splatającego wieniec. Kiedy umieścił w nim ostatni z siedmiu kwiatów,
spojrzał na córkę.
-
Widzisz, jakie to proste? – uśmiechnął się.
-
Ojcze, ale dlaczego tylko siedem? Do tego wianka można przecież wpleść jeszcze
dużo ładnych kwiatków. – wtrąciła, dotykając palcem delikatnych płatków
czerwonych maków.
- To prawda. Miejsca jest aż nadto. – roześmiał się, ale po chwili spoważniał. Z zadumą spojrzał na swoje dzieło. – Przy tej ofierze wieniec musi mieć jednak tylko siedem. To nie tylko ofiara, to hołd… hołd oddany mojemu mias… – w tej chwili przerwał i spojrzał na zaciekawioną twarz dziewczynki.
- To prawda. Miejsca jest aż nadto. – roześmiał się, ale po chwili spoważniał. Z zadumą spojrzał na swoje dzieło. – Przy tej ofierze wieniec musi mieć jednak tylko siedem. To nie tylko ofiara, to hołd… hołd oddany mojemu mias… – w tej chwili przerwał i spojrzał na zaciekawioną twarz dziewczynki.
Zamrugała
oczami i podparła brodę na rękach, jakby czekała na ciąg dalszy opowieści.
Manfred otrząsnął się z zadumy. Były sprawy, o których nie mógł, a właściwie
nie chciał mówić. Rozalia była zbyt mała, by zrozumieć kim był i co przeżył,
zanim dotarł do grodu, który stał się jego azylem. Uśmiechnął się i powrócił do
tłumaczenia.
- Ten wieniec to symbol świata, w którym żyjemy.
- Ten wieniec to symbol świata, w którym żyjemy.
-
Jawii? – zapytała, ucieszona, że może pochwalić się wiedzą.
-
Tak, Jawii. – potwierdził z uśmiechem, który ukazał jego równe, białe zęby –
Liczba siedem jest święta od tysięcy lat dla wielu narodów. Siedem dni trwa
każde oblicze srebrzystego Chorsa; siedem ciał niebieskich decyduje o losach
ludzi i narodów; w zaświatach jest siedem bram, po których przekroczeniu dusza
już nie ma powrotu; siedem to liczba łącząca Niebo i Ziemię; to liczba
doskonałości w naszym niedoskonałym świecie. Składając taką ofiarę oddajesz
cześć tym bogom, którzy pochylają się nad nami z miłością, choć są świadomi
naszych słabości.
-
Czy ja też mogę zrobić taki wianek? – zapytała zaciekawiona.
-
W każdej chwili, gdy poczujesz ku temu potrzebę. – odparł i dodał, wstając – A
teraz chodźmy razem złożyć go naszej wielkiej orędowniczce, Pani Życia i
Śmierci.
Rozalia tylko na to czekała. Lubiła przemierzać ciemny las i słuchać odgłosów zwierząt. Wiedziała, że w towarzystwie ojca nic jej nie grozi. Nawet, gdy jakiś cień pojawiał się na ścieżce, znikał w popłochu, gdy tylko się zbliżyli. Tak było i tym razem. Przez jakiś czas szli ścieżką, by później zboczyć w mniej uczęszczane ostępy. Między gęstymi zaroślami, młodymi drzewkami i paprociami przebiegała tylko wąska, ledwo widoczna ścieżka wydeptana przez zwierzęta. Powoli weszli na niewysokie wzgórze, które zawsze uchodziło za święte. Na jego szczycie Manfred ukląkł, zrobił mały ołtarzyk z darni i mchu, na którym złożył wieniec. Wstał i spojrzał na dziewczynkę.
Rozalia tylko na to czekała. Lubiła przemierzać ciemny las i słuchać odgłosów zwierząt. Wiedziała, że w towarzystwie ojca nic jej nie grozi. Nawet, gdy jakiś cień pojawiał się na ścieżce, znikał w popłochu, gdy tylko się zbliżyli. Tak było i tym razem. Przez jakiś czas szli ścieżką, by później zboczyć w mniej uczęszczane ostępy. Między gęstymi zaroślami, młodymi drzewkami i paprociami przebiegała tylko wąska, ledwo widoczna ścieżka wydeptana przez zwierzęta. Powoli weszli na niewysokie wzgórze, które zawsze uchodziło za święte. Na jego szczycie Manfred ukląkł, zrobił mały ołtarzyk z darni i mchu, na którym złożył wieniec. Wstał i spojrzał na dziewczynkę.
-
Teraz możesz powiedzieć Marzannie co tylko chcesz.
- Mogę ją nawet poprosić o nową sukienkę? –
zapytała cicho, trochę zawstydzona tak przyziemną prośbą.
Widziała,
że ojciec z trudem pohamował śmiech. Zachował jednak powagę i skinął głową.
- Możesz. Na pewno cię wysłucha.
- Możesz. Na pewno cię wysłucha.
Przez
chwilę modlili się. Rozalia miała jednak wrażenia, że ojciec szepcze w zupełnie
innym języku i ani razu nie wymienił imienia Marzanny. Powtarzał za to jakieś
inne imię, którego nie potrafiła zrozumieć. (...)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz