kwietnia 16, 2020

Legendy z Kociewia i Borów Tucholskich

Legendy z Kociewia i Borów Tucholskich
„Legendy i podania z Kociewia i Borów Tucholskich” 
( wydane przez wydawnictwo Region w 2015 roku) to książka, w której zebrałam podania i legendy z powiatów: chojnickiego, tucholskiego, starogardzkiego, świeckiego i tczewskiego. 
Książka zdobyła nagrodę w kategorii „Piękne Słowo” podczas Kociewskich Targów Wydawniczych w Starogardzie Gdańskim.


Kociewie i Bory Tucholskie to niezwykle malownicze tereny, w których najważniejszą rolę odgrywa natura. Piękne i tajemnicze lasy, lśniące tafle jezior, rzeki przecinające niczym srebrzyste wstęgi złociste pola i zielone łąki, a wśród nich wsie i miasta – jakby wtopione w ten urokliwy i wyjątkowy krajobraz. To wszystko sprzyjało tworzeniu opowieści, w których przyroda przenikała się z fantastyką, historia z wierzeniami, a tradycje z codziennością. 

Ta książka nie jest jednak tylko zbiorem legend. Odnajdziecie w niej również zapomniane zwyczaje i wierzenia. Czy wiedzieliście, że:
- diabeł pod postacią wiru powietrznego ściga zabłąkane duszyczki?
- duchy widują nie tylko zwierzęta, ale także osoby urodzone w maju oraz ci, którzy przyszli na świat o godzinie 12-tej (w południe i o północy)?

kwietnia 05, 2020

W poszukiwaniu wspomnień - robocza wersja wstępu do powieści

W poszukiwaniu wspomnień - robocza wersja wstępu do powieści
WSTĘP

         Zaskrzypiały stare drzwi. Drżące światło woskowej świecy zamigotało w ciemnym, wąskim korytarzu i oświetliło strome schody. Na przegniłych stopniach leżała gruba warstwa kurzu. Niegdyś pobielane ściany i sufit zasnute były misternie utkanymi pajęczynami, które zwisały niczym poszarpane firanki skutecznie zniechęcając do wejścia na górę. Widok tego zapomnianego przez ludzi miejsca mógł wywołać drżenie i lęk. Był to przecież azyl przeszłości, o której wszyscy chcieli zapomnieć; prawdziwe cmentarzysko bolesnych wspomnień i wartości dawno minionej epoki. Od wielu lat nikt tam nie zaglądał tak, jakby już samo otwarcie drzwi miało moc przenoszenia do czasów pełnych przemocy, walk i przelewanej krwi. Alkad Cuzco starał się zapomnieć o tym miejscu i udawało mu się to przez prawie 15 lat.
Udawało się. Do dziś. Do dnia, gdy na progu ciemnego korytarza stanęła młoda, kilkunastoletnia dziewczyna ubrana w haftowaną złotą nicią i bogato zdobioną perłami suknię z ciężkiego, zielonego materiału. Szerokie rękawy z modnymi pęknięciami odsłaniały czerwoną materię spodniej szaty. Jej szyję trzykrotnie oplatał sznur mlecznobiałych pereł, a poniżej połyskiwał złoty medalion w kształcie słonecznej tarczy. Migoczący blask świecy rozjaśniał jej dziecięcą twarz o łagodnie zarysowanych policzkach, igrał światłem w czarnych, błyszczących oczach, lśnił na misternych, złotych kolczykach i prześlizgiwał się po czarnych włosach upiętych na karku w węzeł i przyozdobionych perłami. Patrzyła przed siebie, na tonące w ciemności schody i jeszcze wahała się, czy ruszyć na górę, łamiąc zakaz wuja.
Była to Catalina de Lemos, umiłowana córka zmarłego przed niespełna rokiem hrabiego Juana de Lemos y Astadilla. Z nagła osamotniona po stracie jedynej bliskiej osoby; zagubiona jak jagnię wśród stada wilków w prawnym konflikcie między spadkobiercami ojca; czuła się porzucona  przez wszystkich i zapomniana. Nie chciała zostać w pałacu. Wiedziała, że zwaśnieni stryjowie wykorzystają ją do prawnej batalii o ogromne posiadłości, a ostatecznie wydadzą za mąż za obcego człowieka albo oddadzą do klasztoru. Nie chciała poddać się ich woli, pozostać tylko zabawką w rękach chciwców. Pozostała jej tylko jedna droga ucieczki: do Indii Zachodnich i nieznanego wuja, który był alkadem Cuzco. Niewiele myśląc zabrała ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy i korzystając z zamętu po pogrzebie ojca opuściła ukochany pałac. Zdołała przekupić jednego z kapitanów, by zabrał ją w podróż przez wielkie morze. Na szczęście tym samym statkiem płynął do Nombre de Dios Miguel de Seso z żoną, którzy zaopiekowali się nią na czas podróży. Cataliny nie przerażała wyprawa w nieznane. Kiedy już stała na pokładzie poczuła, jakby z serca spadł jej nieznośny ciężar pokory i zależności, a smutek po stracie ojca zaczęły zastępować dziwnie połączone uczucia: ożywienie i niepokój. Im bardziej oddalali się od Hiszpanii, zaczynała rozumieć czym jest prawdziwa wolność. Długa droga po kapryśnych wodach wydawała się jej chwilami nierealnym snem, z którego nie chciała się obudzić. Podróż jednak dobiegła końca. Z Nombre de Dios dotarła lądem do Panamy, a następnie znowu drogą morską do Ciudad de los Reyes, gdzie udała się prosto do wicekróla. Francisco de Toledo był wprawdzie nieco zakłopotany przybyciem córki hrabiego de Lemos, ale przyjął ją z szacunkiem i okazał wielką gościnność. Gdy wyjawiła mu powód swego przybycia, zdecydował się na pomoc. Pod opieką przydzielonego jej kapitana bezpiecznie dotarła do Cuzco, gdzie trafiła pod opiekuńcze skrzydła zaskoczonego wuja. Stanęła przed nim pełna niepokoju, czy aby nie odeśle jej do Hiszpanii. Na szczęście okazał się człowiekiem honoru, który po wysłuchaniu opowieści zdecydował o udzieleniu jej nie tylko gościny, ale i azylu. Wciąż pamiętała jego słowa:
- Mój dom jest otwarty dla każdego gościa, bo w jego osobie przyjmuję pod swój dach samego Chrystusa. Ty zaś, jako córka mej kuzynki znajdziesz tu nie tylko dach nad głową, ale także rodzinę, której ci zabrakło. Nic ci tutaj nie grozi, jednak proszę, byś nie ryzykowała więcej swoim życiem.
         Od tego czasu nie mogła na nic się skarżyć. Była wręcz zdumiona faktem, że w tym dalekim świecie może zachowywać się znacznie swobodniej niż w Hiszpanii. Nikt nie ograniczał jej dostępu do zgromadzonych przez wuja ksiąg, a do miasta mogła wychodzić kiedy tylko chciała. Musiała tylko zaakceptować fakt, że towarzyszyła jej zawsze służąca wuja, młoda dziewczyna o ciemnej karnacji i czarnych, wesołych oczach. Catalina szybko się z nią zaprzyjaźniła i w wolnych chwilach, jakich nie brakło pomagała jej w nauce języka. Jedynym ograniczeniem, jakie wuj na nią nałożył był zakaz wchodzenia na strych domostwa. Kiedy wypytywała o to nową przyjaciółkę, ta rozłożyła ręce.
- Pan Miguel trzyma tam skarby przeszłości. Nie wiem, co tam jest. 

kwietnia 05, 2020

Opowieści pisarki z czasów pandemii

Opowieści pisarki z czasów pandemii
Opowieści z czasów pandemii

Jako pisarka lubię przyglądać się światu i ludzkim zachowaniom. Teraz, w czasach pandemii jest to tym bardziej ciekawe, że z ludzi często wychodzi nie tylko prawdziwa natura, ale i pierwotne instynkty. Notuję też sobie różne reakcje i dialogi. Cóż, często uczestniczę w takich sytuacjach. Jestem osobą niepełnosprawną, ale to nie znaczy, że nie widzę, nie słyszę i nie analizuję.

Jedno jest tylko przykre. Wśród naprawdę wielu szlachetnych inicjatyw, w których ludzie narażają zdrowie i życie, pojawia się coraz więcej agresji, niechęci i poczucia władzy. Napiszę o dwóch sytuacjach, w których brałam udział.

Przed apteką

Wraz z mamą stałyśmy w kolejce do apteki (niestety muszę wykupywać leki na SM i astmę). Wszyscy stali nie pod ścianami budynków a w poprzek deptaku, żeby był dostęp do rzeźnika i pasmanterii (gdzie dobrzy ludzie kupują materiały na maseczki) oraz możliwość przejścia dla przechodniów. Przed nami i za nami starsi i młodsi ludzie. OK. Przepisowe odstępy były zachowane. Wszyscy grzecznie czekali na swoją kolej.
W pewnym momencie na ulicy pojawiły się dwie młode damy. Obrzuciły wszystkich pogardliwym wzrokiem i zaczęły głośno komentować tak, żebyśmy słyszeli:
- Co za prymitywy i bezmózgowcy. Trzeba by wezwać służby, żeby zrobić z nimi porządek. Niech się nauczą, jak postępować i siedzą w domu.
- A te staruszki to chyba mają wyznaczone godziny, w których powinny przychodzić i nie przeszkadzać innym.
- No tak, ale to zachowanie jest karygodne! Jak tak można? Ich chyba tylko śmierć czegoś może nauczyć". No cóż... Wszyscy popatrzyli na siebie i... Nawet nie było czego komentować.
 Kurtyna spadła.

kwietnia 04, 2020

Nie chcę... (wiersz)

Nie chcę... (wiersz)
Gabriela Piwowarska z Pixabay

Nie chcę
  

Nie chcę żyć w świecie,
W którym najgorsze instynkty się budzą
U ludzi przeciwko ludziom.

Nie chcę żyć w świecie,
W którym człowiekiem nienawiść kieruje
Wszędzie agresja króluje.

Nie chcę żyć w świecie,
W którym młodzi starszymi pogardzają
Myśląc, że sami zaradzą.

Nie chcę żyć w świecie,
W którym słabsi są w przepaść strącani
Pod niegodziwców rządami.

kwietnia 02, 2020

Dr Michael Newton, Wędrówka dusz

Dr Michael Newton, Wędrówka dusz
Dr Michael Newton
Białystok 2020
Wydawnictwo Illuminatio
ISBN: 978-83-66436-62-6

Każdy z pewnością zastanawiał się co stanie się z nami po śmierci. To zupełnie naturalne: strach, niepewność przed nieuchronnym i… ciekawość. W różnych kulturach obraz tego, co nas czeka jest postrzegany inaczej. Łączy je jednak jedno: pewność, że każdy z nas ma duszę, a po śmierci istnieje życie i świat duchowy.

Pozwolę sobie na małą dygresję. Otóż trzydzieści lat temu, po operacji sama zetknęłam się z tym światem. Do dziś pamiętam, jak z góry patrzyłam na lekarzy i pielęgniarki oraz… numer sali, do której mnie przewieziono. Było to niesamowite uczucie, gdy niemal „wpadłam” na ścianę nad drzwiami, gdzie znajdował się ten numer. Nie chcę Wam jednak opowiadać o moich doświadczeniach, lecz napisać o niezwykłej książce. Książce, dzięki której możemy zajrzeć za zasłonę tak pieczołowicie strzeżoną przez samą śmierć.

Dr Michael Newton w ciągu dziesiątek lat pracy zdołał odnaleźć klucz do zamkniętych bram duchowego świata i pozwolił nam zajrzeć tam, dokąd wstęp mieli tylko nieliczni. Jego książka „Wędrówka dusz” stanowi niewątpliwy przełom w badaniach nad życiem po życiu. Niezależnie od wyznania lub nawet braku zaangażowania religijnego, obrazy świata między wcieleniami są zaskakująco spójne i fascynujące. Jedyne różnice wynikają tylko z umiejętności opowiadania. Wszystkie przypadki sprowadzają się jednak do stwierdzenia, które przekazała jedna z jego pacjentek: Jestem tutaj, w moim wiecznym domu”.
Czyżby zatem to właśnie tam, poza granicami fizycznego życia istniał prawdziwy, wieczny dom, do którego wszyscy wracamy?

Copyright © Anna Koprowska-Głowacka , Blogger